[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Za nimi postępowała kobieta w pewnym wieku, którą można byłowziąć za ciotkę Dalanosę, nie tak dla podobieństwa rysów, jak raczejruchów i całej postaci, zwłaszcza zaś dla tego samego wyrazu dobrocirozlanego na jej twarzy.Służący zamykali pochód.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG164Ponieważ przybyliśmy pierwsi, przeto zaprosiliśmy podróżnych dopodzielenia naszego posiłku, który rozstawiono pod drzewami; kobietyprzyjęły zaproszenie, ale ze smutkiem, szczególnie zaś młoda dziew-czyna.Czasami spoglądała czule na młodego mulnika.który gorliwiejej usługiwał, na co leciwa dama patrzyła z politowaniem i łzami woczach.Zauważyłem ich zmartwienie i rad bym był powiedzieć im cośpocieszającego, ale nie wiedząc, jak zacząć, zajadałem w milczeniu.Ruszyliśmy w drogę: dobra moja ciotka przysunęła się do niezna-jomej damy, ja zaś zbliżyłem się do młodej dziewczyny i widziałem,jak młody mulnik pod pozorem poprawiania siodła dotykał się jej nogilub ręki, a raz nawet spostrzegłem, że pocałował ją w dłoń.Po dwóch godzinach dostaliśmy się do Olmedo, gdzie mieliśmy za-trzymać się na nocleg.Ciotka moja kazała wynieść stołki przed drzwigospody i zasiadła z towarzyszką podróży.Po chwili poleciła mi, abymkazał przynieść czekolady.Wszedłem do domu i chcąc poszukać na-szych ludzi, znalazłem się w pokoju, gdzie ujrzałem młodą dziewczynęw objęciach swego mulnika.Oboje zalewali się rzewnymi łzami.Naten widok mało mi serce nie pękło; rzuciłem się na szyję młodego mul-nika i rozpłakałem się prawie do szaleństwa.Wtem nadeszły obie da-my.Moja ciotka, niesłychanie wzruszona, wyciągnęła mnie z pokoju izapytała o przyczynę tych łez.Nie wiedząc, dlaczego płakaliśmy, nieumiałem jej na to odpowiedzieć.Gdy usłyszała, że płakałem bez żadnejprzyczyny, nie mogła wstrzymać się od śmiechu.Tymczasem drugadama zamknęła się z młodą dziewczyną; usłyszeliśmy, jak szlochałyrazem, i nie pokazały się, aż przy wieczerzy.Biesiada nasza nie była ani długa, ani wesoła.Gdy zebrano ze sto-łu, ciotka moja obróciła się do nieznajomej damy i rzekła: Senora, niech mnie niebo uchowa od złych sądów o bliznich,zwłaszcza zaś o tobie, która wydajesz się mieć duszę dobrą i prawdzi-wie chrześcijańską.Z tym wszystkim jednak miałam szczęście wiecze-rzać z panią i zawsze będę się tym szczyciła.Tymczasem mój syno-wiec widział, jak ta młoda dziewczyna ściskała prostego mulnika,wprawdzie pięknego chłopca, z tej strony nie mam mu nic do zarzuce-nia, ale zdziwiłam się, zauważywszy, że pani nie znajdujesz w tym nicnagannego.Bez wątpienia nie mam żadnego prawa.ale mając za-szczyt wieczerzać z panią.przy tym droga do Burgos jest dość dale-ka.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG165Tu ciotka moja tak się zaplątała, że nigdy nie byłaby wybrnęła zkłopotu, gdyby druga dama, w sam czas jej przerywając, nie była rze-kła: Tak jest, masz pani słuszne prawo po tym, co widziałaś, pytać sięo powody mego pobłażania.Powinna bym o nich zamilczeć, ale widzę,że nie przystoi, abym ukrywała przed panią, cokolwiek się mnie doty-czy.To mówiąc zacna dama dobyła chustki, otarła oczy i zaczęła w tesłowa:HISTORIA MARII DE TORRESJestem najstarszą córką don Emanuela de Noruńa, oidora trybunałuw Segowii.W osiemnastym roku życia zostałam poślubiona don Hen-rykowi de Torres, byłemu pułkownikowi wojsk hiszpańskich.Matkamoja umarła na kilka lat przedtem, ojca utraciliśmy we dwa miesiącepo moim małżeństwie i przyjęliśmy do naszego domu młodszą mojąsiostrę, Elwirę, która wówczas miała dopiero czternasty rok, ale już nacałą okolicę słynęła z piękności.Puścizna po moim ojcu była prawieżadna.Co się tyczy mego męża, ten posiadał dość znaczne dobra, alezmuszony układem familijnym, musiał dawać pensje pięciu kawalerommaltańskim i wyposażyć sześć spokrewnionych z nami zakonnic, tak żeostatecznie dochód nasz zaledwie wystarczał na przyzwoite utrzyma-nie.Wszelako wsparcie roczne, przyznane przez dwór memu mężowi ztytułu jego dawnej służby, polepszało nieco nasze położenie.Było wówczas w Segowii wiele szlacheckich domów, które nie by-ły zamożniejsze od naszego.Złączone wspólną korzyścią, wprowadziłyzwyczaj ścisłej oszczędności.Rzadko kiedy jedni drugich odwiedzali:kobiety wyglądały przez okna, mężczyzni spacerowali po ulicach.Gra-no wiele na gitarze, wzdychano jeszcze więcej, gdyż to wszystko nicnie kosztowało.Fabrykanci sukna wigoniowego żyli wystawnie, aleponieważ nie byliśmy w stanie ich naśladować, przeto mściliśmy się,gardząc nimi i wyśmiewając ich na wszystkie strony.Czym starsza była moja siostra, tym więcej gitar brzęczało na na-szej ulicy.Niektórzy z grajków wzdychali, podczas gdy inni brzdąkalilub też wzdychali i brzdąkali zarazem.Piękności miejskie usychały z zazdrości, ale ta.która była przed-miotem tych hołdów, bynajmniej me zwracała na nie uwagi.SiostraNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG166moja prawie zawsze kryła się w swoim pokoju, ja zaś, aby nie okazaćsię niegrzeczną, siadałam w oknie i przemawiałam do każdego kilkawdzięcznych słów.Był to konieczny obowiązek, od którego nie mo-głam się uwolnić, wszelako gdy ostatni brzdąkacz odchodził, zamyka-łam okno z niewypowiedzianą przyjemnością.Mąż mój i siostra czeka-li na mnie w jadalnym pokoju.Siadaliśmy do skromnej wieczerzy, któ-rą ożywialiśmy tysiącznymi żartami z zalotników.Każdy dostawałswoją część i mniemam, że gdyby byli słyszeli, co o nich mówiono,nazajutrz żaden nie byłby powrócił.Nie pobłażaliśmy nikomu; rozmo-wy te sprawiały nam tak wielką przyjemność, że często dopiero póznow nocy szliśmy na spoczynek.Pewnego wieczora, gdy mówiliśmy o ulubionym przedmiocie, El-wira, przybrawszy poważną postać, rzekła: Czy zauważyłaś, siostro, że jak tylko wszyscy brzdąkacze odejdąz ulicy i zgaśnie światło w pokojach od frontu, słychać dwie lub trzysegidylle, śpiewane raczej przez mistrza niż przez zwykłego amatora.Mąż mój potwierdził te słowa i dodał, że sam już uczynił był tę sa-mą uwagę.Przypomniałam sobie, że w istocie słyszałam coś podobne-go, i zaczęliśmy żartować z mojej siostry i nowego jej zalotnika.Jed-nakowoż zdało nam się, że przyjmuje te żarty z mniejszą wesołościąniż zazwyczaj.Nazajutrz, pożegnawszy brzdąkaczów i zamknąwszy okno, zgasi-łam światło i zostałam w pokoju.Wkrótce usłyszałam głos, o którymsiostra nam mówiła.Zpiewak zaczął od kunsztownej przygrywki, poczym zawiódł pieśń o rozkoszach tajemnicy, drugą o bojazliwej miłościi potem nic już nie słyszałam.Wychodząc z pokoju, ujrzałam moją sio-strę przysłuchującą się pode drzwiami.Udałam, że nic nie widzę, aleprzy wieczerzy zauważyłam, że często wpada w zadumę i roztargnie-nie.Tajemniczy śpiewak codziennie powtarzał swoje serenady i takprzyzwyczaił nas do swych pieśni, że dopiero wysłuchawszy go siada-liśmy do wieczerzy.Stałość i tajemnica rozbudziły ciekawość Elwiry iwywarły na niej wrażenie.Tymczasem dowiedzieliśmy się o przybyciu do Segowii nowejosoby, która mocno zajęła wszystkich
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|