[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Wówczas zapaliło się światło i otworzył właz.Stanął w nim drugi mężczyzna i popatrzył w mrok.- To ty, Gus? - zapytał.- Oczywiście - warknął przybysz.- A któż inny włóczyłby się po tych lasach w samym środku nocy?- Niepokoiłem się - oznajmił mężczyzna we włazie.- Nie było cię dłużej, niż się spodziewałem.Właśnie miałem zamiar wyjść i cię poszukać.- Wiecznie się martwisz - burknął Gus.- Mam już dosyć ciebie i tego świata.Trevor musi znaleźć sobie kogoś innego do pracy tutaj.Wszedł po schodkach do statku.- Ruszaj! - rozkazał ostro koledze.- Wynosimy się stąd.Odwrócił się, aby zamknąć właz, ale Sutton go uprzedził.Gus zrobił dwa kroki do tyłu, potknął się o przymocowany do podłogi fotel i stanął, uśmiechając się szeroko.- Popatrz, kogo tu mamy - powiedział.- Hej, Pinky, zobacz, kto tu za mną przyszedł.Asher Sutton uśmiechnął się do niego ponuro.- Jeżeli panowie nie macie nic przeciwko temu, zabiorę się z wami.- A jeżeli mamy? - spytał Pinky.- I tak polecę tym statkiem - oznajmił mu Sutton.- Z wami lub bez was.Możecie wybierać.- To Sutton - wyjaśnił Pinky'emu Gus.- Ten właśnie pan Sutton.Trevor z przyjemnością się z panem zobaczy.Trevor.Trevor.Trzykrotnie już słyszał to imię, obiło mu się o uszy także kiedy indziej.Stał, opierając się plecami o zamknięty luk.Powrócił pamięcią do innego statku i innych dwóch mężczyzn.“Trevor - oświadczył Case, a może Pringle? - Trevor? No cóż, Trevor jest prezesem korporacji".- Przez wszystkie te lata - odezwał się na głos - marzyłem, żeby spotkać się z panem Trevorem.Mamy sobie wiele do powiedzenia.- Ruszamy, Pinky - rozkazał Gus.- I nadaj wiadomość.Trevor powita nas z kompanią honorową.Przywozimy Suttona z powrotem.42.Trevor wziął spinacz do papieru i rzucił go w kierunku stojącego na biurku kałamarza.Spinacz plusnął w atrament.- Jestem coraz lepszy - stwierdził.- Trafiam siedem razy na dziesięć.Przedtem chybiałem tyle razy.Spojrzał badawczo na Suttona.- Wyglądasz jak zwyczajny człowiek - powiedział.- Muszę z tobą porozmawiać i się przekonać.- Nie mam rogów - zakpił Sutton - jeżeli o to ci chodzi.- Ani - dodał Trevor - aureoli, jeżeli już o to chodzi.Cisnął kolejnym spinaczem i chybił.- Siedem na dziesięć - przypomniał.Rzucił jeszcze raz i znowu trafił.Atrament trysnął fontanną i ochlapał blat biurka.- Słuchaj, Sutton - powrócił do tematu.- Wiesz bardzo dużo o przeznaczeniu.Czy kiedykolwiek myślałeś o nim w kategoriach objawionego przeznaczenia?Asher wzruszył ramionami.- Stosujesz przestarzały termin.To propaganda dziewiętnastego wieku.Pewien naród kompletnie ją zdewaluował.- Propaganda? - zdziwił się Trevor.- Raczej psychologia.Powtarzaj coś często, a po jakimś czasie wszyscy w to uwierzą.W końcu i ty sam uwierzysz.- Objawione przeznaczenie - podjął Sutton.- Czy dla rasy ludzkiej?- Oczywiście - przyznał Trevor.- W końcu jesteśmy jedynymi zwierzętami, które potrafią je najlepiej wykorzystać do własnych celów.- Pominąłeś pewien drobiazg - odparł Asher.- Ludzie tego nie potrzebują.Już są głęboko przekonani o swojej wielkości, świętości i absolutnej wyższości.W stosunku do nich propaganda nie jest konieczna.- Masz trochę racji - przytaknął Trevor.- Ale to krótkowzroczna racja.Wymierzył w niego palcem.- Kiedy już będziemy mieli Galaktykę w garści, co wtedy?- No cóż - rzekł Sutton.- No cóż, przypuszczam.- Otóż to - przerwał mu jego rozmówca.- Nie wiesz, dokąd zmierzasz.Nasza rasa również.- A objawione przeznaczenie? - zapytał Sutton.- Czy gdybyśmy mieli objawione przeznaczenie, byłoby inaczej?Głos Trevora przeszedł prawie w szept.- Są jeszcze inne galaktyki, Sutton.Większe niż ta.Wiele innych galaktyk.Dobry Boże! - pomyślał Asher.Chciał zacząć mówić, ale zrezygnował i usiadł sztywno w fotelu.Szept Trevora docierał do niego ponad biurkiem.- Oszołomiło cię, co?Próbował odezwać się głośno, ale z jego gardła wydobył się też szept.- Jesteś szalony, Trevor.Całkiem szalony.- Spojrzenie z perspektywy - wyjaśnił Trevor.- Tego właśnie potrzebujemy.Absolutnie niewzruszonej wiary w ludzkie przeznaczenie, pozytywnego i wszechogarniającego przekonania, że zadaniem Człowieka jest nie tylko władać tą Galaktyką, ale wszystkim - całym wszechświatem.- Musiałbyś dość długo żyć - stwierdził Sutton z niespodziewaną kpiną w głosie.- Oczywiście, nie doczekam tego - rzekł Trevor.- Ani ty.Ani dzieci naszych dzieci, ani też wiele następnych pokoleń ich dzieci.- To potrwa milion lat.- Więcej niż milion - odparł spokojnie Trevor.- Nic o tym nie wiesz.Nie możesz sobie wyobrazić rozmiarów wszechświata.Za milion lat osiągniemy dobry początek.- Dlaczego więc, na litość boską, siedzimy tu teraz i roztrząsamy tę sprawę?- Ze względu na logikę
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|