Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie należał do ludzi szorstkich, ale i nie był nazbyt uprzejmy, a to dlatego, że rozmowy z przebiegłymi ad­wokatami zawsze wprawiały go w zły humor.Niemniej przyniósł dwa plastikowe kubeczki służbowej kawy i zgarnął nieco papierzyska porozrzucane na biurku.Sandy podziękował mu serdecznie za znalezienie dla niego paru minut, co troszeczkę uspokoiło Cuttera.- Czy pamięta pan anonimowy telefon w sprawie Lanigana, który odebrał pan przed dwoma tygodniami? - zapytał Sandy.- Od pewnej damy z Brazylii.- Tak, oczywiście.- Otóż spotkałem się z nią kilkakrotnie.Jest doradcą prawnym Patricka Lanigana.- Przebywa w Stanach?- Krąży po okolicy.Sandy podmuchał energicznie w silnie parujący płyn, po czym odważył się pociągnąć maleńki łyczek.Przedstawił pokrótce wszystko, co wiedział o tajemniczej Latynosce, ani razu nie wymieniając jej imienia.Wreszcie zapytał, jak się posuwa śledztwo w sprawie Jacka Stephano.Cutter natychmiast zrobił się podejrzliwy.Udawał, że coś zapisuje w notatniku, próbując jednocześnie uporządkować w myślach różne fakty.- A skąd pan wie o Stephano?- Od mojej informatorki, wspomnianej Brazylijki.Ona wie o nim chyba wszystko.Proszę nie zapominać, że to właśnie ona podała panu nazwisko detektywa przez telefon.- A skąd ona się dowiedziała?- To bardzo długa i złożona historia, z której nawet ja nie znam wielu szczegółów.- Czemu więc podejmuje pan ten temat?- Ponieważ ludzie Stephano nadal prowadzą dochodzenie w sprawie mojego klienta, chciałbym więc ich powstrzymać.Cutter znów sięgnął po długopis, pociągnąwszy łyk kawy.Starał się pospiesznie stworzyć schemat ukazujący, kto kogo i o czym poinformował.Dosyć dokładnie znał treść zeznań składanych przez Stephano w Waszyngtonie, ale i te zawierały sporo luk.Niemniej zakładano do tej pory, że detektyw ostatecznie zakończył poszukiwania.- A o tym skąd się pan dowiedział?- Działający w Brazylii ludzie Stephano porwali ojca mojej informatorki.Cutter przekrzywił głowę i na parę sekund zastygł z roz­dziawionymi ustami.Wreszcie skierował wzrok na sufit, jakby szukał tam klucza do zagadki.Ale niektóre rzeczy świetnie do siebie pasowały.- Czy to możliwe, żeby ta prawniczka z Brazylii wiedziała, gdzie są pieniądze?- Niewykluczone.Zatem sprawa była jasna.- Porwanie jej ojca ma ją zmusić do powrotu do Brazylii - ciągnął McDermott - gdzie czeka ją zapewne taki sam los, takie samo przesłuchanie, jakie spotkało Patricka.Chodzi wyłącznie o pieniądze.- Kiedy nastąpiło to porwanie? - zapytał Cutter mimowol­nie podniesionym tonem.- Wczoraj.Dwie godziny wcześniej, z samego rana, jeden z aplikantów w biurze Sandy’ego odnalazł doniesienie prasowe za pośred­nictwem sieci Internet.Krótka relacja została zamieszczona na szóstej stronie „O Globo”, popularnego dziennika z Rio de Janeiro.Ofiarą uprowadzenia był niejaki Paulo Miranda.Sandy do tej pory nie znał prawdziwych personaliów Pires, wyszedł jednak z założenia, że skoro ma wprowadzić FBI w sprawę porwania, to agenci wcześniej czy później muszą poznać jej nazwisko.Gotów był nawet teraz przytoczyć jej imię, tyle że sam go nie znał.- Niewiele jednak możemy zrobić w tej sprawie - oznajmił Cutter.- I tu się pan myli.Za uprowadzeniem stoi Stephano, wystarczy go więc trochę bardziej przycisnąć.Proszę mu przekazać, że moja informatorka nie zamierza dać się schwytać w tę żałosną pułapkę.Może za to przedstawić władzom brazylijskim szczegółowe dossier detektywa Jacka Stephano.- Zobaczę, co się da zrobić.Cutter miał w pamięci, że to właśnie McDermott wystąpił do sądu o wielomilionowe odszkodowanie od biura federalnego za przewinienia, których dopuścili się inni.Wolał jednak nie rozmawiać w tej chwili na temat pozwu.Ta sprawa mogła jeszcze zaczekać.- Stephano nie dba o nic oprócz pieniędzy - dodał Sandy.- Jeśli porwanemu Brazylijczykowi cokolwiek się stanie, nigdy nie odzyska nawet jednego centa ze skradzionej sumy.- Chce pan dać do zrozumienia, że w tej kwestii mogłoby dojść do negocjacji?- To pana dziwi? Mojemu klientowi grozi wyrok śmierci.W takiej sytuacji każdy byłby gotów pójść na ugodę.- Zatem co mam powiedzieć Stephano?- Żeby natychmiast uwolnił porwanego człowieka, a wów­czas będziemy mogli zacząć rozmawiać w sprawie zwrotu pieniędzy.Dzień Stephano zaczął się wcześniej niż zwykle.Czwarte już przesłuchanie w sprawie poszukiwań Patricka Lanigana miało być ostatnie, toteż zaplanowano je aż do późnego wieczoru.Jego adwokat był tym razem nieobecny, gdyż musiał się stawić w sądzie.Detektyw zresztą wcale nie potrzebował jego pomocy, a poza tym doskwierała mu świadomość, że musi płacić tamtemu po czterysta pięćdziesiąt dolarów za godzinę.Pojawił się też nowy agent o nazwisku Oliver.Dla niego nie miało to jednak większego znaczenia, wszyscy funkcjonariusze biura zachowywali się identycznie.- Mówił pan o informacjach uzyskanych od chirurga plas­tycznego - rzucił agent, jakby przed pięcioma minutami przerwał im rozmowę dzwonek telefonu.Nigdy wcześniej się nie spotkali, natomiast Jack skończył swą relację ponad trzynaście godzin temu.- Zgadza się.- Było to w kwietniu tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego roku?- Tak.- Proszę mówić dalej.Stephano usadowił się wygodniej na krześle.- Przez pewien czas te informacje na niewiele się zdały.Mówiąc szczerze, trwało to nawet dość długo.Mimo naszych starań przez wiele miesięcy poszukiwania nie przynosiły rezultatu.Dopiero pod koniec dziewięćdziesiątego czwartego roku skontaktowali się z nami agenci firmy dochodzeniowej z Atlanty, noszącej nazwę Pluto Group.- Pluto?- Zgadza się.Między sobą nazywaliśmy ich chłopcami z Plutona.To dobrzy fachowcy, większość pracowała wcześniej w waszym biurze.Zaczęli wypytywać o tok poszukiwań Lanigana, dając do zrozumienia, że mogą nam dostarczyć pewnych wskazówek.Mieli jakiegoś tajemniczego klienta, który podobno sporo wiedział o Laniganie.Co zrozumiałe, wzbudziło to nasze zainteresowanie.Oni jednak przeciągali sprawę, bo ich klient jakoby wciąż się wahał.Jak należało oczekiwać, zażądał w końcu sporej sumy za swoje informacje.Mnie osobiście ta propozycja bardzo podniosła na duchu.- Dlaczego?- Skoro ich klient chciał uzyskać znaczną nagrodę, to musiał wiedzieć, że Lanigan wciąż dysponuje skradzionymi pieniędzmi.Dopiero w lipcu ubiegłego roku chłopcy z Plutona zdołali uzgodnić warunki umowy.Zapytali, czy nie chciałbym uzyskać adresu, pod jakim ostatnio mieszkał Lanigan.Pewnie, że chciałem.Zaproponowali, że sprzedadzą mi tę wiadomość za pięćdziesiąt tysięcy dolarów.Zgodziłem się.Byłem już zdesperowany.Wystawiłem polecenie przelewu na podany mi numer konta w banku panamskim i w zamian zostałem skierowany do Itajaí, małego miasteczka w stanie Santa Catarina, daleko na południu Brazylii.Pod wskazanym ad­resem, w nowej, eleganckiej dzielnicy, stał niewielki blok mieszkalny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript