Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tym samym momencie na podwórzu Pawełek gwałtownie pociągnął siostręi uskoczył za szopę.- Ty, dajemy nogę! - zawołał ostrzegawczo.- Idzie Mizia!Janeczka wyjrzała w kierunku drogi.- Rzeczywiście, dopiero teraz wracają ze swojego obiadu.- Nawet się dziwiłem, że jej nie ma, ale wola­łem nie pytać.Ciekawe, gdziesię podziewały.Janeczka wzruszyła ramionami i zgadła od razu.- Jak to, gdzie - rzekła wzgardliwie.- Gło­wę daję, że siedziały gdzieś tam i czekały,aż deszcz przestanie padać.To całe pokropywanie to dla nich musiała być straszna ulewa!- Możliwe.Wiesz, sam już nie wiem.Może byłoby dobrze, żeby tak codziennie padało.? Cho­ciaż nie, bo jeszcze wcale nie wyjdą!Mizia i jej matka weszły do domu.- Nawiewamy! - zdecydowała Janeczka.- Prędzej, bo wyjrzą oknem i mogąnas zobaczyć!- Przynajmniej mamy dość czasu, żeby sobie znaleźć naprawdę dobre miejsce do tego czatowania! - sapnął z zadowoleniem Pawełek już w biegu.- Chaber, do lasu!Znalezienie odpowiedniego miejsca do zaczajenia się na dziki wcale nie było takie proste.W pierwszej fazie poszukiwań Janeczka i Pawełek zaczęli przymierzać się do trzcin, zapomniawszy zupełnie, że jest to teren nie dla nich, lecz dla dzików.Opa­miętali się, kiedy nogi ugrzęzły im w bagnistym gruncie bez mała po kolana, a wokół głów zaczęły krążyć całe chmary spłoszonych komarów.Wyleźli z bagna i zdecydowali się na nieco suchsze miejsce opodal,pod gęstym krzakiem głogu.Zmrok już zapadał, kiedy ulokowali się ostate­cznie.Ciemne chmury zasłaniały niebo, znów zaczę­ła się jakby lekka mżawka.Rodzeństwo tkwiło nie­ruchomo pod niskimi gałęziami,od czasu do czasu tylko bezszelestnie opędzając się od komarów.Cha­ber leżał obok, skupiony, czujny, pełen oczekiwa­nia.Przed nimi ciągnęła się w poprzek piaszczysta droga, zupełnie pusta, za nią wchodził na zbocze las.Przynęta w postaci trzech kawałków chleba spoczy­wała kilka metrów dalej, na skraju trzcin, w miejscu doskonale widocznym, dziki powinny wyjść z lasu, przejść przez drogę i tam właśnie zacząć żerować.- Trzeba było jeszcze włożyć rękawiczki - wyszeptała cichutko Janeczka, gniotąc łokciem ko­mara na dłoni.- I szklaną banię na głowę - mruknął równie cicho Pawełek.- Włażą do nosa.Cicho!- Słyszysz coś?- Jakiś samochód jedzie.Czekali w milczeniu.Od strony osady powoli nadjechał osobowy samochódna postojowych światłach.Cicho mruczał silnikiem i kołysał się na wybojach.Przejechał obok nich, oddalił się o kilkanaście metrów, przyhamował i zaczął skręcać.Po paru manewrachdo przodu i do tyłu udało mu się zawrócić.- Czego on się tu pęta? - syknął gniewnie Pa­wełek.- Wypłoszy dziki! Nie przyjdą.- Może odjedzie.- szepnęła Janeczka i z nadzieją.Samochód znów przejechał obok nich, tym ra­zem w przeciwną stronę, zwolnił, zjechałz drogi i zatrzymał się na skraju lasu, zaledwie parę metrów dalej.Zgasił światła, pomruk silnika umilkł.W za­padającym zmroku widzieli jeszcze nieźle tył pojaz­du, z którego na razie niktnie wysiadał.Przyglądali mu się wrogo, pełni urazy i rozgoryczenia, bo kręcić się i zatrzymywać akurat tutaj, w najlepszym miejscu dla dzików, to była zwyczajna złośliwość.Wpatrzony z niechęcią w nieruchomy tył samochodu Pawełek zamrugał nagle oczamii mimo woli trącił siostrę łokciem.Janeczka syknęła niecierpliwie, bo wpatrywała się akuratw to samo miejsce.Nie mrugała oczami, wytężyła wzrok i wstrzymała dech.Z samochodu wysiadł kierowca, przeszedł do i obejrzał swoją tabliczkę z numerem rejestracyjnym.Wrócił do kierownicy i sięgnął ręką do środka.Pawełek wydał z siebie ciche pufnięcie.Tablica rejestracyjna samochodu wykonała błyskawiczny obrót.Kierowca znów wyszedł ją obejrzeć, znów wrócił, wsiadł i ulokował sięza kierownicą.Siedział nieruchomo i nic nie robił.- Widziałaś? - szepnął po chwili bezgranicznie przejęty Pawełek.- Przecież nie jestem ślepa - odszepnęła niecierpliwie Janeczka.- Trzeba zapamiętać numer.- Trochę źle widać.Chyba tam jest.Dwie piątki chyba, nie?- Ten od drugiej strony był inny.- Rany, jak na filmie.Dziki chwilowo wyleciały im z głowy, niezwykła scena zaprzątnęła całą uwagę.Samochód z obracającym się numerem rejestracyjnym, to było coś prą wie nie z tego świata.Janeczkę z emocji zaczęły piec uszy.- Zapisz na ziemi, bo nie zapamiętamy - wyszeptała.- Kiedy źle widać! Czekaj, podkradnę się bliżej.- To nie drogą! Zobaczy cię! Obejdź dalej tyłu, przeleż i podkradnij się lasem!Pawełek bez namysłu zaczął się odczołgiwać tyłowi, kryjąc się w głębokim cieniu krzaków.Janeczka po chwili straciła go z oczu.Miała nadzieję, siedzący w samochodzie kierowca, niewątpliwie jakiś zbrodniczy typ, również nie dostrzeże w mroku nikłego ruchu daleko za swoimi plecami.Minęły całe wieki, mrok zgęstniał, Pawełek przepadł.Leżący obok swojej pani Chaber poruszył się nagle, powęszył i stanął na nogi.Janeczka objęła psa za szyję.- Cicho, Chaber, dobry piesek, stój.Nie chodź tam.Tu, czekaj.Chaber ciągle węszył gdzieś w kierunku zbocz za samochodem.Na zboczu cośsię poruszyło.Janeczce serce zaczęło bić w gardle, zdławiła ją myśl, to Pawełek taki nieostrożny, złazi wprost na samochód.To nie był Pawełek.Jakiś człowiek ześlizgnął się z porośniętej lasem stromizny, mignął między drzewami.Kierowca otworzył drzwiczki samochodu.Ów człowiek wychodzący z lasu trzymał coś w ręce, wrzucił to do środka, wsiadł szybko i w tym momencie tablica rejestracyjna znów mignęła.Równocześnie samochód zamruczał silnikiem, zapalił światła pozycyjnei odjechał.W minutę później na drodze pojawił się brudny i mokry Pawełek.- Ty, gdzie jesteś? - zawołał szeptem.Janeczka puściła Chabra i wylazła z czernipod krzakiem.- No i co.?- Byłem tuż obok niego! Wcale mnie nie wi­dział! Zapisałem oba numery, z jednej stronyi z drugiej.Ten drugi numer wcale nie jest nasz, to zagraniczny! Półgłówek, oświetlił go, widziałaś?Janeczka kiwnęła głową, zapominając, że w ciemnościach jej gesty przestały jużbyć widoczne.- Co on niósł? - spytała zachłannie.- Ten z lasu.- Saperkę chyba.Wyglądało na łopatę.Kopał pewnie.- Musimy sprawdzić.Umrę, jeśli się nie dowiem!- Ciemno.- Ale do jutra nie można czekać, deszcz pada, Chaber jutro nie wywęszy! Mamy latarkę! Gdzie zapisałeś?- Na ziemi.Czekaj, które to drzewo.?- Chaber.- Nie, Chaber zadepcze! Nie wymagaj od psa, żeby nie chodził po ziemi!Odszukanie drzewa, za którym krył się Pawełek, zajęło nieco czasu.Na szczęście teren poszukiwań ograniczony do zaledwie czterech drzew.Powstrzymując zdenerwowanego Chabrai świecąc latarką, odnaleźli miejsce, gdzie Pawełek usunął darń ziemi pod nią pozostawiłswoje zapiski.- No i co teraz? - powiedział z powątpiewa-i, oglądając własne, niewyraźne gryzmoły, bardziej przypominające drapanie pazurami niż cyfry.Zabierzemy ze sobą ten kawałek gruntu?- Nauczymy się na pamięć - odparła stanow­czo Janeczka.- Trudno, nic nie poradzimy,ty je­den, ja drugi.Co to jest, to coś, czwórka, czy sió­demka?- Czwórka.A to na końcu to miało być pięć.Czekaj, bo nie wiem, co mi tu wyszło.Chyba osiem.- Teraz możemy puścić Chabra - zawyroko­wała Janeczka, kiedy już wzajemnie przeegzamino­wali się, zamazali notatki i dla pewności przykryli je darnią.- Nic nie widać,ale zawsze coś zobaczymy.Chaber, szukaj!Chaber bez namysłu szurnął w las i znikł w cie­mności.Potykając się na nierównościach, wpadając na krzaki, wymacując drogę rękami, wdrapywali się za nim po zboczu.Mokre gałęzie uderzały w twarze, jakieś kolczaste pędy szarpały odzież [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript