Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Idź sobie - syknął chłopiec przez zaciśnięte zęby.Machnął ręką w stronę kwilącego pisklaka, chcąc go odpędzić.Nie miał ochoty zostać zaatakowany przez dorosłe smoczki.- On umiera z głodu, Sean - powiedziała Sorka, szarpiąc torebkę z kanapkami.- Nie czujesz, jaki jest wygłodzony?- Tylko mu nie matkuj! - mruknął Sean, chociaż on także wyczuł błaganie w głosie maleństwa.Widział jednak, jak smoczki rozszarpują ryby ostrymi pazurami.Wolałby nie być ich następną ofiarą.Zanim zdążył ją powstrzymać, Sorka rzuciła kawałek kanapki na skałę.Wylądował tuż przed kręcącym się, płaczącym stworzonkiem, które natychmiast go schwyciło i pożarło.Teraz w jego głosie dało się słyszeć wyraźne żądanie.Pisklak ruszył w stronę źródła pożywienia.Dwa inne młode uniosły główki i skierowały się w tę stronę, pomimo wysiłków dzieci, by je odpędzić i zawrócić do dorosłych, którzy znosili coraz to nowe smakołyki.- No, to się mamy z pyszna - jęknął Sean.- Ale one są głodne.- Sorka odłamała więcej kawałków i cisnęła w stronę trójki smoczków.Nowa dwójka rzuciła się naprzód, by zapewnić sobie udział w łupie.Ku niezadowoleniu Seana, Sorka wypełzła z kryjówki i z ręki karmiła chlebem pisklę, które podeszło najbliżej.Sean chciał ją złapać, ale chybił i uderzył brodą w kamienie.Smoczek Sorki przyjął ofiarowany mu kawałek, po czym wdrapał się na jej ramię, węsząc żałośnie.- Och, Sean, co za słodkie maleństwo.I to nie może być jaszczurka.Jest ciepły i miękki.Och, weź kanapkę i nakarm pozostałe.Umierają z głodu.Sean zerknął w stronę gniazda i z olbrzymią ulgą stwierdził, że matka jest bardziej zajęta karmieniem reszty dzieci niż ściganiem trzech uciekinierów.Fascynacja przemogła obawy.Chłopiec chwycił kanapkę i klękając obok Sorki, zwabił do siebie bliższego z brązowych smoczków.Drugi brązowy, słysząc zmianę w okrzykach swojego brata, rozpostarł wilgotne skrzydła i z piskiem runął do przodu.Sean odkrył, że Sorka miała rację: stworzonka miały miękką skórę, ciepłą w dotyku.Zupełnie nie przypominały jaszczurek.W krótkim czasie kanapki zniknęły w jaszczurczych żołądkach, a Sorka i Sean mimo woli zyskali przyjaciół na całe życie.Byli tak zaabsorbowani swoją trójką, że nie zauważyli zniknięcia pozostałych.Jedynie puste skorupki jajek w skalnym zagłębieniu przypominały, co się tu przed chwilą wydarzyło.- Nie możemy ich tak zostawić.Ich matka odleciała - powiedziała Sorka, zaskoczona zniknięciem smoczego rodzaju.- Ja swoich i tak nie miałem zamiaru zostawiać - odparł Sean, ironicznie patrząc na jej zakłopotaną minę.- Zabiorem je do siebie.Twoje też mogem wziąć, jeśli nie chcesz go zabierać do Lądowiska.Mama nie pozwoli ci trzymać dzikiego zwierzęcia.- Ono nie jest dzikie - zaprotestowała Sorka z urazą.Wskazującym palcem pogładziła grzbiet spiżowej istotki.Smoczek poruszył się i wtulił w jej dłoń, wydając dźwięk bardzo przypominający mruczenie kota.- Moja mama świetnie sobie radzi z dziećmi.Ratowała jagnięta nawet wtedy, gdy tata twierdził, że na pewno umrą.Sean się udobruchał.Włożył dwójkę brązowych za koszulę, po jednym z każdej strony, i zacisnął mocniej skórzany pasek, który dostał w Składach.Fakt, że uzyskał go bez trudu, sprawił, iż wzrosło jego zaufanie do Sorki.Mógł też udowodnić ojcu, że “oni” sprawiedliwie rozdają całe bogactwo, które statki przywiozły na Pern.W dwa dni po tym, jak dostał pasek, Sean spostrzegł, że nowe garnki stopniowo zastępują przy ogniskach stare, zaś jego matka i trzy siostry noszą nowe koszule i buty.Czuł ciepło brązowych stworzonek na skórze i łaskotały go trochę ich maleńkie kolce, ale chłopiec był zadowolony z sukcesu.Smoczki miały tylko po trzy palce na łapkach, przy czym kciuk był przeciwstawny.Wszyscy ludzie z obozu ojca poszukiwali na wybrzeżu jaszczurczych - to znaczy smoczkowych - gniazd i wężowych jam.Legendarnych latających stworzeń szukali dla zabawy, a na węże polowali dla bezpieczeństwa.Gady były niebezpieczne dla ludzi, którzy mieszkali w prowizorycznych domkach z plecionych gałęzi, pokrytych szerokimi liśćmi.Węże często wygryzały dziury w ścianach i wpełzały do dzieci śpiących w zawiniątkach.Nic nie było bezpieczne przed ich żarłocznością.A na dodatek nie nadawały się do jedzenia.Ojciec Seana złapał, obdarł ze skóry i upiekł kilka węży.Spróbował po kawałeczku z każdej sztuki i natychmiast musiał przepłukać usta; wężowe mięso paliło język i wywoływało opuchliznę.Tak więc wszyscy w obozie dostali polecenie: łapać i zabijać gady.Oczywiście, jeżeliby tylko otrzymali teriery i fretki, by penetrowały dziury, szybko poradziliby sobie ze szkodnikami.Porrig Connell był zniechęcony, ponieważ inni członkowie ekspedycji zdawali się nie rozumieć, jak bardzo koczownikom potrzebne są psy.Zwierząt nie trzymano dla rozrywki - były niezbędnymi towarzyszami ludzi.Okazało się, że na Pernie jest tak jak na Ziemi: Connellowie ostatni uzyskiwali dostęp do wszystkich potrzebnych rzeczy i pierwsi spotykali się z odmowną odpowiedzią.Dopilnował jednak, by każda z jego pięciu rodzin wystąpiła z prośbą o psa.- Twój tata będzie zadowolony - powiedziała Sorka, która ze szczęścia stała się bardzo wylewna.- Prawda, Sean? Założę się, że smoczki polują na węże lepiej niż psy.Pamiętasz, jak zaatakowały tego cętkowanego?Sean prychnął.- Tylko dlatego, że zaatakował ich młode.- Nie sądzę.Po prostu czuję, że one nienawidzą węży.- Chciała wierzyć, że latające jaszczurki są niezwykłe.Tak samo wierzyła, że ich rudy kocur, Duke, był najbardziej łownym kotem w dolinie, a stary Chip najlepszym psem pasterskim w Tipperary.Nagle ogarnęły ją wątpliwości.- A może powinniśmy poczekać tu razem z nimi na ich matkę?Sean zmarszczył brwi.- Jak ją ostatnio widziałem, wpychała wszystkie swoje młode do morza.Powodowani jedną myślą wstali i poruszając się ostrożnie, by nie zbudzić małych stworzonek, skierowali się w stronę wierzchołka głazu.- Och, patrz! - krzyknęła Sorka, wskazując drżącą ręką na coś, co wciągało poszarpane ciało pisklaka pod wodę.- Och, och, och! - Sean przypatrywał się niewzruszony.Sorka odwróciła się, zaciskając pięści.- A więc wcale nie jest taką dobrą matką.- Tylko najlepsze przeżyją - stwierdził Sean.- Nasze trzy som bezpieczne.Były dostatecznie sprytne, by do nas przyjść! - Nagle odwrócił się, przekrzywił głowę i spojrzał na nią spod zmrużonych powiek.- Ale czy twój będzie bezpieczny na Lądowisku? Wasi ludzie byli u nas i mówili, żeby my im znosili różne okazy.Bo mój tata to mistrz w zastawianiu pułapek.Sorka mocniej przytuliła śpiącego smoczka.- Mój ojciec nie pozwoli, żeby coś mu się stało.Wiem, że nie pozwoli.Sean nie krył cynizmu.- Tak, ale twój tata to nie przywódca swojej grupy, prawda? Musi słuchać rozkazów.- Oni chcą tylko oglądać różne stworzenia.Nie chcą ich kroić ani nic takiego.Sean nie wyglądał na przekonanego, ale poszedł za Sorką, gdy dziewczynka się odwróciła i zaczęła przedzierać przez krzaki w stronę skraju wyżyny.- Zobaczym się jutro? - zapytał Sean, z niechęcią myśląc, że mogliby przestać się spotykać, skoro ich wspólne czuwanie dobiegło końca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript