Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A to właśnie ja rozumiem - powiedział z zadowoleniem pan Chabrowicz.- Jeżeli można tu w ogóle mówić o tresurze, nasze dzieci wytreso­wały go bezbłędnie w tym kierunku.Zauważyłem w ciągu całego roku, że pies informuje o wszystkim, co, jego zdaniem, odbiegaod normy.Porozumiewa­ją się wszyscy troje, jakby co najmniej należeli do jednego gatunku.- Dzieci nam spsiały, a pies się uczłowieczył - westchnęła pani Krystyna.- No i dobrze - zawyrokował wojowniczo Pawełek.- Proszę, jakie skutki! Co, może pan jest niezadowolony.?- Jestem zachwycony! - zapewnił porucznik.- O takim rozwiązaniu tej obrzydliwej sprawy nie ośmieliłbym się nawet marzyć! Wszystkim państwu bardzo dziękuję, w razie potrzeby jeszcze pozwolę sobie się zgłosić.Będę wdzięczny, jeśli państwo na razie zachowają dyskrecję.- Wiecie co? - powiedziała w zadumie pani Krystyna, kiedy kroki porucznika umilkłyna scho­dach.- Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że oni roz­kopywali te groby tylko po to, żeby sprawić przyje­mność naszej milicji.Zachodzące słońce przesiewało się przez liście drzew, kiedy dwie ludzkie istoty i jeden pies przywa­rowały cichutko na zboczu cmentarnego pagórka.- Do licha! - szepnął z irytacją Pawełek.- Obstawili ten cmentarz, jakby tam siedział amery­kański prezydent.Którędy przeleźć?- Nie wiem, czego jeszcze pilnują - odszepnęła gniewnie Janeczka.- Mówiłam ci, że on kręcił! Wcale nie powiedział wszystkiego!- No, wychodzi na to, że faktycznie.- Trzeba znaleźć miejsce, gdzie siedzą rza­dziej.- Chaber mówi, że wszędzie gęsto.- Ale nie mają psów.Chodź, spróbujemy przez wądoły, tam gdzie on wczoraj uciekał.Trzy postacie na czworakach wycofały się spod krzaka i ruszyły w dół, drogą okrężną.Aż do obia­du dzieci trzymały się rodziców, cierpliwie udziela­jąc im wszelkich informacjii powtarzając po pięć razy to samo, rodzice wykazywali bowiem rzadką dociekliwość.Dopiero po obiedzie, kiedy pomiędzy matką a ojcem zaczęła się dyskusja na temat wisiora z bursztynem dla pani Krystyny, dano im spokój i dość skwapliwie pozwolono się oddalić.Skorzy­stali z okazji natychmiast.Cmentarz korcił.Koniecznie chcieli zobaczyć, jak wygląda teraz, po ostatecznym wypłoszeniu zło­czyńców.Janeczka uparcie twierdziła, że porucznik nie powiedział im wszystkiego, ukrył jakieś niezmier­nie ważne wiadomości i te wiadomości musiały do­tyczyć grobów.Pawełek nie mógł się pozbyć myśli o owych tajnych sztabowych dokumentach.Ruszy­li prosto w stronę intrygującego pagórka.Pagórek okazał się niedostępny.Już na skraju lasu zawrócił ich patrol WOP-u, uprzejmie infor­mując, że na cmentarz nie należy chodzić.Jeden pa­trol nie stanowiłby przeszkody, nieco głębiej jed­nakże i od innej strony pojawił się drugi patrol, rów­nie uprzejmy i równie stanowczy.Na żaden więcej patrol już nie wpadli, mimo iż cały pagórek był oto­czony przez żołnierzyWOP-u, Chaber wystawiał ich bowiem z dostatecznej odległości.Niemniej przemknięcie się między nimi w sposób nieznaczny było zupełnie niemożliwe.- Co to za upór taki, tyle razy byliśmy i do­brze, a teraz nagle nie - zrzędził Pawełek, złażąc w kierunku drogi - Ugryziemy im kawałek, czy co?- Może mają jakieś głupie przepisy - odparła Janeczka i zatrzymała się nagle.- Porucznik.- Co porucznik? Gdzie?!- Nie wiem.Chaber mówi.Chaber wyraźnie okazywał, że wywęszył nową postać, sympatyczną i lubianą.Z taką życzliwością odnosił się tylko do pana Jonatana i do porucznika, pan Jonatan wypłynął jużna morze, a zatem mógł to być tylko porucznik.Znajdował się gdzieś niżej, zapewne na drodze.Wahali się tylko przez krótką chwilę.Sytuację należało do końca wyjaśnić.Ruszyli prosto w dół, zjeżdżając po skarpie za psem.- A, jesteście! - powiedział porucznik na ich widok, przy czym w jego głosie dał się wyczuć ton beznadziejnej rezygnacji.- Właśnie się zastanawia­łem, gdzie was tu znajdę.Czy nie moglibyście iść do domu albo na plażę?- Do domu nie możemy, bo mamusia tłuma­czy tatusiowi, że musi sobie kupić duży bursztyn - odparła Janeczka niewinnie.- Ona to woli robić w cztery oczy.A na plażę nie warto, za późno.- I dlatego koniecznie musicie pętać się akurat tutaj?- A co, zobaczyli nas? - zgadł Pawełek ponu­ro.- Pewnie jakiś siedział z lornetkąna drzewie, bo tych na ziemi Chaber znalazł wszystkich.Po co pan kazał pilnować?- Bo jest to miejsce przestępstwa, które po­winno pozostać w nie naruszonym stanie,aż zosta­nie obejrzane komisyjnie - odparł porucznik sta­nowczo.- Takie rzeczy są powszechnie znane, dzi­wię się, że nie wiecie.- Wiemy bardzo dobrze.Niczego nie chcieli­śmy ruszyć.Chcieliśmy tylko popatrzeć.- Po co? Widzieliście na fotografii.- Iii tam, na fotografii.- Możliwe, że zobaczymy coś, czego nikt inny nie widzi - wyjaśniła Janeczkaz godnością.- Myśmy przedtem widzieli najwięcej.Takich świad­ków, którzy widzieli najwięcej, zawsze się prowadzi na miejsce przestępstwa, żeby zobaczyli, co się zmie­niło.Dziwię się, że pan tego nie wie.Porucznik przez krótką chwilę patrzył na nią ja­kimś dziwnym wzrokiem.- Dobra - zgodził się nagle.- W porządku, pójdziemy razem.Ale pod warunkiem,że potem przestaniecie już tu łazić.Zrozumcie, nie chodzi o was, przecież to nie wy jesteście przestępcami i w końcu nie was trzeba pilnować.Ale wprowadzacie zamieszanie, kręcicie się, odwracacie uwagę ludzi, ktoś może z tego skorzystać.Utrudniacie.Pójdzie­my razem, obejrzycie wszystko, co chcecie, bez do­tykania, i dacie spokój [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript