[ Pobierz całość w formacie PDF ] . O, pani powiedział miłym głosem Zek F�ener? Nie nazywam się Karl Wiot-101ski.Gdyby tak było, pani dusza wędrowałaby już do nieba!Z ciemności spoglądały na niego błyszczące oczy.Nie wyglądały jednak na ludzkie.Były trójkątne i żółte, zbyt nisko nad ziemią.Z cienia wynurzył się wielki, szary, wy-głodniały wilk.Długi czerwony jęzor zwisał między ostrymi, mocnymi kłami.TerazJazz szybko odbezpieczył karabin.Rozległ się przy tym charakterystyczny szczęk me-talu. Nie rób tego! powstrzymała go dziewczyna. To mój przyjaciel.Jak dotąd je-dyny.Wreszcie ją zobaczył.Wyszła z mroku i stanęła przy zwierzęciu.Trzymała w rękachtaką samą broń, w jaką zaopatrzono Jazza. Jeszcze raz mówię, że nie nazywam się Karl Wiotski. Jazz spojrzał na automatdrżący w jej dłoniach. Do diabła, i tak byś pewnie chybiła! Słyszałam cię przez radio powiedziała w końcu. Przed Wiotskim.Poznajętwój głos. Co proszę? Jazz nie od razu zrozumiał. Ach, tak! To byłem ja.Chciałem po-łączyć się z Khuwem, ale wątpię, czy odebrał mój sygnał.To on wysłał mnie tutaj.Cie-bie również.Tylko, że przede mną niczego nie taił.Nazywam się Michael Jazz Simmons.Jestem agentem z Wielkiej Brytanii.Bez względu na to, co o tym sądzisz, zdaje się, że je-dziemy na tym samym wózku.Mów mi Jazz.Pod tym imieniem znają mnie przyjacie-le.Czy mogłabyś przestać we mnie celować?Kobieta nie wytrzymała.Z głośnym szlochem padła mu w ramiona.Czuł, że bronisię przed swą słabością, ale przegrała tę wewnętrzną walkę.Jej karabin hałaśliwie ude-rzył o skalne podłoże. Anglik? szlochała ze wzruszenia. Możesz być Japończykiem, Murzynem, czyinnym Arabem! Jakie to ma znaczenie? A jeśli chodzi o broń.już dawno skończyła misię amunicja.Gdyby została mi choćby jedna kula prawdopodobnie zastrzeliłabymsię wiele dni temu.Ja.ja. Spokojnie powiedział Jazz. Spokojnie! Słoneczni idą za mną wyszeptała. Chcą mnie oddać wampirom, a Wiotskimówił, że zna drogę powrotną, więc. On, co? Jazz ciągle trzymał ją blisko siebie. Rozmawiałaś z Wiotskim! Do-strzegł antenę, wystającą z jej kieszeni i przestał się dziwić. Okłamał cię.Zapomnijo tym! Użył tego jako przynęty. O Boże! Mocno wbiła się palcami w jego ramiona.Przycisnął ją jeszcze moc-niej.Poczuł jej zapach.Nawet w niekorzystnym świetle wyglądała ładnie.I bardzo ko-bieco. Zek powiedział. Powinniśmy znalezć jakieś bezpieczne schronienie.Musi-my porozmawiać, wymienić informacje.Zgoda? Myślę, że pomożesz mi zaoszczędzić102mnóstwo czasu i wysiłku. Jest taka grota, w której zwykle sypiam odparła nieco uspokojona. To jakieśosiem mil stąd.Byłam tam, kiedy usłyszałam twój głos.Myślałam, że śnię.Gdy się ock-nęłam, było już za pózno.Poszłam więc w stronę Bramy.Co dziesięć minut nawoływa-łam cię przez radio.I w pewnej chwili odpowiedział mi Wiotski. Uspokój się pośpiesznie przerwał jej Jazz. Już wszystko w porządku, o ile tomożliwe w naszej sytuacji.Opowiesz mi wszystko po drodze do twojej kryjówki, do-brze?Schylił się, żeby podnieść jej karabin.Wilk przyczaił się i ostrzegawczo warknął.Zek uspokajająco położyła swoją dłoń na jego łbie. Już dobrze, wilku.To przyjaciel. Wilk? Jazz cierpko się uśmiechnął. Oryginalny pomysł! Dostałam go od Lardisa powiedziała. Lardis jest przywódcą Wędrowców.Słonecznych, oczywiście.Wilk jest moją ochroną osobistą.Szybko się zaprzyjazniliśmy,ale ciągle jest dzikim zwierzęciem.Musisz i ty myśleć o nim jak o swoim przyjacielu.Naprawdę myśl w ten sposób, a nie będziesz miał z nim żadnych kłopotów.Odwróciła się i zaczęła schodzić w dół, w kierunku zamglonej słonecznej kuli, wciążnieruchomo zawieszonej nad siodłem południowej strony przełęczy. To prawda czy twoja fantazja? zapytał Jazz. Ta historia z wilkiem? To prawda odparła krótko.Potem jeszcze raz zatrzymała się i chwyciła jego ra-mię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|