[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Poczuł ból, nieskończenie bardziej intensywny niż po wszystkichinnych ciosach, które przyjął tej nocy.W bojowym szale uderzył naoślep, przed siebie, po raz kolejny odrzucając przeciwnika.Czuł, że zrany płynie gorąca krew.Zerwał się na równe nogi i zaatakował z furią,wymachując łapami i ko-piąc zawzięcie.Jeden z ciosów dosięgnął twarzy wilkołaka i rozorałjego prawe oko.Czarny ryknął potężnie i zaatakował ze zdwojonąenergią, ale i Reuben nie próżnował: skoczył mu naprzeciw, w lociesięgając zębami do twarzy przeciwnika.Wbijał kły coraz głębiej igłębiej, miażdżąc szczękami żuchwę wyjącego z bólu potwora.Nie pokonam go, myślał gorączkowo Reuben, ale i on nie możemnie pokonać.Znowu poczuł uderzenie kolanem, potem stopą iwreszcie mocne pchnięcie tych żelaznych ramion.Mocowali się jakzapaśnicy, coraz dalej od ściany.Zaraz, zaraz!Z gniewnym charkotem szarpnął zębami ze wszystkich sił, jakwtedy, gdy ucztował na truchle pumy.Zdał sobie sprawę, że aż do tejchwili nie dawał z siebie wszystkiego, ale teraz musiał.Albo użyjepełni sił, albo zginie.Raz za razem wymierzał przeciwnikowi potężne ciosy lewą łapą,celując w zakrwawiony oczodół, a jednocześnie nie wypuszczał jegogłowy ze stalowego uścisku obolałych już szczęk.Potwór ryczał i klął na przemian, w języku, którego Reuben nierozumiał.Aż nagle zwiotczał.%7łelazne ramiona opadły.Z czarnejgardzieli wyrwał się bulgocący krzyk bólu.Reuben patrzył w jego ocalałe oko, spoglądające nieruchomo nawprost.Ciało czarnego wilkołaka stało się wiotkie, ale nie upadło.Zwolnił uchwyt, wypuścił z paszczy pokaleczoną, krwawiącą twarz.Jego przeciwnik ani drgnął.Po prostu stał, bezradnie spoglądającku górze jednym okiem, podczas gdy z drugiego oczodołu płynęłakrew.Za jego plecami przyczaiła się Laura, mierząc go bojowymspojrzeniem.Gdy potwór w końcu zgiął się wpół, Reuben ujrzał siekierę wbitą wtył jego czaszki. Wiedziałem! ryknął czarny wilkołak. Wiedziałem,wiedziałem! zawodził, owładnięty na nowo furią.Rozpaczliwiestarał się dosięgnąć trzonka, ale rozedrgane ramiona już go nie słu-chały.Z szeroko otwartych ust lała się spieniona krew.Odwrócił sięchwiejnie i omal nie upadł, wściekle zgrzytając zębami i wyjąc.Reuben pochwycił długi trzonek i wyszarpnął siekierę z karkuwilkołaka, a potem bez namysłu i z całej siły zadał jeszcze jeden cios.Ostrze przecięło grzywę, sierść, skórę i kość, przecinając szyję dopołowy.Potwór teraz dopiero umilkł.Jego szczęki znieruchomiały, ajedynym dzwiękiem zakłócającym ciszę był jego świszczący oddech.Reuben zamachnął się znowu i raz jeszcze uderzył siekierą.Litościwe ostrze przeszło tym razem na wylot i głowa czarnegowilkołaka potoczyła się po podłodze.Niewiele myśląc, Reuben pochwycił ją za długie włosy i cisnął wogień.Ciało opadło wolno na orientalny dywan, jakby ktoś spuścił zniego powietrze.Laura z trudem łapała oddech.Zgięta wpół przy kominku kołysałasię mimowolnie w przód i w tył, jęcząc i wskazując na płomienie, ażwreszcie upadła obok krzesła. Reuben! wrzasnęła histerycznie. Wyjmij ją z ognia!Wyjmij z ognia, proszę cię, na miłość boską!Płomienie lizały już zakrwawione, szeroko otwarte oko.Reuben niemógł się powstrzymać: sięgnął w ogień, podniósł uciętą głowę zpłonących polan i rzucił na podłogę.Dym uniósł się z niej jak obłoczekkurzu.Kilka przypadkowych iskier tliło się jeszcze w poskręcanychwłosach.Znieruchomiała wreszcie, skrwawiona, zniszczona, lepka, ślepa izupełnie martwa.Obraz, który teraz ujrzeli, był jak z wiersza, z bajki, z najdzikszychsnów.Lśniące, czarne włosy zaczęły opadać z martwej głowy ileżącego o kilka stóp dalej ciała.Nie było już siły, która mogłaby jewciągnąć do wnętrza, dlatego po prostu sypały się na podłogę, a samagłowa i ciało zaczęły się kurczyć.Po chwili w gniezdzie z szybkoznikających włosów spoczywały już tylko nagie, okaleczone izakrwawione zwłoki człowieka.22Reuben opadł na kolana i przysiadł na piętach.Czuł ból bodaj wewszystkich mięśniach, zwłaszcza ramion.Fala gorąca, która ogarnęłajego twarz, była niemal nie do zniesienia.A zatem jestem Morphenkindem.Ohydną, obmierzłą zakałągatunku, mówiąc ściślej.Ale tak się złożyło, że ta zakała gatunkuwłaśnie pokonała innego Morphenkinda, naturalnie z małą pomocąukochanej i jej siekiery.Laura zanosiła się płaczem w podobnie niekontrolowany sposób,jak jeszcze niedawno śmiechem.Klęczała obok Reubena, który tulił jąw ramionach.Teraz dopiero zauważył krew na jej koszuli nocnej i wewłosach.Wciąż ją obejmował, gładził czule, próbował uspokoić.Rozpaczała, jakby pękło jej serce.Wreszcie ucichła, ale wciążwstrząsał nią bezgłośny szloch.Ucałował ją najpierw w czubek głowy, a potem w czoło.Uniósłłapę i delikatnie dotknął jej ust.Krew.Wszędzie krew.Za dużo krwi.- Lauro - szepnął.Wpijała się w jego ciało jak tonący; jakby miała ją porwać jakaśniewidzialna fala
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|