Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy o szóstej otwarto restau­rację, zszedł po cichu na dół na kawę, po czym wrócił szybko do siebie.Gospoda i Zajazd Tabbarda były wiekowym i wielce osobliwym miejscem, usytuowanym w trzech połączonych ze sobą staromiejskich kamieniczkach.Wszędzie napotykało się maleńkie drzwi i wąskie, biegnące we wszystkich kierunkach korytarzyki.Czekał go długi, męczący dzień, ale spędzi go wraz z Darby, jak miał prawo przypuszczać.Popełnił błąd, fatalną pomyłkę, ale wybaczyła mu.Dokładnie o wpół do dziewiątej zastukał do drzwi pod numerem pierwszym.Otwo­rzyła je szybko, a potem starannie zamknęła.Była ubrana w dżinsy i flanelową koszulę.Znów wy­glądała jak studentka prawa.Nalała mu kawy i usiadła przy małym stoliczku, na którym stał telefon otoczony zapisanymi kartkami.- Dobrze spałeś? - zapytała uprzejmie.- Nie.- Rzucił na łóżko egzemplarz “Timesa”.Już go przeczytał i znów niczego nie znalazł.Darby podniosła słuchawkę i wystukała numer wydziału prawa w Georgetown.- Poproszę z dziekanatem - powiedziała kategorycznym tonem.- Halo? Mówi Sandra Jernigan.Dzwonię z kan­celarii White’a i Blazevicha.Mam do pani następującą pro­śbę: mieliśmy podczas weekendu awarię komputerów i mu­simy odtworzyć listy płac potrzebne do rocznego bilansu.Tak, White i Blazevich.Chodzi o nazwiska studentów waszego wydziału, którzy pracowali dla nas latem tego roku.Zdaje się, że było ich czterech.- Pauza.- Jernigan.Sandra Jernigan - powtórzyła.- Rozumiem.Jak długo to potrwa? - Pauza.- A z kim mówię? Z Joan.Dziękuję, Joan.- Darby zakryła słuchawkę i odetchnęła głęboko.Gray wpatrywał się w nią z napięciem.Na jego twarzy malował się wyraz podziwu.- Tak, Joan? Było ich aż siedmiu! Mamy tu kompletny bałagan po tej awarii.Czy mogłabym dostać ich adresy i numery kart ubezpieczeniowych? Tak, będzie nam to po­trzebne do podatków.Oczywiście.Jak długo to potrwa? Świetnie.Mam akurat pod ręką gońca, nazywa się Snowden.Będzie u was za pół godziny.Dziękuję, Joan, miłego dnia.- Odłożyła słuchawkę i zamknęła oczy.- Sandra Jernigan? - spytał.- Nie umiem kłamać - powiedziała z westchnieniem.- Byłaś cudowna! Rozumiem, że zostałem gońcem.- Świetnie się do tego nadajesz.Wyglądasz jak podsta­rzały student prawa wydalony z uczelni za brak postępów w nauce.I nawet jesteś przystojny.- Masz ładną koszulę - rzucił, nie wiedząc, co odpo­wiedzieć.- Zapowiada się długi dzień - powiedziała Darby i upiła spory łyk zimnej kawy.- Na razie idzie nam świetnie.Mam odebrać listę stu­dentów i przynieść ci ją do biblioteki, czy tak?- Niezupełnie.Dziekanat jest na czwartym piętrze Ko­legium McDonough.Zaczekam na ciebie w sali trzysta trzydzieści sześć.To taka mała salka wykładowa pod dzie­kanatem.Pojedziesz pierwszy.Weź taksówkę i spotkamy się po piętnastu minutach.- Tak jest, szefowo - powiedział Grantham i wyszedł.Darby odczekała pięć minut i ruszyła w jego ślady, za­bierając ze sobą płócienną torbę.Krótki kurs taksówką w porannym tłoku trwał dwa razy dłużej, niż powinien.Życie w ciągłym pośpiechu nie spra­wiało jej przyjemności, a teraz doszła do tego zabawa w detektywa.Dopiero po pięciu minutach jazdy przypomniała sobie, że może być śledzona.I dobrze! Możliwe, że ciężka praca gromadzącego materiały reportera pozwoli jej zapo­mnieć o Tuczniku i innych prześladowcach.Dzisiaj i jutro skoncentruje się wyłącznie na zadaniu, a w środę wieczo­rem odpocznie sobie na plaży.Postanowili zacząć od wydziału prawa w Georgetown.Jeśli nic nie znajdą, przeniosą się na Uniwersytet Jerzego Waszyngtona.Gdyby i tam zabrnęli w ślepy zaułek, po­zostawał jeszcze Uniwersytet Amerykański, choć na spraw­dzenie wszystkich trzech uczelni może nie starczyć czasu.Tak czy inaczej, wykona trzy strzały i znika.Taksówka zatrzymała się przy Kolegium McDonough.Darby, ubrana we flanelową koszulę i z płócienną torbą przewieszoną przez ramię, wyglądała jak jedna ze studentek prawa krążących po dziedzińcu.Weszła po schodach na trzecie piętro i zamknęła za sobą drzwi sali wykładowej.W niewielkim pomieszczeniu prowadzono ćwiczenia w małych grupach, a także rozmowy kwalifikacyjne z oso­bami przyjmowanymi do pracy w kampusie.Rozłożyła na stole notatki - była studentką przygotowującą się do zajęć.Po kilku minutach w drzwiach stanął Gray.- Joan jest urocza - oznajmił, kładąc na stole listę stu­dentów.- Mamy nazwiska, adresy i numery ubezpieczeń.Czy to nie wspaniałe?!Darby spojrzała na kartkę i wyciągnęła z torby książkę telefoniczną.Znaleźli w niej pięć nazwisk.Zerknęła na zegarek.- Pięć po dziewiątej.Założę się, że połowa z nich jest teraz na zajęciach.Niektórzy mogą rozpoczynać je później.Zadzwonię do tej piątki i przekonam się, kto z nich siedzi w domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript