Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przypuśćmy, że się podzielimy.Ty weźmiesz połowę, zo­staniesz tutaj i będziesz prowadził zaciąg, a ja zabiorę połowę do miasta? - Zareagował w taki sposób, jak oczekiwałam.Niemalże wpadł w panikę.Nie chciał mnie spuścić z oka.- Może też zostać Klinga.Jego wszyscy darzą szacunkiem, wyrobił już sobie dobrą reputację.- Wspaniały pomysł, Pani.Zastanawiałam się, kto kim manipuluje.- Czy sądzisz, że Sindhu cieszy się wystarczającym szacun­kiem, by zostać z nim?- Więcej niż wystarczającym, Pani.- Dobrze.Klinga będzie musiał się o nim dowiedzieć co nieco.A także o waszym bractwie.- Pani?- Jeżeli zamierzasz się posługiwać narzędziem, musisz znać jego możliwości.Tylko kapłani domagają się, byśmy brali pew­ne informacje na wiarę.- Kapłani i funkcjonariusze - poprawił Narayan.- Masz ra­cję.Klinga niczego nie przyjmie na wiarę.Ostatni człowiek, który byłby do tego zdolny.Pewnego dnia to mogło stanąć między nami.- Czy któryś z twoich braci jest na tyle cyniczny, by kamu­flować się wśród kapłaństwa?- Pani? - W jego głosie brzmiała uraza.- Mam kilka źródeł informacji.Gdybyśmy mieli przyjaciół wśród kapłanów.- Nie wiem, jak jest w Taglios, Pani.W każdym razie wydaje się to nieprawdopodobne.Żałowałam, że wszystko nie wygląda jak za dawnych dni, kiedy do woli mogłam korzystać ze swoich mocy, kiedy potrafi­łam wezwać setkę demonów, by szpiegowały dla mnie, kiedy zdolna byłam wydostać wspomnienia z mózgu myszy, która przebywała przypadkiem akurat w ścianie pokoju, gdzie obrado­wali moi wrogowie.Powiedziałam Narayanowi, że zbudowałam imperium, wy­chodząc z początków równie nędznych jak te.Była to prawda, ale dysponowałam wówczas aż nazbyt rozmaitą bronią.Teraz często czułam się zwyczajnie bezbronna.Broń wracała do mnie, ale zdecydowanie nazbyt wolno.- Przyślij do mnie Klingę.Zabrałam Klingę na spacer nad rzekę, na wschód od fortu.Był zadowolony, że może mi towarzyszyć.Odezwał się tylko raz - kiedy doszliśmy do rosnącego na brzegu drzewa, o które oparte stało drzewce wędki - rzucając tajemniczą uwagę:- Wygląda na to, że Łabędź nigdy nie wróci.Kazałam mu wyjaśnić, co chciał przez to powiedzieć.Okazało się, że nic szczególnego.Spojrzałam na fort.Łabędź i Mather stacjonowali w nim, jako nominalni dowódcy wszystkich sił tagliańskich po tej stronie rzeki.Ciekawiło mnie, jak poważnie traktują swoją funkcję.Rzadko wychodzili na zewnątrz.Zasta­nawiałam się dalej, czy Klinga jest z nimi w kontakcie.Chyba nie starczyłoby mu czasu.Pracował znacznie ciężej niż ja, ucząc się sam, w miarę jak uczył swoich ludzi.Ciekawe, dlaczego wkładał w to tyle wysiłku.Wyczuwałam w nim głębokie pokła­dy irracjonalnej nienawiści.Podejrzewałam, że był jednym z tych ludzi, którzy chcą zmie­niać świat.Takimi ludźmi łatwo manipulować, łatwiej niż takimi Łabędziami, którzy przez większość czasu chcą tylko, by ich zostawić w spokoju.- Myślę o awansowaniu ciebie - oznajmiłam.Zareagował sardonicznie.- Na kogo? Chyba, że siebie również awansujesz.- Oczywiście.Zostaniesz legatem legionu Ghoja.Ja będę generałem armii.- Idziesz na północ.Nie marnował słów i nie potrzebował też wielu, by wydobyć z nich całą potrzebną informację.- Powinnam być teraz w Taglios.Strzec moich interesów.- To jest kiepskie miejsce.W szczękach krokodyli.- Nie nadążam.- Powinnaś być tutaj, by zebrać żołnierzy, nabrać siły.Po­winnaś być tam, by powstrzymywać kapłanów przed zniechęca­niem rekruta.- Tak.- Potrzebujesz poruczników godnych zaufania.Ale jesteś sa­ma.- Sama?- Może nie.Może źle rozumiem interesy Narayana i Sindhu.- Przypuszczalnie masz rację.Ich cele nie są moimi.Co o nich wiesz?- Nic.Nie są tymi, za których się podają.Zastanowiłam się nad tym, co powiedział i uznałam, że cho­dziło mu, iż nie są tymi, których udają wobec świata.- Czy słyszałeś o Kłamcach, Klinga, nazywanych też Dusi­cielami?- Kult śmierci.Najprawdopodobniej legendarny.Radisha wspominała o nich i ich bogini.Czarodziej jest przerażony.Żoł­nierze mówią, że zostali wytępieni.To nieprawda, co?- Nie.Kilku wciąż żyje.Dla swoich własnych powodów popierają mnie.Nie będę zanudzała cię ich doktryną.Jest odpychająca, poza tym nie jestem pewna, czy rzeczywiście odnosi się do mnie.Chrząknął.Zastanawiałam się, co się teraz dzieje w jego gło­wie.Dobrze ukrywał emocje.Spotykałam już wcześniej takich jak on.W dniu, w którym spotkam kogoś całkiem nowego, wpadnę chyba w osłupienie.- Bez obaw możesz się udać na północ.Ja poradzę sobie przy Ghoja.Wierzyłam mu.Odwróciłam się.Poszliśmy w stronę obozu.Starałam się nie zwracać uwagi na smród dobiegający z przeciwległego brzegu rzeki.- Czego ty właściwie chcesz, Klinga? Dlaczego to robisz? Wzruszył ramionami, w niezwykłym dla siebie geście.- Na świecie jest wiele zła.Sądzę, że wybrałem jedno z nich jako cel mojej osobistej krucjaty.- Dlaczego tak nienawidzisz kapłanów? Tym razem nie wzruszył ramionami.Nie udzielił mi również bezpośredniej odpowiedzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript