Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W dole Subura była morzem świateł i przytłumionych dźwięków, które pochłonęło mnie, kiedy szybko zszedłszy z Eskwilinu, stanąłem na najruchliwszej o tej porze ulicy Rzymu.Osiłka z jakiejś bandy mogłem znaleźć na każdym rogu, ale nie chciałem zatrudniać zwykłego zbira.Potrzebny mi był zawodowiec, strażnik z eskorty jakiegoś bogacza lub zaufany niewolnik.Udałem się do małej tawerny przycupniętej za jednym z droższych burdeli w okolicy i odszukałem Warusa Pośrednika.Od razu pojął, w czym rzecz, i wiedział, że jestem wypłacalny.Postawiłem mu kubek wina, po czym zniknął gdzieś.Nie minęło wiele czasu i wrócił, prowadząc ze sobą olbrzyma.Stanowili bardzo kontrastową parę; Warus jest tak niski, że sięgał olbrzymowi ledwie do łokcia; jego łysina i upierścienione palce lśniły w blasku światła, a nalana twarz zdawała się topnieć i rozpływać.Krocząca obok niego bestia wyglądała na ledwie oswojoną.W oczach migotały wydawało mi się, że krwawo – dziwne błyski, nie pochodzące od lamp.Emanował prawie nienaturalną siłą i masywnością, jakby zbudowano go z bloków granitu albo z ociosanych pni.Nawet twarz wyglądała jak ciosana, pierwszy zarys kamiennej rzeźby, odrzucony przez artystę z powodu nadmiernej brutalności oblicza.Włosy i brodę miał długie i skręcone, choć nie niechlujne, a jego tunika uszyta była z dobrej materiału.Świadczyło to, że jego pan traktuje go odpowiedzialnie; był zadbany, jak koń dobrej rasy.Wyglądał na kogoś, kto potrafi zabijać gołymi rękami.Właśnie kogoś takiego potrzebowałem.Na imię miał Zotikus.– Ulubieniec swojego pana – zapewnił mnie Warus.– Gość nigdy nie rusza się z domu bez Zotikusa u boku.Wypróbowany zabójca.nie dalej jak miesiąc temu skręcił kark włamywaczowi.Silny jak wół, to jasne.Czujesz od nie czosnek? Jego pan karmi go nim jak konia owsem.To sztuczka stosowana przez gladiatorów, daje człowiekowi siłę.Jego pan jest zamożny i szanowany, ma trzy burdele, dwie tawerny i dom gry tu, w Suburze.Pobożny mąż, jestem pewien że nie ma choćby jednego wroga, ale lubi zabezpieczyć się wszelki wypadek.Kto nie lubi? Nigdy nie zrobi kroku swego wiernego Zotikusa.Jednak specjalnie dla mnie, bo jest mi winien przysługę, zgodził się wynająć mi tę bestię, cztery dni, tyle, ile chciałeś, i ani dnia więcej.Tylko dlatego że chce spłacić stary dług.Jakie to szczęście, Gordianusie, że masz Warusa Pośrednika za przyjaciela!Targowaliśmy się, ale ostatecznie zgodziłem się na jego warunki, niecierpliwie pragnąc wrócić do Bethesdy.Niewolnik jednak wart był swej ceny – krocząc poprzez tłum wypełniający via Subura, widziałem, jak ludzie rozstępują się przed nami, i dostrzegałem trwogę w ich oczach, gdy patrzyli ponad moją głową na podążającego za mną potwora.Zotikus nie mówił wiele, co mi się podobało.W drodze pod górę do mego domu unosił się nade mną niby duch opiekuńczy, nieprzerwanie rozglądając się wokoło.Gdy doszliśmy do domu, usłyszałem, jak przyspiesza oddech, i poczułem na ramieniu jego dłoń jak cegłę.Pod mymi drzwiami stał obcy mężczyzna.Krzyknął, byśmy się zatrzymali, i wyciągnął z rękawa długi sztylet.Nie zdążyłem nawet mrugnąć, kiedy nagle znalazłem się za Zotikusem zamiast przed nim, a kiedy – jak mi się zdawało – świat śmignął obok mnie naprzód, w jego ręku również zabłysło stalowe ostrze.Drzwi otworzyły się i usłyszałem śmiech Bethesdy, a potem słowa jej wyjaśnienia.Wyglądało na to, że źle zrozumiałem Cycerona.Nie tylko zaoferował, że opłaci strażnika, ale nawet zadał sobie trud przysłania go do mnie.Ledwie parę minut po moim odejściu ktoś załomotał do drzwi.Najpierw zignorowała to, ale później wyjrzała przez kratę.Gość zapytał o mnie; Bethesda udawała, że jestem w domu, ale niedysponowany.Podał potem nazwisko Cycerona, przekazał od niego pozdrowienia i powiedział jej, że został przysłany dla ochrony domu, jak zapewne jej pan sobie przypomina.Stanął na warcie na progu bez dalszych wyjaśnień.– Dwóch będzie lepszych od jednego – upierała się, aż poczułem ukłucie zazdrości, gdy taksowała ich wzrokiem po kolei.Być może właśnie zazdrość zamknęła mi oczy na to, co było oczywiste.Miałbym spory kłopot z określeniem, który z nich dwóch jest brzydszy albo większy, albo który budzi większy strach.Gdyby nie ruda czupryna i broda, ten drugi mógłby uchodzić za brata mojego Zotikusa.Nawet w jego oddechu czuć było ten sam odór czosnku.Mierzyli się wzajemnie wzrokiem jak gladiatorzy, z zaciśniętymi szczękami i spojrzeniem bazyliszka, jak gdyby najmniejsze drgnięcie wargi mogło zmącić czystość ich wzajemnej pogardy.– No, dobrze – zgodziłem się.– Dzisiejszej nocy niech zostaną obaj, a jutro zobaczymy.Jeden będzie krążył wokół domu i patrolował zaułek, drugi zostanie w westybulu.Cycero kazał mi zająć się znalezieniem strażnika samemu, pamiętałem wyraźnie.Pomyślałem jednak, że może w podnieceniu wywołanym moimi nowinami zapomniał o tym.W tej chwili mogłem myśleć tylko o zapachach dobiegających z kuchni i o czekającym mnie długim, beztroskim śnie.Opuszczając sień, zerknąłem na rudobrodego od Cycerona.Usiadł na krześle pod ścianą, zwrócony twarzą ku zamkniętym drzwiom, z założonymi rękami i wciąż nie schowanym sztyletem w dłoni.Nad jego głową widniał krwawy napis; nie mogłem go nie przeczytać jeszcze raz.Milcz albo giń.Niedobrze już mi się od tego robiło.Rano powiem Bethesdzie, żeby go zmyła, pomyślałem.Spojrzałem w nieruchome oczy rudobrodego i uśmiechnąłem się doń.Nie odwzajemnił uśmiechu.W farsach często występują postaci popełniające różne głupstwa, tak boleśnie oczywiste dla każdego z widzów, chyba nawet dla każdego w świecie, tylko nie dla nich.Widzowie wiercą się niespokojnie, śmieją się, czasem nawet krzyczą: „Nie, nie! Czyż nie widzisz, ty głupcze?” Ale on nie słyszy, bogowie zaś zadowoleni z siebie przygotowują klęskę jeszcze jednego śmiertelnika.Czasem jednak bogowie wiodą człowieka na skraj unicestwienia tylko po to, by w ostatniej chwili zawrócić go znad przepaści, równie ubawieni jego niewytłumaczalnym ocaleniem, jak nieprzewidzianą śmiercią.Obudziłem się raptownie bez najmniejszej przerwy miedzy snem i jawą.Leżałem w sypialni sam.Bethesda zaprowadziła mnie tu wieczorem po długiej kolacji (ryba i wino), rozebrała mnie, mimo upału przykryła cienkim kocem i pocałowała w czoło jak dziecko.Wstałem teraz, tak że pled obsunął się na posłanie.Noc była ciężka od gorąca.Ciemności rozpraszała jedynie wąska smuga światła księżyca wpadająca przez małe okienko wysoko na ścianie.Poczłapałem na pamięć w róg pokoju, ale nie mogłem znaleźć nocnika; może też Bethesda opróżniła go i nie przyniosła z powrotem.No cóż [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript