[ Pobierz całość w formacie PDF ] .My, koty, potrafimy wyczućchętną kotkę trzy dachy i dwie ulice od nas.U kocurów możemy wyróżnić trzy stanypożądania:Andar sui copi, czyli wdrapać się na dach oznacza gwałtowną potrzebę uprawiania miłości, tak jak czynią to weneckie koty,które spotykają się na dachach i miauczą donośnie.Restar imatonlo, czyli stać jak posąg oznacza całkowity brak zainteresowania uciechami cielesnymi.Mandar in squero, czyli czekać w kolejce do warsztatu naprawiającego gondole oznacza stan, w którym trzeba natychmiastowej pomocy, zwykle po stoczeniukilku bójek o wdzięki kotek lub, w przypadku ludzi, po carnevale.El ze tuto un cain de folpi, czyli być jak basen z ośmiornicami oznacza charakterystyczne dla wielu podstarzałych kocurów głębokie, choćcałkowicie fałszywe przeświadczenie o swoich nadzwyczajnych zdolnościachseksualnych.18La colpa l e na bela putela, manissun la vol.Wina to piękne dziewczę, którego nikt nie chce.Przysłowie weneckieTeraz, kiedy mogłam otwarcie uprawiać mój zawód, nabrałam większych ambicji.Chcąc być lepszą malarką, musiałam więcej wiedzieć, a im więcej chciałam wiedzieć,na tym bardziej grząski moralnie grunt musiałam wkraczać.Artysta musi na przykład wiedzieć, co się kryje pod ubraniem modela, mam tu namyśli nie tylko skórę, lecz także mięśnie i kości.Bez tej wiedzy można malowaćjedynie lalki.Jeżeli chciałam czynić postępy, musiałam się nauczyć malować z naturynagie ludzkie ciała, dla kobiety nie była to zaś prosta sprawa.Samą Angelice,pierwszą kobietę, która dostąpiła zaszczytu przyjęcia w poczet członkówKrólewskiej Akademii Sztuk Pięknych, wyszydzano z powodu nieumiejętnościprzedstawienia na płótnie męskiego ciała.Pewien poeta zakpił nawet w satyrycznymwierszu, że gdyby wyszła za mąż za jedną z postaci ze swoich obrazów, podczasnocy poślubnej niechybnie spotkałby ją spory zawód.A to przecież nie była jej wina! Przecież na pochodzącym z roku 1772 obrazieJohanna Zoffany ego przedstawiającym członków Akademii widać jedynie dwiekobiety, a i to nie we własnej osobie, lecz na wiszących na ścianie portretach.Były toAngelica i jej rywalka, Mary Moser.Ich blade, nieciekawe podobizny Zoffanyumieścił za nagim męskim modelem, któremu przyglądają się ich koledzy.Kobietomnie wolno było patrzeć na niego od przodu ani nawet brać udziału w dyskusji.Nie sąpełnoprawnymi uczestniczkami wydarzeń, lecz zaledwie niemym ozdobnikiem.Pamiętajmy, że w tym świecie słowo artysta kojarzy się automatyczniez mężczyzną, że wykonująca ten zawód kobieta traktowana jest w najlepszym raziejako coś nadzwyczajnego, a w najgorszym jako dziwoląg.Nasze obrazy osiągająniższe ceny niż dzieła naszych kolegów.Często zgłaszali się do mnie klienci, którychnie było stać na to, na czym naprawdę im zależało, czyli na portret pędzla Ingres aalbo Jacques a Louis Davida.My, artystki, mamy właściwie tylko jeden powód dozadowolenia: po naszej śmierci zwykle przypisuje się nam mniej drugorzędnychmalowideł niż malarzom mężczyznom.Równocześnie jednak, niestety, za autorównaszych najlepszych dzieł uważa się często naszych nauczycieli.Kiedyśzastanawiałam się dość często, czy tak samo będzie z Antoniem i ze mną, terazjednak, po wszystkim, co się stało, mocno w to wątpię.Malarki muszą bardzo uważać, żeby nie identyfikowano ich z modelkamii modelami stanowiącymi, w opinii większości mężczyzn, uosobienie wszelkiejrozpusty.Ludziom nie mieści się w głowie, że kobieta może godzinami patrzeć nanagiego mężczyznę lub na swoje odbicie w lustrze.Aż do moich i Angeliki czasów, jeśli kobieta chciała namalować siebie, musiała przedstawiać się jako wzórwszelakich cnót.Im mniej jesteśmy podobne do mężczyzn im mniej w naszdecydowania, rozsądku, agresji tym bardziej jesteśmy cenione.Niektórzy krytycytwierdzili, że powinnyśmy malować wyłącznie dzieci i kwiaty, równie świeże,piękne i nieszkodliwe jak my same.Zawsze zarzucano nam nadmierne upodobaniedo barw, oskarżając o to, że używamy ich jak kosmetyków.Chciano, żebyśmy byłycałkowicie sztuczne, a równocześnie niebezpiecznie bliskie naturze, byśmykierowały się w działaniu wyłącznie instynktem.Jak mawiał z łagodnym podziwemCasanova, nosimy w naszym wnętrzu nieposkromioną macicę, żarłoczny organw żaden sposób niepołączony z mózgiem, wprawiający w popłoch szacownychmężczyzn.Mimo wszystko był to jednak dobry czas na to, żeby być malarzem portretów,a nawet malarką, pod warunkiem, że wiedziało się, jak robić to z klasą.ParyskaAcademie Royale właśnie przydzieliła portrecistom miejsce w artystycznej hierarchii.Wyprzedzali nas tylko malarze historyczni, pozostali zaś, w tym malarze martwejnatury i pejzażyści, ulokowali się znacznie niżej.Pomogły nam również zmianydokonujące się w społeczeństwie: nowo powstająca burżuazja potrzebowałaartystów, którzy udekorowaliby ściany ich pałaców patyną arystokratycznejspuścizny.Tworząc ich portrety, dawaliśmy im rację bytu.Ich oprawione w ramymalowane twarze niczym nie różniły się od twarzy arystokratów.Niektórzy kazalisię nawet malować w strojach z minionych epok.W ten sposób pomagaliśmy imwydłużać rodowody.Mogłam teraz robić, co chciałam, i nadal chciałam malować portrety, alepragnęłam dostać się bliżej ciała.Wciąż zżerała mnie ambicja, żeby dorównaćAngelice, a potem ją prześcignąć.Postanowiłam osiągnąć mistrzostwo w malowaniupożądania
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|