Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jestem cały spocony.I utytłany jak nieboskie stworzenie. Dzięki temu wydajesz się bardziej prawdziwy. To nie ja czułem się nieprawdziwy  zaprotestował.Ale ledwie to powiedział,zdał sobie sprawę z tego, że to nieprawda.Czy rzeczywiście był prawdziwy, zanim zna-lazł ten dom?Wyciągnął brudną rękę. Panno Sylvie Delaney, czy mogę prosić do tańca? To chyba walc  odparła. Pragnę go z tobą zatańczyć.Podniósł Sylvie z ławki, objął jej dziewczęcą talię.Prowadził, a ona poddawała się mubez oporu.Raz, dwa, trzy. Nie ma muzyki  zauważyła. Więc śpiewaj.Zaczęła nucić; rozpoznał  Nad pięknym modrym Dunajem i  Walca cesarskiego.Inne melodie słyszał po raz pierwszy.Tańczyli w koło, w koło.Powinien być zbyt zmę-czony, żeby tańczyć.A może był właśnie na tyle zmęczony, żeby zapomnieć o wszyst-kim i tańczyć, tańczyć.I w tym zmęczeniu nagle zaczął słyszeć nie głos Sylvie, lecz całą orkiestrę.A widziałnie światło reflektora, lecz setki świec w lichtarzach i trzech wielkich kandelabrach podsufitem.W koło, w koło, posuwistymi ruchami, sukienka Sylvie falowała niczym morze,podkreślając każdy jej krok.Tak samo jak sukienki innych tancerek wirujących z męż-czyznami we frakach.Nie miały twarzy, Don ich nie dostrzegał, ponieważ wszyscy po-ruszali się zbyt szybko; nie widział też muzyków, choć kiedy mijali lożę pod ścianą, dzie-lącą salę balową od kuchni, od czasu do czasu kątem oka wychwytywał ruch smyczkalub błysk puzonu.Służący krążyli z kieliszkami na tacach i przekąskami na półmiskach.Widzowie uśmiechali się i chichotali, a Don wiedział, że to dzieje się naprawdę, bo pod-nosili wzrok, kiedy mijał ich z Sylvie w objęciach.Dziękujemy ci za ten bal, przekazywa-li mu bez słów.Dziękujemy, że nas zaprosiłeś.Dziękujemy za światła, jedzenie, szampa-na, muzykę, za tancerzy wirujących na parkiecie lekko jak suche jesienne liście schwy-tane w wir wiatru, tworzące wir, porywające za sobą cały świat.156 Znieruchomieli, trzymając się w objęciach.Pokój nadal wirował wokół nich, ale po-woli się uspokajał.Muzyka ucichła.Orkiestra zniknęła, nie było już widzów i innychtancerzy.Pozostali tylko oni, tulący się do siebie na środku pokoju.Don spojrzał naokna, przez które sączyło się szare światło. Tańczyliśmy aż do świtu  powiedział.Sylvie milczała.Miała łzy w oczach. Dziś znowu tańczyli w swoim domu  szepnęła. A dom jest silny.Przytaknęła. To znowu dom Bellamych.Teraz zasługuje na swoje imię. A ty.ty także jesteś silna.Wyglądała tak eterycznie, czysta, przezroczysta.Na ustach pozostało jej wspomnie-nie uśmiechu.Schylił się i pocałował ją lekko.Roześmiała się cicho, gardłowo. Poczułam!Pocałował ją jeszcze raz. Całą sobą  dodała szeptem.Objął ją i zawirował razem z nią; poderwał ją z podłogi, okręcał w powietrzu jakdziecko.Potem zaniósł ją na próg drzwi wejściowych.Otworzył je. Don. Tylko ten sprawdzian się liczy. Nie, właśnie ten się nie liczy. Jeśli możesz wyjść, jesteś żywa. Czy nie wystarczy, że jestem żywa w domu? Nie.Mnie by to wystarczyło, ale nie tobie.Muszę ci oddać to, co Lissy zabrała. To niemożliwe.Postaw mnie. Z krwi i kości.Ciało i dusza. Och, Don.czy to możliwe?Wyszedł na ganek.Właściwie jeszcze nie świtało.Na niebie pojawiły się zaledwiepierwsze jaśniejsze smugi.Okna sąsiednich domów były ciemne, świeciły tylko latar-nie, a i one stały w oparach porannej mgły.Don zrobił jeden krok, drugi, trzeci.Zszedłna skoszone chwasty na trawniku.Ruszył ku stercie śmieci, na ulicę.Sylvie przywarłamocno do niego.I nagle poczuł, że nie trzyma jej już w ramionach.Były puste. Sylvie!  krzyknął.Omal nie opuścił rąk, ponieważ jej nie widział.Ale jeśli gdzieś jeszcze była, leżała tu-taj, w jego ramionach.Muszą wrócić do domu. Trzymaj się mnie, Sylvie, trzymaj się!157 Ruszył biegiem ku gankowi. Don!To był jej głos.Jakby dochodzący z bardzo daleka.Nigdzie jej nie widział.Wracał jak ślepiec.Wreszcie coś musnęło jego palce.Nadal niczego nie widział, alecoś czuł. Trzymaj się mnie  powiedział. Powoli  szepnęła.Miał wrażenie, że słyszy jej głos w głębi swojego ucha. Po-woli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript