[ Pobierz całość w formacie PDF ] .— Na szczęście żadne z nas do nich nie należy — powiedziałem.Zauważyłem, że na dźwięk moich słów wymienili pomiędzy sobą szybkie spojrzenia.We wzroku Gureta było rozbawienie, u Joisan zauważyłem ostrzeżenie.Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, jaki mogli mieć wspólny sekret.Odezwała się Joisan:— To dziwne, że nie czujemy powiewu wiatru, pomimo tych wszystkich otworów.Wydawało mi się także, że w budowli wykonanej z kamienia wraz z nadejściem wieczoru powinno się czuć chłód — tak jak wśród ścian mojej wieży w High Hallack.A jednak tak nie jest.Guret rozejrzał się trochę przestraszony.— To czary…Poszliśmy dalej korytarzem (który okazał się krótszy dla naszych nóg, niż wydawało się to naszym oczom) i przeszliśmy przez portal na jego drugim końcu.Znaleźliśmy się na obudowanym z trzech stron dziedzińcu, otwartym od strony zachodniej na widoczne z oddali szczyty.Urwiste szczyty były słabo widoczne poprzez wszechobecne wąskie łuki, przez które zaglądała do wnętrza ciemna górska noc.Noc, która została wyparta w momencie naszego wejścia przez światło wydobywające się z owych dziwnych kul.Od strony południowej i północnej znajdowały się łukowe portale bram prowadzących do innych części wieży.Na środku dziedzińca była fontanna, z której woda spływała kaskadami tworząc dziwny, ulotny, na wpół znajomy kształt.Gdy podszedłem bliżej, stwierdziłem, że wypływająca woda okrywała kryształowy posąg, tak sprytnie wyrzeźbiony, iż nie sposób było odróżnić, co było rzeźbą, a co wodą.— To postać Gryfa…Obok mnie usłyszałem westchnienie Joisan.Położyła dłoń na piersi, gdzie kiedyś leżał uwięziony w krysztale Telpher, gryfon Landisla.Od tamtej pory kula już dawno przestała istnieć i jej palce napotkały tylko amulet Gunnory.— To jest bardziej niż piękne, Kerovanie… tyle mi to przypomina.Czy tak było tutaj zawsze, czy też źródło obudziło się do życia na chwilę przed naszym przybyciem?Nie potrafiłem jej na to odpowiedzieć —jak zwykle moja wiedza lub pamięć były bardzo kapryśne.Staliśmy patrząc na płynące kaskady wody, w końcu ciszę przerwał Guret.— Czy tutaj będziemy spali, milordzie? Z uwagi na bliskość wody wydaje się to najlepsze do tego celu miejsce.— Wygląda dobrze — odpowiedziałem podchodząc, by spojrzeć na ogromną misę wyrzeźbioną w kamieniu i ustawioną w pobliżu wysuniętych najdalej na wschód arkad.Wewnątrz nadal było widać ślady ognia.Popatrzcie.Będziemy mogli tutaj gotować.— Jest wspaniale — przyznała Joisan, a chwilę potem obmyła twarz wodą z fontanny.Za jej przykładem zanurzyłem dłonie w misie.Woda była orzeźwiająco chłodna.Nadmiar przelewał się do drugiego basenu, a potem znikał.Zastanowiłem się, czyjej źródłem nie był jakiś potok, ale płyn nie był tak przeraźliwie zimny jak w górskim strumieniu.Napiliśmy się, a potem jedliśmy przyniesione przez nas porcje.Jutro, jeżeli tutaj pozostaniemy — prawdę mówiąc, odczuwałem taki spokój w Kar Garudwyn, że nie miałem ochoty go opuścić, będziemy musieli poszukać czegoś do jedzenia na polach i w lasach.Także zapolować; chociaż nie bardzo chciałem zakłócać panującego w dolinie spokoju.Joisan musiała śledzić tok moich myśli, gdyż jej następne słowa były echem tego, co myślałem.— Jedzenia wystarczy nam tylko na jeden dzień…Wzięła jeszcze jeden kawałek podróżnego chleba, przełamała go, a potem oszczędnie schowała pozostający ułamek w worku pod różnym.Musiała zobaczyć moje zdziwienie, gdy pożywiała się tym twardym, odżywczym pokarmem, gdyż dodała:— Nie pamiętam, żebym kiedyś przedtem była taka głodna.To musi być wpływ górskiego powietrza.I przecież nie jedliśmy w południe.— Masz rację, wcześniej o tym nie pomyślałem — przyznałem ze skruchą.— Dzisiejszy dzień, dopóki tutaj nie przybyliśmy, był dla mnie niczym mgliste wspomnienie.Chociaż tak bardzo cię poganiałem, moja pani, nie wiedziałem, co znajduje się na końcu mojego szlaku, do momentu, w którym ujrzałem Kar Garudwyn.Wtedy wydawało mi się, że od zawsze istniał w mojej świadomości, czekając na mnie, jego obraz ukryty pod powiekami…Porozmawialiśmy jeszcze trochę, wkrótce jednak zawinęliśmy się w koce, zmęczeni długą jazdą, a ja — napięciem odnajdywania samego siebie.Kule na ścianach wciąż świeciły.Leżałem patrząc na ich odbicia w powierzchni wody, chciałem wymyślić jakiś sposób, aby zmniejszyć jasność, która przeszkadzała w spoczynku mojej pani.Zacząłem myśleć o różnych rzeczach… słyszałem miękki oddech Joisan leżącej na posłaniu obok mnie, trochę dalej leżał Guret.Gwałtownie otworzyłem oczy.Światła przygasały, zupełnie jak gdyby moje myśli dosięgały kamienia i metalu, kule świeciły teraz miękkim czerwonym światem.Nad głową mogłem już rozpoznać słabo widoczne przed wzejściem księżyca gwiazdy.Ten niewielki czar bardziej niż cokolwiek innego spowodował, że zrozumiałem, jak bardzo to miejsce było ze mną związane, z moim umysłem… z moją duszą.Pojawiła się dawna obawa przed Mocą.Ciało zesztywniało, lecz zmusiłem się do odprężenia i pozwoliłem, aby niczym chroniący przed zimowym wiatrem płaszcz otoczył mnie spokój.Tak jak dawno temu pokazała mi Joisan, Moc mogła być wykorzystywana nie tylko przez Cień do czynienia zła, ale także dla spokoju i bezpieczeństwa.Może kiedyś przyzwyczaję się do tej części mnie samego.Czas… jak długo czekał Kar Garudwyn? Może czas był tutaj mierzony inaczej… Myśli stały się niewyraźne, potem zniknęły i zasnąłem głębokim snem.Obudziłem się wypoczęty po raz pierwszy od trzech dni, przeciągając się w promieniach wschodzącego słońca.Guret wstał już i pracowicie czyścił naczółek uprzęży Vengiego.Joisan leżała nadal pogrążona w głębokim śnie, twarz miała ukrytą w cieniu.Usiadłem i zasłoniłem te wczesne promienie, aby mogła jeszcze trochę pospać.Martwiły mnie te ciemne smugi, jakie wczoraj zauważyłem pod jej oczyma.Może w końcu będziemy mogli odpocząć, spędzić czas po prostu będąc.Dzisiaj moglibyśmy obejrzeć resztę cytadeli, znaleźć pokoje, zacząć przejmować to dziwne miejsce i zaadaptować je dla naszych celów.Popatrzyłem na widoczne w świetle poranka szczyty.Szczyt bliźniaczej góry był prawie na wysokości mojego wzroku, chociaż dosyć oddalony od arkadowych okien po wschodniej stronie dziedzińca.Ścięty szczyt spowijała szkarłatna mgła, wijąca się wężowymi splotami pomiędzy odległymi, zwalonymi głazami
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|