[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Była pewna zwycięstwa.Teraz my musimy stanąć na jej miejscu i udowodnić, że miała rację.Zszedł z mównicy do swojej ławki w środkowej nawie.W czasie gdy wielebny Davies dziękował mu uroczyście, wśród zebranych nastąpiło nerwowe poruszenie na dźwięk maszerujących stóp.Z dworu trzeszczał nagłośniony, metaliczny głos Charlie'ego Danielsa.Jego oddalone wołanie urwało się nagle, jak ucięte nożem.Cisza, która zapanowała potem, była równie wymowna jak krzyk.Mijały sekundy.Minuty.Podwójne wrota otwarły się powoli, jakby poruszone przez chłodny powiew.Grupa ludzi w kombinezonach Błękitnego Bractwa wkroczyła niezdecydowanie do kościoła i niepewnie podreptała do głównej nawy.Twarze przybyszów pozostawały bez wyrazu, jak gdyby jakiś narkotyk odłączał dostęp do tych części mózgów, które czyniły ich ludźmi.Niektórzy z nich byli obcy, większość jednak stanowili mieszkańcy Hudson City, znani każdemu z zebranych.Springer dostrzegł Pete'a Lewisa, patrzącego wzrokiem szaleńca, tak samo jak tej nocy, kiedy mówił, że widział Boga; Joego Prestona, którego jowialna twarz była teraz pusta; Gary'ego Spencera, bez jego chłopięcego uśmiechu; matkę Danny'ego Mosera, której długie, proste włosy zostały krótko ścięte.Alan rozglądał się wśród nich, a serce mu się ściskało.Byli tam wszyscy sklepikarze.Widział Dwighta Rigby'ego i Margy koło niego.Był też Ken Moser, z martwymi oczami starego wilka, którego osaczono.I Stratton, stojący cierpliwie niczym wół.Nagle doktor podskoczył na miejscu.Zobaczył Ellen Barbar.Stała pośród nich; jej twarz pozostawała dziwnie nieruchoma.Miał rację.Sekciarze cały czas ją trzymali.Ale co oni jej zrobili? Jej egzotyczne oczy straciły swój blask, a włosy były tylko żałosną resztką kruczoczarnej burzy, którą pamiętał.Ruszył wzdłuż nawy, ale zanim do niej dotarł, kościół zadrżał od łomotu ciężkich butów.Przez drzwi wpadli członkowie Bractwa i rzucili się w głąb świątyni.W ciągu paru sekund wypełnili nawy, tak że wierni zostali rozdzieleni i otoczeni.Springer znalazł się nagle pośród sekciarzy, zatrzymany w pół drogi pomiędzy swoją ławką a Ellen Barbar, która znikła mu z oczu za murem okrytych na niebiesko ramion.W kościele ponownie zapanowała pełna grozy cisza.Doktor pokonał strach i zaczął przeciskać się w kierunku Ellen.Wierni, którym przerażenie odebrało mowę, gapili się na stojących uczniów Michała wytężając wzrok, aby spojrzeć na swoich "nawróconych" sąsiadów.Nagłe sekciarze zaczęli śpiewać łagodnie i ochoczo:Zwróćcie się ku Bogu.Zwróćcie się ku Bogu.Zwróćcie się ku Bogu.Śpiew był basowy, jękliwy, słowa mieszały się lekko ze sobą, wypełniając całą świątynię płynącym, nieprzerwanym dźwiękiem.Członkowie Bractwa zaczęli się kołysać; Springer w tym czasie przeciskał się pomiędzy nimi, aż dotarł do pierwszej grupy, która ciągle stała niepewnie i nieruchomo, ani się nie kołysząc, ani nie śpiewając.Zwróćcie się ku Bogu.Zwróćcie się ku Bogu.Zwróćcie się ku Bogu.Kręcił się wśród nich, aż odnalazł Ellen Barbar.Wyglądała, jak gdyby znajdowała się w głębokim transie, ale kiedy chwycił ją za ramię, aby wyprowadzić z kościoła, cofnęła się o krok.Rozejrzał się dookoła.Sekciarze byli zatopieni w swoim śpiewie.Wyglądało na to, że nikt nie zwraca na niego uwagi.Znajdował się w połowie drogi pomiędzy ołtarzem a drzwiami.Ponownie złapał Ellen za ramię i spróbował odwrócić ją w stronę wyjścia.Wyszarpnęła się gwałtownie.- Ellen! - powiedział ostro.- Wyjdź z tego.- Puść mnie - odezwała się, uwalniając się ponownie.Znowu ją chwycił.- Co ty robisz? - spytał.- Zostaw mnie, nawracam się!- Daj spokój - huknął doktor; jego słowa rozbrzmiały pośród śpiewu.Patrzyła na niego jak gdyby wyglądała przez okno.- Zastanawiam się tylko, dlaczego tyle czasu z tym czekałam.- Proszę cię - krzyczał Alan.- Zanim nas zatrzymają.- Nikt nie będzie pana zatrzymywał, doktorze Springer - odezwał się instruktor, John.Z łatwością zabrał rękę Alana z ramienia Ellen.- Nikogo do niczego się nie zmusza.Może pan wyjść, doktorze.Springer patrzył na Ellen.Jej twarz wyglądała jak nieruchoma maska, zupełnie jakby umarła wchodząc w swój trans.- Co jej zrobiliście? - spytał instruktora.- Pokazaliśmy jej Boga.Prawda, Ellen?- Tak - odpowiedziała.- Mam nadzieję, że ty też Go odnajdziesz, Alanie.Zanim będzie za późno.- Gdzie jest Rose? - krzyknął Springer.- Gdzie twoja siostra?- Ona nigdy nie miała siostry - odpowiedział instruktor.- Coo?!- To była tylko jej wymówka, kiedy się nam opierała.Prawda, Ellen?- Tak.- Nie było ci łatwo odnaleźć Boga.- Tak.- Czy jesteś gotowa ofiarować się Michałowi?- Tak.- Czy jesteś gotowa na przyjęcie w nasze szeregi?- Tak.Instruktor spojrzał na doktora złośliwie i zadał Ellen ostatnie pytanie.- Jesteś pewna?Przez jej twarz przeleciał strach.- Tak.Śpiew urwał się niespodziewanie.Jak jeden mąż, Błękitni Bracia odwrócili się na pięcie i patrzyli poważnym wzrokiem w stronę drzwi.Potem zaczęli nagle krzyczeć z radości.Do kościoła wkroczył Michał, ubrany w zwiewną, białą szatę.Sekciarze utworzyli dla niego wąskie przejście pośrodku głównej nawy.Doktor został odepchnięty na bok.Michał przeszedł do przodu i stanął za pulpitem.Przeszył wielebnego Daviesa swoim przerażającym wzrokiem.Pastor skulił się i wycofał w kierunku obsypanego kwiatami ołtarza.Przywódca sekty odwrócił się do niego plecami i wzniósł do słuchaczy swoje olbrzymie dłonie.- RADUJCIE SIĘ! NADSZEDŁ PAN!- Nadszedł Pan! - powtórzyli jego uczniowie.- Może nas zbawić! - wołał Michał.- Może zbawić każdego z was tu obecnych, tak jak zbawi tych nowo nawróconych, którzy tak niecierpliwie oczekują Jego miłości.- Potężną ręką wskazał na Ellen i pozostałych, którzy przyglądali się nieobecnym wzrokiem.- Zbawi ich.- Jego gest objął wszystkich zebranych.- I zbawi was.Jeśli Go przyjmiecie.Jeśli zgodzicie się, że Pan nadszedł.Jeśli zwrócicie się ku Niemu.- Zwróćcie się ku Bogu! - zawołali Błękitni Bracia.- Zwróćcie się ku Bogu!Wielebny Davies zaczął z drżącymi ustami skradać się w stronę Michała.Zastąpiło mu drogę kilku mocno zbudowanych mężczyzn.Drobniutki pastor usiłował przecisnąć się pomiędzy nimi, ale stali twardo, nie przepuszczając go.Głos przywódcy Bractwa wzmagał się, aż jego siła zdawała się wstrząsać kościołem niczym potężna wichura.- Oto nastał ten dzień!!! CZAS NADSZEDŁ!!! Sekciarze darli się z radości.- Oczyścimy tę świątynię.Przyjmiemy naszych nowych wyznawców w tych pełnych fałszu murach.Niech zwrócą się ku Bogu, kiedy zaczną odczuwać Jego miłość.- Wzniósł ręce i rozkazał zgromadzonym:- Niech wszyscy oczyszczą się i pomaszerują z nami do domu bożego!Z jego ust wydobywały się potężne, hipnotyzujące słowa.Doktorowi ścierpła skóra.- Bóg dowodzi swoimi zastępami.Michał prowadzi je do boju.Zwróćcie się ku Michałowi!Powietrze wypełnił dziwny, szaleńczy jęk.Wyznawcy kierowali w stronę swojego przywódcy nieartykułowane głosy, wyrażające całkowite oddanie.Dookoła siebie Alan widział twarze ludzi, których znał przez całe życie, zmieniające się na jego oczach.Wyglądali jak nawiedzeni, jakby im ktoś zabierał dusze.Przestrach ustępował miejsca zdumieniu, radości.Twarze zniszczone latami ciężkiej pracy i straconych marzeń rozjaśniły się nagle.Głos Michała zdawał się płynąć niczym gęsta, lepka ciecz, ogarniająca każdego z osobna.Teraz już wszyscy jęczeli
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|