Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Paweł za nim, poda mi przez telefon nazwisko jakiegoś eks­perta.Gdzieś pod sufitem szatańsko zachichotała Izunia.No i proszę, osiągnęłam cel.Czy w ogóle w dziejach świata jakiś diament wy­szedł komuś na zdrowie.?Andrzej podniósł się z fotela i poczułam w sobie nagłe, lodowate zimno.- W życiu by mi nie przyszło do głowy, że zako­cham się w bombie zegarowej - oznajmił rozwe­selonym głosem.- Czy pozwolicie, że otworzę te­go szampana? Cokolwiek uczynicie, moje panie, z góry aprobuję wszystko.Zanim zdumiewająca treść jego słów dotarła do mnie, odezwał się Paweł.- W tej sytuacji musisz zamieszkać ze mną na­tychmiast.Mam odpowiedni sejf i nie przyjmuję do wiadomości protestów.Jutro poruszę dyplomatycz­nie giełdę diamentową, niech się zainteresują, im prędzej, tym lepiej.Dam wam paryskiego adwokata, który umie takie rzeczy prowadzić.- Jak to? - spytała ze zdumieniem Krystyna i zrozumiałam, że oczyma duszy zdążyła sobie obej­rzeć dokładnie to samo co ja.- Czy to znaczy, że obaj chcecie się z nami ożenić?!- Każdy z jedną - zastrzegł się szybko Andrzej, ruszając delikatnie korek.Z butelki, która cały czas tkwiła w wiaderku z lodem, kapało mu na podłogę.- Przynajmniej jeśli o mnie chodzi.- Ale my przecież stanowimy jakieś zagroże­nie.!- Odrobina ryzyka dodaje życiu smaku.- Ja też z jedną - powiedział równocześnie Pa­weł i pokazał mnie palcem.- Z tą, o ile dobrze rozróżniam.Człowieku, nie do popielniczki, to nie­zły szampan!Wróciliśmy w końcu do tematu.Poczułam w so­bie błogość niebiańską, czułe i tkliwie popatrzyłam na iskrzącą się wśród kieliszków bułę.W gruncie rzeczy dopiero ten cholerny skarb pozwolił mi uwie­rzyć, że oni nas rzeczywiście kochają.W pierwszej kolejności wyskoczyła nam kwestia Heastona.Krystyna zaczęła się upierać, że w napa­dzie brał udział, jako osoba trzecia, kryjąca się przed jej wzrokiem.Antosia Bartczaka też on wynajął, bo któż by inny.Należy go złapać, ujawnić i uszczęś­liwić sepecikiem.Nazwisko poda nam notariusz, z którym próbował ubijać interesy.Udało nam się jakoś ustalić plan działania.Potem Krystyna z Andrzejem wyszli.Roziskrzona buła zo­stała na stole i straciłam wszelki szacunek dla zło­dziei, którzy nie skorzystali z okazji.W trzy dni później paryski mecenas przedstawił nam swoje dezyderaty.***Zdążyłam wrócić na własny ślub, po czym rozpo­częłam dość dziwny miesiąc miodowy.Polegał na gromadzeniu, kserowaniu i komentowaniu dokumentów rodzinnych oraz poszukiwaniu Heastona, który wreszcie zyskał nazwisko.Wenworth.Okazało się, że jeszcze za życia prababci Karoliny został spraw­dzony, jego babcia była pochodzenia francuskiego i jej panieńskie nazwisko brzmiało Trepon.Córka pana Michela Trepona, jubilera, emigranta z Europy.Sakwojażyka ten kretyn szukał, kiedy należało przejrzeć pudła na kapelusze.Teraz, kiedy przed­miot spoczywał w zwyczajnej szafie, nawet palcem nie kiwnął.Nienormalny albo po prostu nie było mu przeznaczone.Uroczystość przekazania mu pamiątki po przod­kach zbiegła się prawie ze ślubem Krystyny.Zdąży­łyśmy jeszcze tylko wtrynić mu diamentową doku­mentację i poprosić grzecznie, żeby się odczepił.Nie był taki głupi, jak by się wydawało, bo zrozu­miał, że jego szansę uległy zagładzie.Przy okazji udało nam się spełnić obietnicę.Jadąc do Noirmont po sepecik, zabrałyśmy ze sobą dia­ment, co było lekkomyślnością tak przeraźliwą, że nikt by nas o nią nie posądził, ale kamerdyner Gaston musiał go zobaczyć.Warto było dokonać pre­zentacji, bo zachwyt wiernego sługi przerósł wszyst­ko, co ktokolwiek do tej pory okazał.Wręcz dozna­łam wrażenia, że dopiero teraz klejnot rodzinny zo­stał obdarzony specjalnym błogosławieństwem.Nieco później zaś wyszło na jaw najśmieszniejsze.Obydwoje, Izunia i Heaston, przebywali w Polsce w tym samym czasie i obracali się poniekąd w tych samych kręgach, bogaci cudzoziemcy zza oceanu.Izu­nia miała swój rozum, Paweł jej się wymknął z pa­zurów, zagięła parol na kolejnego chłopca i poder­wała naszego ekskonkurenta.Ledwo wrócili do włas­nego kraju, już zagrzmiało wesele.- Wychodzi mi, że ten diament działa jak biuro matrymonialne - zauważyła Krystyna, kiedy nieco okrężną drogą dotarła do nas miła wiadomość.- Wali na oślep, każdy z każdym.- I nie tylko - przypomniałam jej.- Ile tych bab, czekaj.Mam na myśli posiadaczki legalne.Arabella.- Prababcię Arabellę uważasz za legalną?Zawahałam się- Czy ja wiem.Powiedzmy, że przywróciła go rodzinie, w tamtym momencie nikt inny nie rościł do niego pretensji.Półlegalna.- No dobrze, i co? Arabella.- Klementyna, Marietty, rzecz jasna, nie liczę, po­tem Justyna, potem prababcia Karolina, po drodze, jako przynależne do rodziny, praprababcia Przyleska i babcia Ludwika.- I co one wszystkie?- Otóż właśnie, sama popatrz.Wszystkie, jak leci, były szczęśliwe w małżeństwie przez całe życie.Żad­nych dramatów, żadnych zdrad, żadnych nieszczęść.- Ominęłaś Antosię Kacperską.- Nielegalna.I nie należała do rodziny.Krystyna zastanowiła się, pokręciła i pokiwała głową.- Może i jest w tym coś.My jesteśmy legalne?- Masz wątpliwości? Jak w pysk strzelił! Aż ob­rzydliwość bierze.- W takim razie nie sprzedam go za skarby świa­ta.I tobie też nie radzę.Przestałyśmy się już właściwie ze sobą kłócić, nie zaprotestowałam zatem wyłącznie dla zasady.Zabo­bonnie zaczęłam wierzyć w ten okropny diament, który nie pozwalał się nijak zużytkować.Ani to sprzedać, ani pociąć, bo szkoda, ani nosić na sobie.Przed publicznymi pokazami też nas jakoś cofnęło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript