Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy się weń wpatrywali.Doborowi wojownicy otoczyli plac kręgiem, a reszta tłoczyła się za nimi, aż po stoki doliny.Humbrall Taur przerwał, gdy na plac wbiegł jakiś nierozsądny pies.Trafione kamieniem zwierzę umknęło z głośnym skowytem.Wódz warknął coś pod nosem i pochylił broń.Z tłumu wyłonił się Biegunek.Wytatuowany Barghast miał na sobie standardową zbroję malazańskiej piechoty morskiej.Zrobiono ją z nabijanej ćwiekami, utwardzanej skóry, wzmocnionej na wysokości ramion i bioder żelaznymi obręczami.Półhełm pochodził od zabitego oficera z Arenu w Siedmiu Miastach.Nosal i policzki zdobił inkrustowany srebrem filigran.Szyję i kark osłaniał kolczy kołnierz.Do lewego przedramienia żołnierz przytroczył sobie okrągłą tarczę, a dłoń osłaniał kolczasty cestus o żelaznych okuciach.W prawej dłoni dzierżył prosty, tępo zakończony miecz.Zebrani Barghastowie warknęli cicho na jego widok.Biegunek odpowiedział im drapieżnym uśmiechem, odsłaniając spiłowane, zabarwione na niebiesko zęby.Humbrall Taur przyglądał mu się przez chwilę, jakby nie podobało mu się, że wybrał malazańską broń zamiast barghasckiej, po czym zwrócił się w przeciwnym kierunku i raz jeszcze skinął buzdyganem.Z kręgu wyłonił się jego najmłodszy syn.Paran nie wiedział, czego się spodziewać, lecz widok chudego, uśmiechniętego młodzieńca, który był odziany jedynie w skóry, a w prawej dłoni trzymał krótki, krzywy nóż, z pewnością nie odpowiadał jego oczekiwaniom.Co to ma być? Jakaś wymyślna obelga? A może Taur chce się upewnić, że przegra? Kosztem życia najmłodszego syna?Zebrani wojownicy zaczęli głośno tupać w ubitą ziemię.Rytmiczny łoskot wypełnił echem całą dolinę.Bezimienny młodzieniec wszedł nieśpiesznie do Kręgu i zatrzymał się w odległości pięciu kroków od Biegunka.Chłopak obejrzał Podpalacza Mostów od stóp do głów i uśmiechnął się szeroko.– Kapitanie – wysyczał ktoś tuż obok Parana.Mężczyzna odwrócił się.– Kapral Chwiejny, zgadza się? W czym mogę ci pomóc? Tylko szybko.Chudy, przygarbiony żołnierz miał minę jeszcze bardziej ponurą niż zwykle.– Tak się zastanawiamy, kapitanie.Jeśli ta bójka pójdzie źle, hmm, ja i kilku innych zachomikowaliśmy trochę amunicji Moranthów.Są też wstrząsacze.Mamy ich pięć.Moglibyśmy utorować nam coś w rodzaju przejścia.Widzisz ten pagórek? Pomyśleliśmy sobie, że to dobre miejsce do obrony.Te strome zbocza.– Zamknij się, kapralu – warknął pod nosem Paran.– Moje rozkazy nie uległy zmianie.Wszyscy mają siedzieć spokojnie.– To kurdupel, kapitanie, ale co, jeśli.– Słyszałeś mnie, żołnierzu.Chwiejny pokiwał głową.– Tak jest.Chodziło mi o to, że niektórzy, hmm.dziewięciu, może dziesięciu.no więc, mówią, że zrobią, co im się spodoba, i do Kaptura z tobą.kapitanie.Paran oderwał wzrok od dwóch nieruchomych wojowników stojących w Kręgu i spojrzał prosto w załzawione oczy kaprala.– A ty jesteś ich rzecznikiem, Chwiejny?– Nie! Nie ja, kapitanie! Ja nie mam w tej sprawie zdania.Nigdy go nie miałem.Jak zresztą w żadnej innej, kapitanie.Nie, to nie ja.Ja tylko chciałem ci powiedzieć, co się dzieje w drużynach.– I wszyscy teraz obserwują, jak rozmawiamy.O to właśnie im chodziło.Jesteś ich rzecznikiem, kapralu, czy tego chcesz, czy nie.W tym przypadku chyba powinienem jednak zabić posłańca, choćby po to, by uwolnić się od jego głupoty.Ponura twarz Chwiejnego zachmurzyła się gwałtownie.– Nie radziłbym, kapitanie – rzekł powoli.– Jeden kapitan już próbował wyciągnąć na mnie miecz.Skręciłem mu kark.Paran uniósł brwi.Beru broń mnie, nie doceniam nawet idiotów z tej kompanii.– Tym razem spróbuj okazać nieco powściągliwości, kapralu – odparł.– Wracaj do swych towarzyszy i przekaż im, żeby czekali na mój sygnał.Zapewnij ich, że nie ma mowy, byśmy zginęli bez walki, ale gdybyśmy spróbowali się przebić w chwili, gdy Barghastowie się tego spodziewają, zginęlibyśmy w mgnieniu oka.– Mam im to wszystko powtórzyć, kapitanie?– Własnymi słowami, jeśli tak wolisz.Chwiejny westchnął.– To będzie łatwe.Pójdę już, kapitanie.– Idź, kapralu.Paran spojrzał z powrotem w stronę Kręgu i zauważył, że Humbrall Taur zajął miejsce między dwoma przeciwnikami.Jeśli coś do nich powiedział, to krótko i pod nosem.Potem się wycofał, raz jeszcze unosząc buzdygan nad głowę.Tłum wojowników zaprzestał głośnego tańca.Biegunek uniósł tarczę i miecz, cofając lekko lewą nogę.Młodzieniec nie zmienił niedbałej postawy, trzymając od niechcenia nóż u boku.Humbrall Taur dotarł do granicy kręgu.Zamachał buzdyganem ostatni raz, po czym go opuścił.Zaczął się pojedynek.Biegunek cofnął się, nisko przykucnięty.Brzeg tarczy miał tuż poniżej oczu.Wyciągnął nieco rękę, kierując tępy sztych miecza w stronę przeciwnika.Młodzieniec zwrócił się ku niemu.Nóż w jego dłoni kołysał się lekko niczym głowa węża.Gdy Biegunek przeniósł niedostrzegalnie ciężar ciała na drugą kończynę, jego przeciwnik zatańczył w lewo, poruszając niedbale nożem.Podpalacz Mostów nie rzucił się jednak do ataku.Przeciwników nadal dzieliło dziesięć kroków [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript