[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Tak minęło wiele lat.Jednakże pod koniec lat czterdziestych, na fali ojczyznianego patriotyzmu,z Moskwy przybyła ekspedycja, której celem było znalezienie fundamentu zbu-rzonego budynku, o którym już napisano w gazecie Prawda , że jest: naszym ro-syjskim Wersalem , który posłużył za prototyp francuskiego pałacu.Ni mniej, niwięcej.Ekspedycja odszukała według planu miejsce, gdzie niegdyś stała oficyna,i zaczęła wyburzać powstałe przez wiek drewniane przybudówki, by przystąpićdo wykopalisk.Jakież było zdziwienie archeologów i historyków sztuki, kiedy okazało się,że w stercie budowli kryje się całkowicie zachowany, jeśli nie liczyć kolumn,budynek rosyjskiego Wersalu.Powstało niemało artykułów w prasie, rozpraw, przyjechało wiele zagranicz-nych delegacji.Kolumny zostały odtworzone, dodano dwie, żeby pokazać przewa-gę radzieckiego stylu życia.Oficyna została nazwana Domem Przyjęć, ale znowunikt nie przyjeżdżał, wtedy przywłaszczył ją sobie zastępca przewodniczącegoNytikow.Nytikowa wysłano na awans do województwa, w oficynie zostali je-go krewniacy.Ci wmieszali się w walkę o władzę, posadzono ich i przy okazjioficyna stała się przedszkolem.Tak minęło jeszcze dziesięć lat, które doprowa-dziły do postępującego niszczenia budowli.Każdy nowy przewodniczący radymiejskiej przysięgał, że odtworzy ten pomnik francuskiej architektury, ale kiedydochodził do władzy, to jakoś mu przechodziła na to ochota.Do naszych dni oficyna doczekała jako ten nieszczęsny kundel ze szlachec-kim pochodzeniem.A dookoła niej rozciągał się śmietnik, na jednym jego brzegubawiły się dzieci, na drugim królowali menele.Teraz w Wielkim Guslarze nastąpiło pewne ożywienie przyjechał Kara--Murzajew, Mikołaj Achmetowicz.Założył bank, kupił grunta, buduje trzynasto-piętrowy office banku ze zdobieniami z czarnego szlifowanego szkła.132I musiało się tak zdarzyć, że owa wersalska oficyna trafiła pod zachodni rógbankowego drapacza chmur.Społeczność zaniepokoiła się, za pózno, rzecz jasna; dwie babcie maszerowałyz plakatami, nauczyciel Awdiuszkin ogłosił poobiednią głodówkę.Nowy guslar-ski burmistrz dał słowo reporterowi Guslarskiego Sztandaru , Miszy Stendalowi,że wersalską oficynę zachowa dla potomnych, ale potem odbył rozmowę z Nikoła-jem Achmetowiczem, prezesem Guslarnieurządbanku.Po tej rozmowie władzazmieniła stosunek do oficyny i stała się zwolennikiem postępu.Wystarczy już powiedziała władza staruszkom i Stendalowi trzymać się kurczowo przeszło-ści.Niech powieje świeży wiatr od oceanu!I oto właśnie smutnym wzrokiem Lew Christoforowicz odprowadza manewrybuldożera, który odsuwa na bok resztki oficyny, której udało się przeżyć reżimcarski i nawet lata radzieckie. Ta oficyna myślał profesor nie tylko była świadkiem, ale i uczestnikiemhistorii Rosji ostatnich wieków.A co to oznaczało dla wyrafinowanego emigran-ta? Pojawia się na naszym balu, wyfiokowany i wypomadowany, dookoła słyszygłosy zachwytu, ale też i warczenie niezadowolonych.I wystarczy, że przypad-kowy protektor zginie, już zaczyna się epoka pogardy i nagonek.Wersal pamiętawszystko szyk i blask królewskiego balu, hałas rewolucji i stabilność muzeal-nego żywota.%7łycie oficyny było życiem w strachu zaraz coś mi zrobią, spalą,zburzą, lepiej ukryję się między komórkami i będę udawać taką samą ruinę.Imjestem brzydsza tym więcej szans na przeżycie!Co to za kraj! Czy w ogóle możliwy jest w nim postęp?Ulicą przeszedł Gawriłow.Nie dałoby się go nazwać młodym człowiekiem,ale ciągle był Kolką.Jeśli nie zajmie w życiu jakiegoś stosownego miejsca, to dokońca alkoholowej starości będzie Kolką.Matka, co to ciągnęła go przez życiedo trzydziestki, zestarzała się, a Kolka ciągle wpadał po rozum do głowy i za-czynał nowe życie.Teraz też, jak słyszał Minc od Udałowa zaczął zaocznyUniwersytet Techniczne Humanistycznych Perspektyw im.Mikłucho-MakłajaChciał otrzymać specjalistyczne finansowe wykształcenie i założyć własną firmę.W Wielkim Guslarze niemało jest firm, przede wszystkim małych, handlowych,są nawet miejscowi reketierzy.Zupełnie jak w wielkim mieście.Kolka, mijając okna profesora rzucił obojętne spojrzenie na budowę.Los ry-wala Wersalu nie interesował go wcale.Niósł pod pachą wielką kopertę.Ciekawe,z kim ten niebieski ptak korespondował?Kolka zniknął z oczu.Minc wrócił w myślach do smutnych rozważań. Kiedyś myślał on nasze społeczeństwo przypominało piramidę.Naszczycie był car albo gensek nieważne, jak zwał tak zwał.A potem, w ściśleokreślonej hierarchii rozmieszczeni byli mieszkańcy państwa różnych kategorii.Była to piramida typu mafijnego, ale przestrzegano reguł.Jeśli żyjesz w warstwiesekretarzy powiatowych, to nie daj Boże, byś kradł jak sekretarz wojewódzki! Aeb133ci urwą! A jeśli ktoś krzywdził mieszkańca niższego piętra, to ten mógł udać siędo jakiegoś komitetu partii, nawet do powiatowego.Nie jest pewne, czy otrzymał-by pomoc i wsparcie, ale odpowiedz od wyżej umiejscowionej organizacji otrzy-małby na pewno.Obywatel był pozbawiony praw, bał się złodziei, ale jeszczebardziej władzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|