[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Jego skó-ra pokryta była łuską koloru przydymionej purpury, a pod nią widać było potężne węzły mięśni lekko pracujących, gdy olbrzym kołysał się z wolna na piętach.Gło-wę miał podłużną, z mocno odsuniętym do tyłu czołem i jak wyciętymi z błękitnej stali oczami bez źrenic.Całym jego ciałem wstrząsał nieopanowany śmiech.— Witam cię, panie Elryku z Melniboné! Gratuluję znaczącego osiągnięcia!— Kim jesteś? — wychrypiał książę z ręką na mieczu.— Nazywam się Orunlu Strażnik, a to jest warownia Władców Entropii.—Gigant uśmiechnął się cynicznie.— Nie musisz tak pieścić swojego scyzoryka, wiesz przecież, że tutaj już nie jestem w stanie nic ci zrobić.Tylko pod tym wa-runkiem pozwolono mi przedostać się na chwilę samemu do twojego wymiaru.— Nie możesz nas powstrzymać? — spytał Elryk z rosnącym podnieceniem.— Ani nie śmiem, tym bardziej że wszystkie moje dotychczasowe wysiłkispełzły na niczym.Muszę przyznać, że wasza niemądra wyprawa przysporzyła mi nieco kłopotu.Dla nas Księga jest sprawą najwyższej wagi, ale cóż może znaczyć dla was? Strzegę jej od trzystu stuleci i nigdy nie byłem ciekaw, co jest w niej tak istotnego, że aż fatygowano się, by uchronić ją przed spaleniem się w słońcu i umieścić na tej nudnej planetce zamieszkanej przez kłótliwe i krótko-wieczne stworzenia zwane ludźmi?— My poszukujemy w niej prawdy — odparł chwacko Elryk.— Nic takiego nie istnieje.Jest tylko wieczna walka, ustawiczne zmagania —odparł z przekonaniem płomienisty gigant.— A co włada ponad Ładem i Chaosem? — spytał Elryk.— Co określa tweprzeznaczenie, tak jak moje jest określane?70Gigant zmarszczył czoło.— Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.Nie wiem.Istnieje tylko Kosmiczna Równowaga.— No to może Księga powie nam, w czyich rękach spoczywa zadanie utrzy-mania równowagi — stwierdził całkiem już pewny siebie Elryk.— Pozwól miprzejść.I powiedz mi jeszcze, gdzie znajdę Księgę.Olbrzym odsunął się z ironicznym uśmiechem na twarzy.— Jest w małej komnacie w centralnej wieży.Chętnie sam pokazałbym cidrogę, ale przysięgałem, że nigdy tam nie zajrzę.Idź, jak chcesz.Moja rola skoń-czona.Cała trójka skierowała się ku wejściu do zamku, ale zanim w nim zniknę li, Orunlu przemówił ponownie, tym razem tonem ostrzeżenia.— Słyszałem, że wiedza zawarta w Księdze może przechylić szalę na stronęsił Ładu.Trochę mnie to niepokoi, ale o wiele gorsza jest druga możliwa perspektywa.— Jaka? — spytał Elryk.— Że wyniknie z tego takie zamieszanie w multiwszechświecie, że ostatecz-nym wynikiem bałaganu będzie całkowita entropia.Moi panowie wcale tego nie pragną, bowiem oznaczałoby to zniszczenie wszelkiej materii.A naszym zadaniem nie jest zwycięstwo, ale walka, wieczne zmaganie.— Mało mnie to obchodzi — odparł Elryk.— Niewiele mam do stracenia.— Zatem idź.— Gigant przesunął się przez podwórzec i zniknął w mroku.Blady blask oświetlał wijące się w górę schody wewnątrz wieży.Elryk zacząłwspinać się po nich w milczącej determinacji.Moonglum i Shaarilla podążyli za nim z wahaniem, a ich oblicza wyrażały stan bliski całkowitego pogodzenia się z losem.Schody ciągnęły się coraz wyżej, aż przywiodły ich do kolorowej komnatywypełnionej oślepiającym światłem, które nie promieniowało na zewnątrz, pozo-stając wyłącznie w murach wieży.Mrugając oczami i zasłaniając je ramieniem, Elryk parł dalej, aż ujrzał źródło blasku leżące na niewielkim, kamiennym postumencie pośrodku pomieszczenia.Podobnie oślepieni Shaarilla i Moonglum po omacku weszli do środka i sta-nęli zdumieni tym, co udało im się wypatrzyć.Księga była wielka.Pulsowała światłem, sama była blaskiem i kolorem.Jej okładka lśniła ostro nieznanymi klejnotami.— Wreszcie — dyszał Elryk.— Wreszcie poznam Prawdę! Jak pijany pod-szedł do postumentu i sięgnął bladymi dłońmi przedmiotu swych pragnień.Dotknął brzegu okładki i spróbował otworzyć Księgę.— Teraz się dowiem — powiedział nieprzytomnie.Okładka z chrzęstem spadła na podłogę, a klejnoty rozsypały się po posadzce.Przed Elrykiem leżał jedynie stos żółtawego pyłu.71— Nie! — krzyknął ze złością i niedowierzaniem.— Nie! — Łzy popłynęły mu po twarzy, gdy przesiewał miałki pył miedzy palcami.Z jękiem cierpienia upadł twarzą w szczątki.Księga nie oparła się czasowi.Leżała tu nie niepokojona i najpewniej zapomniana przez trzysta stuleci.Mądrzy i potężni bogowie, którzy ją stworzyli, zniknęli, a teraz odszedł również ostatni ślad po nich.Niedawni poszukiwacze Księgi stali teraz u stóp wysokich gór, patrząc w rozciągające się poniżej zielone doliny.Słońce lśniło na czystym i błękitnym niebie.Za nimi czerniał wylot tunelu prowadzącego do warowni Władców Entropii.Elryk spojrzał na świat ze smutkiem.Wciąż jeszcze pogrążony był w roz-paczy.Nie odzywał się od czasu, gdy towarzysze wyprowadzili go, łkającego, z komnaty Księgi.Uniósł bladą twarz ku słońcu.— Teraz przyjdzie mi żyć nie wiedząc nawet, czemu żyję ani czy jest w tym cel, czy nie — powiedział głosem ostrym, nabrzmiałym szyderstwem i zgorzk-nieniem, głosem samotnym niczym nawoływanie ptaków morskich krążących pozimnym niebie nad jałowym brzegiem morza.— Może Księga potrafiłaby miodpowiedzieć.Ale czy nawet wówczas bym jej uwierzył? Jestem zatwardziałym sceptykiem, nigdy niepewny, czy sam kieruję swymi krokami, czy może jakaś wyższa istota mnie prowadzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|