[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Położę trupem jednego, może dwóch, ale nie stawię czoła tuzinowi.Ztak bliskiej odległości pokonają mnie oszczepami i pałkami.Zresztą,wystarczą im nawet gołe, wielgachne pięści.Przychodzi mi do głowy, że przecież nie będę jedynym celem ataku.Idę o zakład, że wielu trybutów zignorowałoby drobną dziewczynę,175nawet zdobywczynię jedenastki na indywidualnym pokazie, żeby wpierwszej kolejności uporać się z grozniejszymi wrogami.Haymitch nigdy nie widział, jak biegam.Może gdybym muzademonstrowała swój sprint, poradziłby mi, żebym spróbowałazdobyć broń.Przecież łuk zapewniłby mi przetrwanie.W stercieprzedmiotów zauważam tylko jeden egzemplarz.Wiem, że minutadobiega końca.Muszę podjąć ostateczną decyzję.Automatycznieprzybieram pozycję do biegu, ale nie w kierunku okolicznych lasów,lecz prosto do Rogu, tam, gdzie czeka na mnie łuk.Nagle zauważamPeetę, jest piąty albo szósty z mojej prawej strony.Dzieli nas sporaodległość, ile widzę, że na mnie patrzy i chyba kręci głową.Niejestem pewna, słońce świeci mi w oczy.Zastanawiam się, o co muchodzi, i nagle słychać gong.Zagapiłam się! Okazja przeszła mi koło nosa.Dwie sekundyspóznienia wystarczają, żebym zmieniła plany.Przez ułamek chwiliszoruję stopami w miejscu, jakby mózg nie zdążył | ydać imdyspozycji, ale zaraz potem pędem ruszam z miejsca, porywam zziemi folię oraz bochenek chleba i gnam dalej.Zdobycze są jednakmizerne, a ja się wściekam na Peetę, który mnie zdekoncentrował,więc błyskawicznie pokonuję dwadzieścia metrów do jasno-pomarańczowego plecaka o nieznanej zawartości.Nie darowałabymsobie, gdybym uciekła z niemal pustymi rękami.Chłopak, chyba z Dziewiątki, chwyta plecak równocześnie ze mną.Szarpiemy się przez chwilę, ale on nagle się rozkasłuje i bryzga na176mnie krwią.Cofam się chwiejnie, z obrzydzeniem i niedowierzaniem.Twarz oblepiają mi krople ciepłej, lepkiej substancji.Chłopak osuwasię na ziemię i wtedy zauważam nóż sterczący mu z pleców.Pozostalitrybuci dobiegli już do Rogu i rozpraszają się, gotowi do ataku.Dziewczyna z Dwójki, jakieś dziesięć metrów ode mnie, zbliża siępędem, w dłoni ściska ze sześć noży.Widziałam, jak miotała nimi natreningu.Nigdy nie chybiła, a ja jestem jej następnym celem.Mój dotąd nieukierunkowany lęk zmienia się w strach przed tądziewczyną, drapieżnikiem gotowym mnie zabić.Czuję gwałtownyprzypływ adrenaliny, przerzucam plecak przez ramię i ile sił w nogachpędzę do lasu.Za plecami słyszę świst noża, i, żeby ochronić głowę,instynktownie unoszę plecak.Ostrze wbija się w niego, a ja zakładampasek także na drugie ramię, wciąż gnając w stronę drzew.Mamprzeczucie, że dziewczyna nie ruszy za mną w pogoń.Będzie wolaławrócić do Rogu Obfitości, zanim znikną stamtąd co lepsze przed-mioty.Uśmiecham się pod nosem.Dzięki za nóż, myślę.Na skraju lasu odwracam się, żeby zerknąć za siebie.Kilkunastutrybutów uczestniczy w zajadłej bitwie przy Rogu.Na ziemi już leżyparę trupów.Ci, którzy postanowili salwować się ucieczką, właśnieznikają między drzewami lub w pustej przestrzeni naprzeciwko mnie.Nadal biegnę, aż wreszcie las odgradza mnie od innych zawodników.Mogę zwolnić, teraz poruszam się spokojnym truchtem, przez pewienczas chyba zdołam utrzymać tempo.Mijają godziny, a ja na przemianbiegnę i maszeruję, żeby jak najbardziej zwiększyć dystans do rywali.177W trakcie szarpaniny z chłopakiem z Dziewiątego Dystryktu zgubiłamchleb, ale udało mi się wepchnąć folię do rękawa.Teraz, podczasmarszu, starannie składam plastik i wsuwam go do kieszeni.Sięgampo nóż.Jest porządnie wykonany, ma ostre, długie ostrze z ząbkamido piłowania przy samej rękojeści.Wtykam broń za pas.Nie mamodwagi się zatrzymać, aby sprawdzić zawartość plecaka.Wciążoddalam się od Rogu, tylko od czasu do czasu przystaję i sprawdzam,czy nikt mnie nie goni.Mogę iść jeszcze długo.Wiem, bo wiele razy całymi dniami krążyłampo lesie.Muszę jednak pić wodę.To było drugie zalecenieHaymitcha
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|