Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czekał, i coraz bardziej się martwił.Czy ten mały łachmaniarz w ostatniej chwi­li zdecydował się na zdradę?Nie, powiadały cienie.Nie.Przybywa.Przybywa.Był już u kresu sił.Miotał się w agonii.Nigdy dotąd nie czuł takiego bólu, nigdy nie cierpiał tak długo.Ból tłumił świadomą myśl.Wszystko, co zeń zostało, trwało jedynie dzięki potężnemu talentowi.Wiedział tylko, że musi przeć wciąż naprzód, że jeśli podda się bólowi, spadnie z nieba i skończy gdzieś na pustkowiu.Wrzeszczał tak długo, jak wytrzymywało jego gardło, dopóki miał siły, by jeszcze wrzeszczeć.A trucizna wciąż drążyła jego stare ciało, trawiła go żywcem, wzmagała ból.Był zgubiony.Nikt nie mógł mu pomóc - prócz tego, który chciał go zniszczyć.Błyszczące, zwieńczone kryształem wieże Przeoczenia roz­błysły nad horyzontem.Wyjec jest w odległości kilku tylko mil, donosiły cienie, le­dwie jest się w stanie poruszać.Jest z nim tylko kobieta.Zaczynał powoli rozumieć.Wyjec musiał walczyć.Senjak okazała się silniejsza, niż przypuszczali.Niech tylko Wyjec tu dotrze.Niech mu się uda.Kiedy będzie miał kobietę, Wyjec nie będzie już dłużej potrzebny.Wiedza, którą ona miała w głowie, w zupełności wystarczy.Potem z jakiegoś odległego miejsca przybyły cienie i wyszczebiotały wieści, które spowodowały, że zaczął przeklinać, zanim usłyszał choćby połowę.Wirujący Cień zabity! Zabity przez wyznawców tej szalonej bogini, którą proklamowała Senjak.Czy nie ma końca złym wieściom? Czy dwa pomyślne wyda­rzenia nie mogą się trafić naraz? Czy zwycięstwo zawsze musi zapowiadać porażkę?Stormgard stracony.Wataha Wirującego Cienia wyparuje ni­czym rosa na słońcu.Przed wschodem zniknie połowa zbrojnych sił imperium Cienia.Te złachmanione niedobitki Czarnej Kom­panii wyjdą z miasta.Prowadzący je szaleniec znowu ruszy na swe niedorzeczne poszukiwania.Ale miał Senjak.Miał żywą bibliotekę wszelkiej władzy i zła, jakie kiedykolwiek wymyślił umysł człowieka.Kiedy już będzie miał w rękach tę studnię wiedzy, żadna siła na świecie nie zdoła mu się oprzeć.Będzie potężniejszy niż ona kiedykolwiek była, równy jej mężowi u szczytu chwały.W jej głowie zamknięte były zaklęcia, których nigdy by nie wykorzystała.Nawet wów­czas, kiedy była najtwardsza, wciąż tkwił w niej miękki rdzeń.On nie był miękki.Nie zrezygnuje z żadnego użytecznego narzę­dzia.Będzie rządził.Przy jego potędze Dominacja i sukcesorskie imperium Pani wydawać się będą karłem.Świat będzie należał do niego.Nie było nikogo, kto mógłby mu przeszkodzić.Teraz już nikt nie dorównywał mu mocą, gdy na okaleczonym Wyjcu ciążyło już wszak piętno śmierci.Obok przeleciała jakaś wrona, zachowując się tak, jak powin­ny się zachowywać wrony, ale z jej przelotem poczuł na ustach wstrętny smak.Zapomniał, choć tylko na chwilę.Był ktoś taki.Ona była wolna, w miejscu, którego nie znał.Dywan Wyjca chwiejnie opuszczał się w dół, poprzedzały go bulgoczące odgłosy agonii czarodzieja.Przez ostatnich kilkana­ście stóp nurkował, wreszcie spadł bezwładnie.Długi Cień za­klął ponownie.Kolejne zniszczone narzędzie.Kobieta, nieprzy­tomna, stoczyła się z latającej konstrukcji.Leżała nieruchomo, chrapliwie dysząc.Wyjec również potoczył się po powierzchni lądowiska; kiedy się zatrzymał, jego ciało wciąż drgało konwulsyjnie.Pojękiwał słabo, usiłując wydusić wrzask z płuc.Chłodny dreszcz przeszedł po plecach Długiego Cienia.Sen­jak nie potrafiłaby tego dokonać.Małego czarodzieja przeżerało trujące zaklęcie niesamowitej mocy.Było tak potężne, że sam nie potrafił dać sobie z nim rady.Coś straszliwego chodziło po świecie.Ukląkł.Pokonując odrazę, oparł dłonie na ciele Wyjca.Sięg­nął do środka, by zwalczyć truciznę i ból.Poddały się odrobinę.Naparł na nie.Wycofały się dalej.Chwila ulgi dodała Wyjcowi sił, przyłączył się do walki.Razem mocowali się z trucizną, dopóki nie poddała się na tyle, by Wyjec odzyskał rozum.Mały czarownik wydyszał:- Lanca.Mają Lancę.Nie wyczułem.Jej strażnik pchnął mnie dwukrotnie.Długi Cień był zbyt wstrząśnięty, by przeklinać.Lanca nie zginęła! Była w posiadaniu wroga! Wyskrzeczał:- Czy oni wiedzą, co mają?Wcześniej nie zdawali sobie sprawy.Tylko szalony kapitan w Stormgardzie wiedział.Jeżeli poznają prawdę.- Nie wiem - pisnął Wyjec.Zaczął znowu się trząść.- Nie pozwól mi umrzeć.Lanca!Zabierz im jedną broń, a zaraz znajdą drugą.Los to niewierna suka.- Nie pozwolę ci umrzeć - oznajmił Długi Cień.Do tej chwili zamierzał postąpić zupełnie odwrotnie.Ale oni mieli Lancę.Będą mu potrzebne wszystkie narzędzia, jakie są do dyspozycji.Krzyknął na swe sługi: - Zanieście go do środka.Szybko.A ją wrzućcie do celi sklepienia.Zostawcie tam z nią cienie.Zaklął ponownie.Minie dużo czasu, zanim będzie mógł się napić z tej studni wiedzy.Ratowanie Wyjca zapowiadało się na długą operację.Trucizna przeżerająca maga była najpotężniejszą na tym świe­cie, ponieważ - jeżeli legendy mówiły prawdę - nie pochodziła z tego świata.Spojrzał na południe, w stronę równiny lśniącego kamienia, która błyszczała w porannym świetle.Któregoś dnia.W dawnych czasach właśnie stamtąd wyniesiono Lancę.Była zabawką w porównaniu z tym, co wciąż spoczywało tam ukryte, czekając aż on po to przyjdzie, on, który pragnął to mieć.Któregoś dnia.LXPoświęciłam sześć dni na przygotowanie mojego oblężenia Dejagore.Z trzech wielkich armii zebranych przez Władców Cienia pozostało mniej niż sześć tysięcy ludzi.Połowa z różnych powodów nie nadawała się do służby.Rozstawiłam ich wzdłuż brzegów jeziora.Moich ludzi ustawiłam za nimi.Potem odesła­łam Murgena z powrotem do miasta.Nie chciał iść.Nie winiłam go za to.Mogaba mógł go stracić.Ale ktoś musiał pójść do ocalałych i powiedzieć im, że mogą wyjść.Miał poinformować wszystkich, z wyjątkiem tych, którzy popierali Mogabę.Moi ludzie nie rozumieli.Nie wyjaśniłam.Nie było potrzeby.Mieli wykonywać rozkazy.Następnej nocy po wyjściu Murgena do miasta uciekło kilku­dziesięciu tagliańskich żołnierzy.Ich doniesienia nie były szcze­gólnie wesołe.W mieście panowała zaraza.Mogaba stracił ko­lejnych kilkuset mieszkańców i kilkunastu własnych żołnierzy.Tylko Nar się nie skarżyli.Mogaba wiedział, że Murgen wrócił; podejrzewał, iż widział się ze mną i teraz go ścigał.Przy tej okazji przeżył nieprzyjemną konfrontację z czarodziejami Kompanii.Bunt wisiał w powietrzu - chyba że całą energię ludzie włożą w dezercję.Byłby to pierwszy raz.Nigdzie w Kronikach nie było nawet wzmianki o buncie.Narayan z każdą godziną stawał się coraz bardziej nerwowy; martwił się o opóźnione Święto i obawiał się, że zechcę go uniknąć.Cały czas go uspokajałam:- Jest jeszcze mnóstwo czasu.Mamy konie.Wyjedziemy, gdy tylko uporządkujemy tutaj nasze sprawy.Ponadto chciałam zdobyć informacje, co się dzieje na połud­niu.Wysłałam kawalerię, by sprawdziła, jakie echa wywołały wieści o losie Wirującego.Jak dotąd uzyskałam niewiele infor­macji [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript