Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Słyszałem o grocie, która.– zaczął skrytobójca po chwili wahania.– Króliki – mruknął kapitan.– Szczury.– No dobra.– Kalam wstał z westchnieniem.– W Falarze znajdziemy ci porządnego uzdrowiciela, władającego Denul.– Płyniemy tam szybko.– To prawda.– Z pasatami.– Ehe.– Ale tak blisko Falaru pasaty nie wieją.Kalam wyszedł na pokład, przez chwilę wpatrywał się w niebo, a potem ruszył na kasztel dziobowy.– Jak z nim? – zapytał Salk Elan.– Kiepsko.– Rany głowy już takie są.Jeśli człowiek oberwie w niewłaściwe miejsce, będzie potem mamrotał przysięgi małżeńskie do swojego pieska.– Przekonamy się w Falarze.– Będziemy mieli szczęście, jeśli znajdziemy w Bantrze dobrego uzdrowiciela.– W Bantrze? Na oddech Kaptura, po co mamy tam zawinąć, jeśli główne wyspy leżą tylko kilkanaście mil dalej?Elan wzruszył ramionami.– Wygląda na to, że to macierzysty port Utkanego Szmatami.Być może tego nie zauważyłeś, ale nasz obecny pierwszy oficer żyje w niewoli rozlicznych przesądów.To cały legion neurotycznych marynarzy połączony w jednym ciele, Kalam, i w tej sprawie nie ma szans go przekonać.Kaptur wie, że próbowałem.Ich rozmowę przerwał krzyk dobiegający z bocianiego gniazda.– Żagle! Dwa rumby na lewą burtę! Sześć.siedem.dziesięć.Beru błogosław, cała flota!Kalam i Elan podeszli do lewego relingu kasztelu dziobowego, na razie jednak widzieli tylko fale.– Jaki mają kurs, Nornica? – zawołał z głównego pokładu pierwszy oficer.– Północny! Północno-zachodni! Przepłyną tuż za nami!– Za jakieś dwanaście godzin – mruknął Elan.– Przez cały czas mocno halsując.– Flota – odezwał się Kalam.– Imperialna.To przyboczna Tavore, przyjacielu.– Salk Elan odwrócił się i uśmiechnął półgębkiem do skrytobójcy.– Jeśli zdawało ci się, że w twojej ojczyźnie przelano już wystarczająco wiele krwi.no cóż, dziękujmy bogom, że płyniemy w przeciwną stronę.Widzieli już pierwsze żagle.Flota Tavore.Wypełnione ludźmi i końmi transportowce, a za nimi jak zwykle długi na parę mil ogon śmieci, nieczystości, ludzkich i zwierzęcych trupów.Rekiny i dhenrabi śpieszą ku nim ze wszystkich stron.Po tak długiej żegludze armia zawsze jest w paskudnym nastroju i chce jak najszybciej zabrać się do roboty.Z pewnością dotarły już do nich wieści o okrucieństwach, które wypalą miłosierdzie z ich dusz.– Głowa węża na długiej imperialnej szyi – mówił cicho Elan.– Powiedz mi, Kalam, czy żyje jeszcze w tobie stary żołnierz, który chciałby stać na tamtym pokładzie, spoglądać bez większego zainteresowania na samotny, zmierzający do Falaru statek kupiecki, i czuć, jak narasta w nim cicha, śmiercionośna determinacja? Wymierzyć w imieniu Laseen karę, którą zawsze wymierzała, którą cesarzowa musi wymierzać? Wywrzeć zdziesięciokrotnioną zemstę? Czy dwie fale ciągną cię w przeciwnych kierunkach, Kalam?– Nie będziesz grzebał w moich myślach, Elan, bez względu na to, jak bujną masz wyobraźnię.Nie znasz mnie i nigdy nie poznasz.– Walczyliśmy ramię przy ramieniu, Kalam – odparł z westchnieniem Salk Elan.– I dowiedliśmy, że tworzymy śmiertelnie groźny tandem.Nasz wspólny przyjaciel w Ehrlitanie żywił pewne podejrzenia odnośnie twoich intencji.Pomyśl, o ile wzrosną twe szanse, jeżeli będę z tobą.Kalam odwrócił się powoli do Elana.– Szansę na co? – zapytał ledwie słyszalnym głosem.Salk Elan wzruszył swobodnie ramionami.– Na cokolwiek.Nie jesteś chyba przeciwny partnerstwu? Był przecież Szybki Ben, a przedtem Porthal K’nastra, w twoich przedimperialnych dniach w Karaschimesh.Kaptur wie, że każdy, kto przestudiowałby twój życiorys, mógłby dojść do wniosku, że partnerstwo to dla ciebie podstawa.I co ty na to, człowieku?Skrytobójca mrugnął powoli.– Dlaczego sądzisz, że jestem w tej chwili sam, Salku Elan?Na króciutką, lecz bardzo satysfakcjonującą chwilę, na twarzy Elana pojawił się wyraz niepewności.Potem zastąpił go gładki uśmiech.– A gdzie się ukrywa ten twój partner? Na bocianim gnieździe, razem z tym tak zwanym obserwatorem?Kalam odwrócił się.– A gdzieżby indziej?Odchodząc, skrytobójca czuł na plecach spojrzenie Salka Elana.Jesteś tak samo arogancki jak wszyscy magowie, przyjacielu.Wybacz mi, że z przyjemnością ściągam cię na ziemię.Rozdział osiemnastyStałem w miejscukonwergencji wszystkich cienina końcu Ścieżki Dłonijednopochwyconych i d’iversówu bram prawdy,przez którą z ciemnościwyszły wszystkie tajemnice.ŚcieżkaPstrąg Sen’al’Bhok’aralaNa granicy wypiętrzającego się w górę kłębowiska korzeni, które stanowiło przedsionek olbrzymiego labiryntu, natknęli się na cztery ciała.Zwłoki były zdeformowane, ich kończyny połamane, a ciemne szaty wymięte i sztywne od dawno skrzepłej krwi.Mappo rozpoznał ich z uczuciem ciężkiego zobojętnienia.Jego podejrzenia się potwierdziły i nie był tym zbytnio zaskoczony.Bezimienni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript