[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Po raz pierwszy uświadomił sobie, \e ostatnio, kiedy prowadził wmyślach rozmowy, co zdarzało się często, ten drugi głos nie nale\ał ju\do niego ani do rodziców, jak kiedyś.Nie dlatego \e zawsze wiedział, coby powiedziała, tylko wszystko miało jej głos i wygląd.Oczywiście tengłos musiał nale\eć do Uny.Ziye pastwiła się nad naburmuszonym Tiro, który nie patrzył na spissymboli, jakie wypisała w przerwie pomiędzy lekcjami.Kiedy zarzuciłasobie brak cierpliwości, Marek nie uwierzył.Zawsze była taka opanowa-na.A potem ze wstrząsem ujrzał, do jakiej lodowatej wściekłości jestzdolna i w jaki stan parali\u wprowadza swoje ofiary.Tiro, dwudziesto-pięcioletni, bardzo du\y, siedział zgarbiony i wpatrywał się z pobielałymiustami w podłogę.- Powiedz, w czym problem! - syczała Ziye.- Po co tu przychodzisz?Nie potrafisz mówić nawet we własnym języku? - Stała i czekała na od-powiedz.Zadawanie pytań retorycznych stanowiło jedno z jej narzędziprzewlekłych tortur.312Marek wiedział ju\, \e pierwsze jego wra\enie było słuszne.Po dwu-dziestu latach na arenie musiała się nauczyć udawać gniew, nawet okru-cieństwo, choć furia, która na pewno kiedyś pojawiła się spontanicznie,dawno z niej wyparowała.Potrafiła wzbudzać przera\enie.Wprawdziedla pogrą\onej w otępieniu Pyrry nie miała takiego współczucia jak De-lir, nigdy jednak nie stosowała swoich niszczących taktyk w stosunku dotak kruchych ludzi.Pyrra przychodziła na lekcje, poniewa\ Iris przyprowadzała ją za rękę,kładła przed nią papier i czasami nawet nakłaniała ją do przepisania pik-togramu lub powtórzenia dzwięku.Ale Iris była dziś sama.Pyrra zacho-rowała.Matka.Nauczyciel.Kot.Pies.Marek był odpowiedzialny za dzieci.Kartki z symbolami były dla Iris i trojga innych, Crispina, Feliksa i Mari-ny, dzieci Marinusa i Heleny, którzy zajmowali się kuchnią obozową.Mieszkali tu tak długo, \e dzieciaki - choć młodsze od Iris - były o wielebardziej zaawansowane, a Marek kazał im pracowicie tłumaczyć historięz psem, kotem, matką i nauczycielem w rolach głównych.- Ale po co? - wymamrotał wreszcie Tiro.- Nie mogę uczyć łaciny,nie mogę uczyć niczego.Nie znam Siny.Jak miałbym tam coś robić?- Rzeczywiście jak, skoro nawet się nie starasz? - warknęła Ziye.Marek mechanicznie pokazywał dzieciom kartki.Denerwował się.Usiłował się skupić na lekcji z Iris.Wszystko, co odciągało go od Uny,wywoływało irytację, a musiał to robić.Chodził tam i z powrotem, bez-radnie, bez sensu, jak serce dzwonu.Odło\ył karty i powiedział nagle:- Shi oznacza nauczyciela, trupa lub wesz.Prawdopodobnie nie była to najistotniejsza informacja dla Iris.Miaładziewięć lat.A on nieświadomie naśladował jednego ze swoich guwerne-rów.- Albo poezję, albo wilgoć - dodał.- Dlaczego?- Bo kiedyś to słowo miało ró\ne brzmienia na ró\ne znaczenia, takjak inne słowa, których się uczyłaś, na przykład ma, ale teraz wszystkieznaczenia przybrały to samo brzmienie: shi.- Dlaczego teraz nie ma brzmień?313- Nie wiem - odparł Marek niezgodnie z prawdą.Ju\ odpływał odzło\onych słów, by ujrzeć Unę biegnącą po ście\ce do Damy, przypo-mniał sobie te\ chwilę, kiedy zobaczył japo raz pierwszy.Dodał z wysił-kiem: - Teraz musisz dodać drugie słowo, na przykład zhang.- Co tu robisz, Marku Nowiuszu Faustusie? - spytała Iris.Marek powoli otrząsnął się z zamyślenia i spojrzał z niedowierzaniemna Iris.Spytała na tyle cicho, \e głos nie przebił się przez ostrą tyradęZiye, i patrzyła na niego chłodno.Był nieprzygotowany, odebrało mu mowę.Co gorsza, poczuł, \e sięoblewa rumieńcem.Uśmiechnął się.- Myślisz, \e jestem podobny do Marka Nowiusza, tak?Iris patrzyła na niego powa\nie.- Bardzo, bardzo podobny.- Hm.A\ \ałuję, \e nim nie jestem - zaryzykował.- Byłoby cieka-wiej.Niestety, nigdy nie byłem w Rzymie.Iris skrzywiła drobną buzię, zastanowiła się i nie uwierzyła.- Widziałam cię w dalwizji.Wszyscy się bardzo o ciebie martwią -rzekła karcąco.- Nie powinieneś tu z nami siedzieć.Powinieneś wracaćdo domu.Nie wiedział, co wybrać: czy przekonywać ją, by nikomu nie mówiła,czy dalej udawać, \e się myli.- Nie miałem dokąd iść - powiedział mocnym głosem.- Tak jak ty.Tasjusz od czasu do czasu przerazliwie rzęził, a oni tylko w milczeniuzaciskali zęby.Una poczuła, \e za chwilę da za wygraną, krzyknie: Słu-chaj, wiemy, \e jesteś szpiegiem i udajesz chorego! - tylko po to, by gouciszyć.Rozpierała ją ochota, by zacząć podobnie kaszleć.Tasjusz le\ał bezwładnie obok niej, z zamkniętymi oczami, ale wie-działa, \e ukradkiem obserwuje ich spod jasnych rzęs, zerka często namijane góry.Czasami jego głowa opadała omdlewająco na jej ramię.Usiłowała się nie wzdrygać, nie wstrzymywać oddechu.Damę dręczyła świadomość, \e Tasjusz znalazł się blisko Uny.Wy-prowadził samochód z wioski.Nie spodziewał się, \e w ogóle uruchomi314tę maszynę, ale czerpał z jazdy niewyobra\alną przyjemność.Nie umiałchwycić jak nale\y prawej dzwigni, ale poruszał nią, mocno napierająccałą dłonią i szarpiąc w tył.Nie powinien się tak zachowywać, nie po-winny radować go takie drobiazgi.Wyjechali z Athabii wyboistym szlakiem, skręcili w las, a potem ru-szyli po nagiej górze w płytkim śniegu.- Nie wiem czemu, ale myślałem, \e to bli\ej odezwał się Tasjusz.Pierwszy dreszcz przebiegł po prawej ręce Damy.Od niechcenia ode-rwał ją od dzwigni, ostro\nie zgiął, znowu poło\ył.- Tak jest bezpieczniej - rzucił krótko.- Opowiedz, jak uciekłeś - poprosiła Una, \eby go czymś zająć.- Za bardzo się.haaach.zmęczyłem.Przepraszam - wyszeptał.Po drugiej stronie gór pomarszczone płachty śniegu znikły, buki ustą-piły miejsca wyschniętym piniom.Jechali tam w deszczu, w powietrzuunosił się ślad ciepła, a okolica szybko się zmieniała.Było to nawetwiększe pustkowie ni\ te koślawe pagórki wokół Athabii, a przynajmniejtak się wydawało, bo widzieli przed sobą niekończące się regularne diunybrązowawych drzew, ciągnące się całymi milami.Wąska dró\ka towznosiła się, to opadała.A jednak w miarę jak samochód zje\d\ał pozboczu, dostrzegali warstwy ziemi, wygięte, wypiętrzone, rozłamane,które zostały obna\one, gdy formowały się góry, teraz mierzące w niebojak liczne, ostre niczym brzytwy mury.Tasjusz lekko napiął mięśnie.- Jedziemy do Hispanii?- Tak - powiedział Dama przez zaciśnięte zęby
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|