[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Podszedl do szafy i siegnal do srodka.Zacisnal palcewokól nogi Tedda i wydobyl go z pudla.Chlopiec usiadl na lózku tulac Tedda do policzka.Trwal tak przez dluzszy czas wraz ze swoimpluszowym misiem, niebaczny na cokolwiek innego.Ni stad, ni zowad zwrócil sie w kierunku komódki.Wyciagniety Pan Mój spoczywal tam wmilczeniu.Bobby pospiesznie odniósl Tedda do kartonu.Przeszedl przez pokój.Kiedy otwieraldrzwi, metalowa figurka na komódce poruszyla sie.- Pamietaj o Swiecie Zabawek.Drzwi zamknely sie.Pan Mój uslyszal ciezkie kroki Dziecka schodzacego po schodach tupiacnieszczesliwie.Nie posiadal sie z radosci.Szlo jak z platka.Bobby nie chce tego robic, ale nieprotestuje.A jak tylko narzedzia, czesci i bron bezpiecznie dotra do srodka, mozliwosc porazkinie bedzie wchodzila w rachube.Moze przejma kolejna fabryke.Albo nawet lepiej: sami stworza sztance i maszyny, abywyeliminowac potezniejszych Panów.Tak, gdyby tylko mogli byc wieksi, chociaz odrobinewieksi.Byli przeciez tak mali, tak niepozorni, zaledwie kilka cali wysokosci.CzyStowarzyszenie skazane jest na niepowodzenie, na wymarcie wylacznie z racji tego, ze jegoczlonkowie byli mali i watli?Ale przy wsparciu czolgów i broni! Jednak ze wszystkich pakunków skladowanych potajemnie wsklepie z zabawkami, ten jeden, wlasnie ten jeden mial byc.Uslyszal szmer.Pan Mój odwrócil sie gwaltownie.Teddo ociezale wylazil z szafy.- Bonzo - powiedzial.- Bonzo, idz pod okno.Jesli sie nie myle, to wlasnie tamtedy dostal sie dosrodka.Pluszowy królik jednym skokiem wyladowal na parapecie.Przykucnal, wygladajac na zewnatrz.- Na razie nic.- To swietnie.- Teddo kroczyl w strone komódki.Spojrzal w góre.- Maly Panie, zejdz no tu,prosze.Dosyc sie tam nasiedziales.Pan Mój wlepial w niego oczy.Fred, gumowa swinka, wychodzil z szafy.Posapujac zblizyla siedo komódki.- Wejde do góry i sciagne go - oswiadczyl.- Nie zanosi sie na to, by sam raczyl zejsc.Bedziemyzmuszeni mu pomóc.- Co ty wyprawiasz? - krzyknal Pan Mój.Gumowa swinka szykowala sie do skoku z uszami naplask przylegajacymi do glowy.- O co chodzi?Fred skoczyl.W tym samym momencie Teddo zaczal gladko piac sie w góre po uchwytachkomódki.Bez trudu dostal sie na szczyt.Pan Mój zmierzal ku scianie, zerkajac na lezaca glebokow dole podloge.- A wiec to spotkalo pozostalych - mruknal.- Teraz juz rozumiem.Czyhajaca na nasOrganizacja.Wszystko jasne.Skoczyl.Kiedy zebrali pokruszone kawalki i wsuneli je pod dywan, Teddo powiedzial:- Ta czesc byla latwa.Miejmy nadzieje, ze pozostale nie okaza sie trudniejsze.- Co masz na mysli? - zapytal Fred.- Ten pakunek.Czolgi i bron.- Och, damy im rade.Pamietasz, jak pomagalismy w sasiedztwie, kiedy pierwszy Maly Pan,pierwszy, z którym mielismy do czynienia.Teddo wybuchnal smiechem.- Wywiazala sie niezla walka.Byla ciezsza niz ta No ale przeciez wspieraly nas pandy znaprzeciwka.- Dokonamy tego raz jeszcze - stwierdzil Fred - Zaczyna mi to sprawiac niesamowita frajde.- Mnie równiez - dodal z okna Bonzo
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|