Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Garth, kochanie. N i e n a z y w a j m n i e t a k ! Uchyliła się, jakby ją uderzył. Nie, oczywiście, nie mam prawa.Usiłuję ci jednak powiedzieć, że wtedy oszustwem było już tylko moje imię.Wszystkie moje uczucia były prawdziwe.Kocham cię i tworzyliśmy cudowne małżeństwo. Ni e t wor zyl i śmy żadnego mał żeńst wa! Co z ci ebi e za pot wór , żeby żer ować naśmi er ci wł asnej si ost r y?To załamało Sabrinę.Napięta struna pękła.Wstrząsnęły nią szlochy, zwinęła się w kłębek na kanapie i ukryłatwarz w dłoniach.Garth patrzył miotany rozterką.Na wspomnienie jej ciała, jej śmiechu, miłości w jej oczach chciał przytulić ją i pocieszyć, i jednocześnie czuł pogardę do niej i do samego siebie. Wstań  powiedział głosem wypranym z wszelkich uczuć. I wynoś się stąd.Nie mogę na ciebie patrzeć.Wracaj do innych, tobie podobnych; tam twoje miejsce. Nie.Już nie. Poszła na oślep do łazienki.Garth słyszał plusk wody.Po kilku minutach wróciła.Twarz miałaumytą, cerę jak wosk, śmiertelnie bladą.Wilgotne kędziory nad czołem zwinęły się w loki. Sabrina Longworthnie żyje.Zginęła, utonęła z Lafitte.Jestem teraz kimś innym, sama nie wiem kim.Miałam jechać do Londynu jakoStefania, tak żeby nikt nigdy się nie dowiedział, co się zdarzyło; w ten sposób miałabym pewność, że prawda niedotrze do ciebie i dzieci.I ,ccz decyzja należy do ciebie.Włożyła zielony zamszowy blezer, który Garth kupił jej w San Francisco, i płaszcz. Chcę, żebyś wiedział, że kocham Penny i Cliffa nad życie, a ich miłość tyle dla mnie znaczy.Sama nie mamdzieci.Nigdy przed nimi nie udawałam; tak cudownie było ich kochać i wiedzieć, że mnie kochają. Schyliłagłowę i poczekała, aż odzyska panowanie nad głosem. I kocham ciebie, najdroższy, z całego serca.Wiem, że nie455 chcesz tego słyszeć, ale jesteś całym moim życiem, wszystkimi moimi marzeniami, wszystkim, co miałamnadzieję znalezć pewnego dnia.I chciałam, żebyś był szczęśliwy.To wszystko było złe, wiem: wyrządziłam cistraszną krzywdę i od początku wiedziałam, że to się nie może dobrze skończyć, ale chciałam, zanim cię opuszczę,pomóc ci ostatni raz, zrobić, co w mojej mocy.Garth z głową od niej odwróconą, opierał czoło na rękach. Wyjdz  powiedział.Płakał.Sabrina schyliła się po walizkę, lecz po namyśle wyprostowała się.Większość tych rzeczy w środku należała doStefanii.Zostawiła ją na podłodze obok bagażu Gartha, wzięła swoją torbę i otworzyła drzwi.Stała w nich przezchwilę, patrząc na tył jego głowy, gęste czarne włosy, przyprószone siwizną, i widząc w wyobrazni kosmyk, któryopadał mu na czoło, gdy siadywał tak pochylony.Najdroższy, najdroższy, przebacz.Garth myślał, że już wyszła, i odwróciwszy się, ujrzał ją w drzwiach. Do diabła, wynoś się stąd!  zawołał przez łzy. I daj mi opłakiwać w spokoju moją żonę!Szybko wyszła i zamknęła za sobą drzwi, po czym oparła się o nie całym ciężarem, z oszalałym biciem serca.Skończyło się.Dotknęła drzwi czubkami palców. Kocham cię  powiedziała miękko i obróciwszy się, poszła po kwiecistym dywanie do windy.Z wysiłkiemwyprostowała plecy i uniosła głowę opuszczając hotel w deszczu.456 Rozdział piątyPani Thirkell właśnie wróciła z targu i przeciskała się przez drzwi wejściowe objuczona parasolką i wilgotnymipaczkami, gdy zajechała taksówka z lotniska. Pani Andersen!  wykrzyknęła i stała w ulewnym deszczu przytrzymując drzwi, gdy Sabrina płaciła kierowcyi wbiegała do domu. Proszę wejść, proszę wejść.Och, jakże się cieszę, że panią widzę! A jaka uradowana będziepanna de Martel! Pozwoli pani, że wezmę płaszcz i kapelusz.W salonie jest napalone, a także w sypialni milady.pani sypialni.Zaraz przyniosę herbatę.Gdzie pójdzie pani najpierw? Do sypialni, pani Thirkell.Proszę o bułeczki i dżem do herbaty.Panna de Martel jest w domu? Nie, milady, właśnie się z nią pani minęła. Czoło pani Thirkell przecięły linie zafrasowania.Przepraszam, chciałam powiedzieć pani Andersen.Jest pani tak podobna. Nic nie szkodzi, nie ma za co przepraszać. Sabrina skierowała się w stronę schodów. Wiele osób niepotrafiło nas odróżnić. Ale, pani Andersen! Gdzie pani bagaż? Nie ma bagażu.Pani Thirkell, proszę mi także przynieść pocztę i dzisiejszego Timesa. Tak, milady.Sabrina uśmiechnęła się lekko i poszła po schodach do swojego pokoju, zatrzymując się na drugim piętrze, żebyobejrzeć bukiet różowych i czerwonych gozdzików na pianinie. Do wieczora"  przeczytała napis na karcie.Gabrielle miała wielbiciela.Brooksa? Jolie twierdziła, że często jadali razem kolację.Cóż, Gabrielle wkrótce jej owszystkim opowie.Ze szczegółami.Rozejrzała się po cichym salonie,457 meblach połyskujących w łagodnym świetle lamp.Pani Thirkell nie próżnowała; wszystko było tak, jak byćpowinno.Z wyjątkiem dziecięcego śmiechu i czułego głosu męża.W sypialni na trzecim piętrze uklękła i rozpaliła ogień.Ale brakło jej sił, żeby wstać.Była tak zmęczona, ręce inogi tak ciążyły, że wciąż klęcząc, oparta o otomanę, spod wpółprzymkniętych powiek patrzyła na skaczącepłomienie.Myśli płynęły ociężale i powoli, pełzły.Wspomnienie rozmowy w hotelowym pokoju.Dzień dzisiejszy ijutro.Wszystkie te przyszłe tygodnie, ogołocone z obecności rodziny.Budowanie nowego życia, które nie należałoani do niej, ani do Stefanii.Jakże mam zacząć życie osoby, która nigdy nie istniała?Usłyszawszy pukanie pani Thirkell, podniosła się i usiadła przy okrągłym stoliku pod oknem.Spojrzała na małąkupkę listów. Czy Sidney Jones zajął się resztą korespondencji? Zgłasza się po nią co parę dni. Pani Thirkell zatrzymała się niepewnie. Pani Andersen, chciałabymzapytać.Czy zostaje pani na dłużej? I czy będzie pani przyjmować gości? A może wróciła pani po to, żeby sprzedaćten dom? Widzi pani, nie wiem, jakie powinnam robić plany [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript