Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Byle cię chorość jakaś nie napadła  albo co& Boże cię strzeż od złej przygody&Musisz do Spychowa  wiem!& Hej!& Bogu najwyższemu i miłościwej pani óiękować,żeś już moja  bo jużci co ślub, to tego moc luóka nie odrobi.%7łe jednak ślub ten odbył się w nocy i tajemniczo, i że zaraz po nim miało nastąpićrozstanie, więc chwilami jakiś óiwny smutek ogarniał nie tylko Zbyszka, ale i wszystkich.Rozmowa rwała się.Od czasu do czasu przygasał też ogień w grabie  i głowy pogrążałyDuch, Obyczajesię w mroku.Ksiąó Wyszoniek dorzucał wówczas na węgle nowe bierwionau y , a gdyzapiszczało co żałośnie w szczapie, jako często bywa przy świeżym drzewie, mówił: Duszo pokutująca, czego żądasz?Odpowiadały mu świerszcze, a potem wzmagający się płomień, który wydobywałz cienia bezsenne twarze, odb3ał się w zbroi pana de Lorche, rozświetlając zarazem białąsukienkę i nieśmiertelniki na głowie Danusi.Psy na dworze poczęły znów poszczekiwać w stronę boru takim szczekaniem jak nawilki.I w miarę jak płynęły goóiny nocy, coraz częściej zapadało milczenie, aż wreszcieksiężna rzekła:u u (daw.)  świątynia.u v ra a  własc.gruba: palenisko.u w rz y (daw.)  jasnowłosy.u x z ry r a  (od łac.r c r a czyli miłosieróie), krótki, wąski sztylet do dob3ania rannych.u y r  polano.Krzyżacy 175  Miły Jezu! ma-li tak być po ślubie, lepiej by pójść spać, ale skoro mamy czuwać doraniau p , to i zagrajże nam jeszcze, kwiatuszku, ostatni raz przed odjazdem na luteńceu  mnie i Zbyszkowi.Danusia, która czuła zmęczenie i senność, rada była czymkowiek się orzezwić, więcskoczyła po lutnię i wróciwszy z nią, po chwili siadła przy łóżku Zbyszka. Co mam grać?  zapytała. Co?  rzekła księżna  a cóż by jak nie oną pieśń, którąś w Tyńcu śpiewała,kiedy to cię pierwszy raz Zbyszko ujrzał! Hej! pamiętam  i do śmierci nie zabaczęu  rzekł Zbyszko. Jakem, bywało,to góie usłyszał, to aże mi śluzyu z oczu płynęły. To i zaśpiewam!  rzekła Danusia.I zaraz poczęła brząkać na luteńce, następnie zaś, zadarłszy jak zwykle główkę dogóry, zaśpiewała: Gdybym to ja miała Skrzydłeczka jak gąska, Poleciałabym ja Za Jaśkiemdo Zląska.Usiadłabym ci ja Na śląskowskim płocie:  Przypatrz się, Jasieńku, UbogiejAzysierocie!&  u t Lecz nagle głos się jej załamał, usta poczęły się trząść, a spod zamkniętychrzęs łzy wydostawały się przemocą na policzki.Przez chwilę starała się ich nie puścić spodpowiek, ale nie mogła  i w końcu rozpłakała się serdecznie, zupełnie jak wówczas, gdyostatni raz śpiewała tę pieśń Zbyszkowi w krakowskim więzieniu, gdy myślała, że munazajutrz szyję utną. Danuśka! co ci, Danuśka?  pytał Zbyszko. Czego płaczesz? Jakieże to wesele!  zawołała księżna. Czego? Nie wiem  odpowieóiała łkając Danuśka  tak ci mi smutno!& taki żal!&Zbyszka i pani&Więc zatroskali się wszyscy i nuż ją pocieszać, nuż tłumaczyć jej, że to nie na długotego odjazdu i że pewnie jeszcze na święta zjadą z Jurandem do Ciechanowa.Zbyszkoznów objął ją ramieniem, przytulał do piersi i wycałowywał łzy z oczu  ucisk jednakpozostał we wszystkich sercach  i w tym ucisku zbiegały im goóiny nocy.Aż wreszcie na óieóińcu rozległ się odgłos tak nagły i przerazliwy, że aż wzdrygnęli Zwitsię wszyscy.Księżna, zerwawszy się z ławy, zawołała: Olaboga! %7łurawie stuóienne! Konie poją!A ksiąó Wyszoniek spojrzał w okno, w którym szklane gomółki przybierały barwęszarawą, i ozwał się: Noc już bieleje i óień się czyni.ar a ra a au u &Po czym wyszedł z izby i wróciwszy po niejakim czasie, rzekł: Dnieje, chociaż bęóie ciemny óień.To Jurandowi luóie konie poją.Czas ci dodrogi, niebogo!&Na te słowa i księżna, i Danusia uderzyły w głośny płacz i obie wraz ze Zbyszkiempoczęły wyrzekać, tak jak wyrzekają luóie prości, gdy im przychoói się rozstać, to jest, żebyło w tym wyrzekaniu coś obrządkowego i zarazem jakby pół-zawoóenie, pół-śpiewanie,które wylewa się z dusz polnych tak przyroóoną drogą, jak leją się łzy z oczu.Hej! nie pomoże już nic płakanie, Już cię żegnamy, miłe kochanie, Już płakanie niepomoże.Już żegnamy cię, niebożę, %7łegnamy cię  hej!&Lecz Zbyszko przytulił po raz ostatni Danusię do piersi i trzymał ją długo, dopóty,dopóki mu tchu starczyło i dopóki księżna nie oderwała jej od niego, aby ją przebrać nadrogę.Tymczasem rozedniało zupełnie.We dworcu rozbuóili się wszyscy i poczęli się krzą-tać.Do Zbyszka wszedł Czech, giermek, dowieóieć się o zdrowie i pytać o rozkazy. Przyciągn3 łoże do okna  rzekł mu rycerz.Czech przyciągnął z łatwością łoże do okna, ale zóiwił się, gdy Zbyszko kazał mu jeotworzyć  usłuchał jednak i tego rozkazu, nakrył tylko pana własnym kożuchem, gdyżna dworze chłodno było, choć chmurno  i padał śnieg miękki a obfity.u p ra a  óiś popr.: do rana.u a (muz.)  dawny instrument strunowy szarpany.u za aczy  zapomnieć.u zy a.zy (daw.)  łzy.u t a a a  pieśń ludowa spotykana w Wielkopolsce, Małopolsce, na Mazowszu i na Zląsku.u u ar a ra a a (łac.)  Zdrowaś Mario, łaskiś pełna.Krzyżacy 176 Zbyszko począł patrzeć: na óieóińcu przez lecące z chmur płatki śniegowe widać byłosanki, wokół nich sieóieli na zszerszeniałychu v i dymiących koniach luóie Jurandowi.Wszyscy byli zbrojni, a niektórzy mieli blachy na kożuchach, w których przeglądały sięblade i posępne promienie dnia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript