Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Will śmieje się ze mnie, że obsypałam się cukrem, i sam też odgryza kawałekpączka. Smakuje ci? Dobry Boże, chyba muszę zmienić majtki. Przecież ich nie masz. Jego oczy się rozpalają, gdy je przymruża i patrzy na mnieuwodzicielsko. No, gdybym je miała, musiałabym je zmienić, bo chyba właśnie dostałam orgazmu. Starsza pani przy stoliku obok głośno sapie z oburzenia, ale ją ignoruję i biorąckolejny kęs, odchylam głowę i przeżuwając, zamykam oczy i rozkoszuję się smakiem. Cykoriowa kawa doskonale uzupełnia smak pączka. Mogłabym się tu przeprowadzić. Po co?  Głos Willa jest tak cichy i spięty, że na niego spoglądam. Co się stało?Rozgląda się, żeby się upewnić, że nikt nas nie słyszy, ale jedną z rzeczy, któreuwielbiamy w Nowym Orleanie, jest to, że nikt tu nie zwraca na Willa uwagi. Strasznie mnie kręci, jak się tak rozkoszujesz jedzeniem  szepcze.Rozchylam usta w powolnym uśmiechu, przeciągam stopą po jego kostce i znowugryzę pączka, nie zapominając zlizać z ust cukru. Mniam.Will unosi brew i chichocze. Na pewno chcesz przeciągać tę zabawę? O co chodzi, Will? Nie masz ochoty się zabawić?  Słodko się uśmiecham, upijamkawy i znowu gryzę pączka. Boże, ale to dobre.Może będziemy musieli jeszczezamówić.Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzało, że będę tu siedziała i tyła odtych smażonych pyszności.Will śmieje się i odgryza kęs pączka. Zaplanowałem na pózniej albo nawet już wkrótce trochę ćwiczeń fizycznych, więcspokojnie spalimy większość z tych kalorii I całe szczęście. Zaskakuję nas oboje i zjadam więcej niż połowę dużego pączka.Nie mogę się powstrzymać.Pączki są jak narkotyki. Bo te pączki naprawdę są dobre. Cieszę się, że ci smakują. Siada wygodnie i popijając kawę, przypatruje mi sięnagle poważnym wzrokiem. Co się stało? Nic, tak tylko się zastanawiam. Potrząsa głową i przygląda się, jak pochłaniamdwa mniejsze pączki. Wyglądasz dzisiaj bardzo ładnie.Spoglądam w dół na moją pomarańczową sukienkę i kowbojki.To typowy strój nalato, wydawało mi się, że będzie odpowiedni na jesienną aurę na południu. Dziękuję. Lubię, gdy zaczesujesz włosy do góry i odsłaniasz szyję.A niech to!Potrząsa głową, jakby się ocknął z transu, i uśmiecha się do mnie ciepło. Idziemy czy zamówić więcej? Nie, już skończyłam. No to chodzmy. Podaje mi rękę i podciąga mnie na nogi.Wychodzę za nim naulicę, zakładając okulary.Will też ma na oczach okulary; ubrany jest w obcisły T-shirti spodenki w kolorze khaki.Jest taki& wielki.Wysoki, umięśniony, silny.Jego wygląd naprawdę coś mi robi.Ruszamy chodnikiem i nagle dociera do nas dzwięk saksofonu.Jego namiętnebrzmienie wypełnia powietrze.Utwór jest wolny i słodki.Skręcamy za róg.Siedzi tam na stołeczku młody chłopak, ma może ze dwadzieścia dwa lata i gra na saksofonie.Otwarty futerał czeka na datki.Chłopak jest dobry.Szokująco dobry.Zatrzymuję się i ciągnę Willa za rękę, żeby teżprzystanął i posłuchał.Saksofonista ma włosy ufarbowane na czarno, w uszach tunele,na paznokciach czarny lakier.Jest zrobiony na gwiazdę rocka.Ale melancholijne nuty wydobywające się z jego instrumentu brzmią, jakby nasaksofonie grał wirtuoz.Jeśli chłopak się nie stoczy, wysoko zajdzie.Will nagle przyciąga mnie, otacza ramieniem, nasze połączone dłonie kładzie sobiena piersi i przyciskając mnie do siebie, zaczyna powoli się kołysać, tańcząc wraz zemną do słodkiej melodii.Zaskoczona, uśmiecham się do niego.W tym tygodniu zapoznaję się z nieznaną mi,romantyczną stroną Willa.On też się do mnie uśmiecha i zaczyna wraz ze mną wirować po szerokim chodniku.Przechodnie zatrzymują się, żeby na nas popatrzeć.Starsza pani, ta, która siedziała wkawiarni przy stoliku obok, szeroko się do nas uśmiecha.Ale my wszystkichignorujemy i patrzymy tylko na siebie.A niech go& Will naprawdę dobrze tańczy.Mogłam się domyślić.Saksofonista zaczyna utwór od początku, żebyśmy nie musieli przerywać tańca.Dziękuję mu bezgłośnie.Nie chcę jeszcze, żeby Will mnie puścił; chcę, żeby nadal takna mnie patrzył.Jest jak w kawiarni.Jego skupione na mnie błękitne oczy wypełnia wyraz szczęścia.I ciepło się uśmiecha, a ja się nie mogę powstrzymać i wspinając się na palce, całujęgo i mocno zaciągam się jego zapachem.Pachnie kawą i słodkimi pieczonymi pączkami.Uścisk ramienia na moich plecach się wzmaga.Will tuli mnie do siebie, praktycznieunosząc z ziemi, i nie przestając się kołysać do taktów muzyki, delikatnie muskaswoimi ustami moje i czule skubie ich kącik.A potem przechodzi z pocałunkami doucha i szepcze: Kocham cię, Megan.Zamieram, zarazem dziękując Bogu, że Will nie widzi mojej twarzy, bo wiem, żeoczy mam teraz wielkie jak spodki, a na czoło wystąpił pot, który nie ma nicwspólnego z upałem.Każdy mięsień w moim ciele się skurczył.Ale Will nie przerywatańca.Nadal mnie do siebie przytula, a ja opieram się czołem o jego pierś i rozmyślamo tym, co powiedziałWill mnie kocha.Bardzo pragnę wyznać mu to samo, ale nie mogę.Miłość oznacza porzucenie.W końcu postanawiam coś powiedzieć. Will&  mamroczę niepewnie.  Cii&  Unosi palcem mój podbródek i patrzy mi w oczy ciepło i życzliwie.Przygryzam wargę, żeby się nie rozpłakać i nie zrobić z siebie pośmiewiska przed tymiwszystkimi ludzmi. Wszystko w porządku, kochanie.Wiem. Naprawdę wiesz?Kiwa głową i całuje mnie w czoło. Tak. To dobrze.Odsuwa się, posyła mi ciepły uśmiech, wyciąga portfel i rzuca dwudziestkę dofuterału.Potem bierze mnie za rękę, machamy klaszczącym gapiom i odchodzimy Mojeserce wciąż łomocze.Czuję się& dziwnie, ale Will wydaje się całkowiciezrelaksowany i szczęśliwy.Przygląda się ludziom, których mijamy, i sklepom, więc jateż się powoli rozluzniam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript