[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Apostołowie zanurzają ręce w tym świetle, które stało się teraz wielobarwne.Są zaskoczeni.Piotr szepcze: «Gdyby tu był Judasz z Kariotu!.»«Milcz! Lepiej, że go tu nie ma» - mówi gwałtownie Tadeusz.Jezus prosi o kawałek tkaniny, żeby uczynić jeden pakunek z kamieni.Kiedy inni komentują [zdarzenie], On rozmyśla.Apostołowie mówią: «Ale ten człowiek był bogaty!»Piotr wywołuje wesołość, kiedy się odzywa:«Dreptaliśmy, [siedząc na wielbłądach jak] na tronie z klejnotów.Nie sądziłem, że otacza mnie taki blask.Gdyby tylko były bardziej miękkie! Co Ty z nimi teraz zrobisz?»«Sprzedam je, [aby mieć pieniądze] dla biednych.» [– mówi Jezus i], podnosząc wzrok, spogląda na niewiasty.«A gdzież tu znajdziesz złotnika, który ten towar kupi?»«Gdzie? Tutaj.Joanno, Marto, Mario, czy kupicie Mój skarb?»Trzy niewiasty, nawet się nie naradzają, mówią żywo: «Tak!»Marta jednak dodaje: «Tu mamy niewiele pieniędzy.»«W przyszłym miesiącu przygotujecie je dla Mnie w Magdali.»«Ile chcesz, Panie?»«Dla Mnie – nic.Dla Moich ubogich – wiele.»«Zatem daj je.Będziesz miał wiele» – mówi Maria Magdalena.Bierze sakiewkę i wkłada w zanadrze.Jezus zatrzymuje jedynie monety.Wstaje, całuje Matkę, ciocię, kuzynów, Piotra, Jana z Endor i Margcjama.Błogosławi niewiasty i żegna je.Te odchodzą, odwracając się jeszcze.Wreszcie zasłania je zakręt drogi.Jezus ze Swoimi [uczniami] idzie ku Arbeli.Odtąd jest to całkiem mała grupa: zaledwie ośmioosobowa.Idą szybko i w milczeniu w kierunku miasta, które jest coraz bliżej.Dziś, z wielką cierpliwością obydwu stron, skończyliśmy [pisać]! Dwadzieścia trzy przerwy wczoraj i czternaście dzisiaj.Gdyby nie to, że nieskończona cierpliwość Jezusa promienieje z Niego i wlewa się we mnie, zapewniam ojca, że rozwścieczyłabym się.On jednak jest tak bardzo cierpliwy! Przerywa, podejmuje na nowo, spokojny, uśmiechnięty.[Dlatego nawet] mnie udaje się nie tracić cierpliwości z powodu przeszkadzających mi przerw.Zmusza mnie to do zamknięcia zeszytu i odłożenia na bok pióra na kilka minut.Ukrywam tajemnicę, która się dokonuje tak słodko i tak skrycie, żeby jej nie ujawnić przed zbędną ciekawością.I jest to wielkim cudem, że uczyniono mnie osobą cierpliwą.Z pewnością taka jestem, bo wiem, że to On mi dyktuje i że nie traci wątku.Kiedy zaś dziś rano pisałam list czy coś innego, natychmiast straciłam wątek i cierpliwość, nawet gdy usłyszałam tylko, że ktoś obok mnie mówi.I Marta wie dobrze, ile razy krzyczę: “Cisza! Zamknij drzwi!” – kiedy to ja sama coś piszę.159.W ARBELINapisane 4 października 1945.A, 6637-6648 i 6649-6650Pierwsza osoba – do której zwracają się z pytaniem o nowiny o Filipie, synu Jakuba - uświadamia im pracę wykonaną przez młodego ucznia.Ta, którą pytają - pomarszczona staruszka, niosąca z wielkim trudem konew pełną wody – wpatruje się oczyma naznaczonymi wiekiem w piękne oblicze Jana.On z uśmiechem zapytał ją [o Filipa], mówiąc najpierw: «Pokój z tobą!»Powiedział to tonem tak łagodnym, że zdobył sobie [sympatię] staruszki, która od razu pyta: «Czy ty jesteś Mesjaszem?»«Nie, ale jestem Jego apostołem.On właśnie nadchodzi.»Staruszka stawia na ziemi konew i udaje się we wskazanym kierunku.Następnie upada na kolana przed Jezusem.Jan pozostał sam z Szymonem.Stoją obok konwi, która się przewróciła, wylewając połowę zawartości.[Jan] uśmiecha się do towarzysza:«Trzeba wziąć tę konew i iść do staruszki.»I robi to, udając się w drogę.Szymon dodaje:«Przyda nam się do picia, bo wszyscy jesteśmy spragnieni.»Dochodzą do starej niewiasty, która nie wiedząc, co dokładnie powinna powiedzieć, cały czas powtarza:«Piękny, święty Synu najświętszej Matki!»I klęczy, pijąc wzrokiem oblicze Jezusa, który uśmiecha się mówiąc do niej: «Wstań, matko.No, wstań już!»Kiedy dochodzą do nich [dwaj apostołowie], Jan mówi:«Wzięliśmy konew, ale przewróciła się.Niewiele w niej wody.Jeśli jednak pozwolisz, wypijemy ją i potem napełnimy konew.»«Tak, synu, tak.Przykro mi, że mam tylko wodę dla was.Chciałabym mieć mleko, jak wtedy gdy karmiłam mojego Judę, żeby wam dać to, co najsłodsze na ziemi: mleko matki.Chciałabym mieć wino, najlepsze, żeby wam dodać sił.Lecz Marianna, córka Elizeusza, jest stara i biedna.»«Twoja woda jest dla Mnie winem i mlekiem, matko, bo dajesz ją z miłością» – odpowiada Jezus.Pije jako pierwszy z konwi, którą Mu podał Jan.Potem gaszą pragnienie inni.Staruszka, która w końcu wstała, patrzy na nich, jakby oglądała Raj.Zauważa, że – kiedy wszyscy się napili – chcą wylać resztę wody, żeby iść do źródła wypływającego przy drodze.Biegnie więc, broniąc konwi ze słowami:«Nie, nie.Bardziej święta niż woda lustralna jest ta woda, którą On pił.Zachowam ją troskliwie, żeby mnie nią obmyto, kiedy umrę.»I chwyta konew ze słowami:«Zaniosę ją do domu.Mam inne, tamte napełnię.Ale chodź najpierw, Święty, pokażę Ci dom Filipa.»I drepcze cała pochylona, z uśmiechem na swej pomarszczonej twarzy, a jej oczy ożywia radość
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|