[ Pobierz całość w formacie PDF ] .W pełni zrozumiała to dopiero wtedy, gdy nareszcie zobaczyła niebo; zrozumiała, że to powolne wynurzanie się z mroku było jak powstawanie z przeszłości, a także ze śmierci.Przejście ze świata istot zimnokrwistych do świata stworzeń ciepłokrwistych.Od ślepoty i ograniczenia do widoku rozległych przestrzeni.Pomyślała niejasno: to dlatego mężczyźni schodzą pod ziemię.By pamiętać, dlaczego żyją w blasku słońca.Nareszcie, gdy blask bijący z góry stawał się nie do zniesienia, Jaffe usunął się na bok, przepuszczając Hotchkissa.- Wycofuje się pan? - spytała Tesla.W jego twarzy było jednak coś więcej niż niepewność.- Czego się tu bać? - indagowała Tesla.- Słońca.- Idziecie czy nie? - niecierpliwił się Grillo.- Za chwilę - powiedziała Tesla.- Przechodź.Przecisnął się obok nich, pokonując niezgrabnie ostatnie parę metrów, dzielące go od powierzchni.Hotchkiss już tam był.Słyszała, jak śmiał się do siebie.Z trudem odsuwała od siebie radość wyjścia na powierzchnię, ale nie po to odbyli tę daleką wyprawę, żeby teraz porzucić zdobycz.- Nienawidzę słońca - powiedział Jaffe.- Dlaczego?- Ono mnie nienawidzi.- To znaczy sprawia panu ból? Jest pan czymś w rodzaju wampira?Jaffe popatrzył w górę na światło, mrużąc oczy.- Fletcher kochał niebo, słońce - powiedział.- Może powinien się pan czegoś od niego nauczyć.- Za późno.- Wcale nie.Owszem, trochę pan napaskudził, ale teraz ma pan szansę, by wszystko naprawić.Nadchodzi coś gorszego niż pan.Niech pan o tym pomyśli.Nic nie odpowiedział.- Niechże pan posłucha - nalegała.- Słońce nie dba o to, co pan zrobił.Świeci jednakowo dla wszystkich, dobrych i złych.Wolałabym, żeby tak nie było, ale jest.Skinął głową.- Czy mówiłem pani kiedyś o.Omaha?- Niechże pan nie zwleka, Jaffe.Wychodzimy.- Umrę - powiedział.- Wtedy skończą się wszystkie pańskie kłopoty.No, wychodzimy.Wbił w nią oczy - już bez śladu tego światła, które w nich płonęło w tamtej jaskini.Właściwie nic nie wskazywało na jego nadprzyrodzoną moc.Był zupełnie nijaki - zszarzały wrak człowieka; nie obejrzałaby się za nim na ulicy, mogłaby się najwyżej zastanawiać, jakie bolesne przejścia doprowadziły go do tego stanu.Poświęcili wiele czasu i sił (także życie Witta), by wydobyć go z ziemskich głębin.Zdaje się, że dostają lichą zapłatę za tak wielkie poświęcenie.Chyląc głowę przed blaskiem, pokonał ostatni odcinek ściany i wyszedł na górę, w słońce.Tesla poszła za nim; blask był oślepiający, niemal przyprawił ją o mdłości.Zacisnęła powieki; czyjś śmiech kazał jej otworzyć oczy.Coś więcej niż uczucie ulgi wywołało ten wybuch wesołości Grillo i Hotchkissa.Oto wyszli z głębi ziemi dokładnie pośrodku parkingu motelu"Terrace".WITAJCIE W PALOMO GROVE głosił napis W PRZYSTANI DOBROBYTU.VIJak Carolyn Hotchkiss powtarzała swoim trzem koleżankom wiele lat temu, skorupa ziemska jest cienka, a Palomo Grove zbudowano wzdłuż pęknięcia, biegnącego przez tę skorupę; któregoś dnia szczelina pęknie.wtrącając miasto w przepaść.W ciągu dwudziestu lat, które minęły od czasu, gdy uciszyła tabletkami własne przepowiednie, w nauce, której zadaniem było przewidzenie tego momentu, dokonał się szalony postęp.Sporządzano mapy szczelin grubości włosa, bacznie śledząc ich rozwój.W razie nadejścia kataklizmu można było liczyć na dostatecznie szybkie ostrzeżenie, by ocalić miliony istnień ludzkich, nie tylko w San Francisco i Los Angeles, lecz również w miasteczkach wielkości Palomo Grove.A jednak żaden monitor ani kartograf nie potrafił przewidzieć gwałtownego rozwoju wypadków w Coney Eye i rozmiarów strat.Naruszenie równowagi wewnątrz domu Vance'a przesłało subtelny, ale przekonujący komunikat w głąb Wzgórza i dalej, jaskiniami i korytarzami biegnącymi pod miastem, budząc górotwór, pomrukujący przez wiele lat, aż wstrząsnął się i zaryczał.Chociaż najbardziej widowiskowe następstwa tej rewolty zaobserwowano w niższych partiach Wzgórza - gdzie ziemia rozstąpiła się, jakby spodziewany kataklizm rzeczywiście nadchodził, wtrącając jeden z Łuków w rozpadlinę długości dwustu jardów i szerokości dwudziestu - ucierpiały także inne dzielnice.Proces zniszczenia nie ustał wraz z pierwszą falą wstrząsów, jak można było oczekiwać po zwyczajnym ruchu górotworu, ale rozszerzał się.W miarę jak wici buntu rozbiegały się coraz dalej, nawet mniej znaczące wypadki osiadania gruntu okazywały się dostatecznie żarłoczne, by pochłonąć domy, garaże, chodniki i sklepy.W Deerdell jako pierwsze ucierpiały ulice leżące najbliżej lasu; garstkę mieszkańców, którzy jeszcze nie wyjechali, ostrzegł masowy exodus zwierząt - rzuciły się do ucieczki, zanim drzewa spróbowały wyrwać swoje korzenie z ziemi, by iść ich śladem.Po nieudanych wysiłkach padały pokotem.Domy poszły za ich przykładem - ulica padała za ulicą niczym kostki domina.Stillbrook i Laureltree doznały strat równie rozległych, chociaż poskąpiono im należytego ostrzeżenia, a katastrofa, która nastąpiła, nie przebiegała według żadnego wyraźnego schematu.Znienacka otwierały się pęknięcia pośrodku ulic i na tylnych podwórkach.Woda wyciekała z basenów w ciągu kilku sekund; drogi dojazdowe stawały się Wielkimi Kanionami w miniaturze.W każdym razie niezależnie od tego, czy działania te były wyrywkowe czy uporządkowane, nagłe czy poprzedzone ostrzeżeniem, wszystkie dzielnice doświadczyły ostatecznie tego samego.Grove pochłaniała ziemia, na której je wybudowano.Oczywiście ginęli także ludzie; ginęło ich wielu.Przeważnie odchodzili niepostrzeżenie - byli to ci growianie, którzy nie opuszczali swych domów od kilku dni.Dręczeni podejrzeniami wobec otaczającego ich świata, woleli nie dzielić się nimi z innymi.Nie zauważono braku tych ludzi, ponieważ nikt nie wiedział, kto wyjechał z miasta, a kto został.Solidarność, którą growianie zaprezentowali w Pasażu tamtej pierwszej nocy, była zupełnie powierzchowna.Nie zwoływano społecznych zebrań w tych ciężkich chwilach; każdy sam pasował się z własnym strachem.Ponieważ sytuacja wciąż się pogarszała, rodziny po prostu ulatniały się jedna po drugiej, często nocą, najczęściej w tajemnicy przed sąsiadami.Osoby mieszkające samotnie, które nie opuściły miasta, leżały teraz przywalone gruzami własnych domów i nikt o nich nie wiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|