Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mercedes skręcił podkątem dziewięćdziesięciu stopni, wjechał w wąską, ciemną bramę otwierającą wjazd doHofburga, pod kopułę.Jakiś przechodzień umknął im z drogi, ciągnąc za sobą na smy-czy małego psa.Hałas silnika wzmógł się, odbijając się echem od sklepienia kopuły.Wchwilę pózniej byli na głównym pałacowym placu, prowadzącym do Ringu.Przed sobąmieli światła.Czerwone.Lusterko - pierwszy samochód skręcił już w bramę.- Karol, Karol, obudz się, stary! Lepiej się czujesz? No już, nie jesteś pijany, tyl-ko trochę na gazie! - Massinger lekko potrząsnął Bajewem.Teraz dwaj mężczyzni na tylnym siedzeniu podtrzymywali się nawzajem.- Nie mogę wracać do hotelu - powiedział Hyde - póki nie pozbędę się wszyst-kich trzech samochodów.- To niedobrze.- zaprotestował Massinger.- On jest zupełnie zdezorientowany.- Pojeżdżę w kółko.- Zielone.Zwiatła zmieniły się, kiedy przejeżdżali pod pomnikiem Ofiar Wojny,Hyde skręcił w prawo w Burgring, naprzeciwko wielkich ciemnych, oszronionych bryłMuzeum Sztuki i Muzeum Historii Naturalnej.Może tylko dwa samochody zdążą przejechać przy zielonym świetle?Radio.Tamci na pewno mieli radio.A więc oni w mercedesie byli tak samo bez-bronni jak w mieszkaniu dziewczyny.138 Tak, dwa samochody.Dodał gazu.Karl Renner Ring, Karl Leuger Ring, wszędziena szczęście mieli zielone światło.- Dokąd? - zapytał.- Dokądkolwiek! - warknął Massinger.Schottenrig.Przed nimi czerwone światła, wiszące nad szeroką jezdnią.Pierwszysamochód znajdował się nie więcej niż dwadzieścia jardów za nimi, ruch był niewielki.Droga skrzyła się od mrozu.Zielone.Hyde mocno skręcił kierownicą w lewo.Mercedes wpadł w poślizg, zarzuciło mutył.Przyspieszył.Samochód podskoczył ciężko na torach tramwajowych i wjechał wwęższą ulicę.Skręcił w pierwszą w prawo, potem znów w prawo.Przed sobą zobaczyłświatła Schottenringu.Przy drugim okrążeniu skręcił na północ o jedną przecznicębliżej niż poprzednio, znowu przyśpieszył.- Ludzie Aubreya.- Massinger mówił głośno i stanowczo.- Ludzie Aubreya.Onwalczy o życie, Karolu.Jest zdesperowany.Nie ma wyjścia!- Nie ma wyjścia - zgodził się Bajew, ale jego głos był mechaniczny i obojętny.Massinger naciskał.- Nie możemy pozwolić sobie teraz na żadne wpadki.My dwaj musimy być bez-pieczni.Po dwóch latach nie możemy sobie teraz pozwolić na to, żeby spieprzyć spra-wę.Hyde skierował samochód na Franz-Josefs Kai, wzdłuż Kanału Dunajskiego.Ru-chu prawie nie było.Od choinkowych światełek mostu dzieliło ich dziesięć przecznic.Coś mu mówiło, żeby przejechał przez kanał.Wjechał w wąskie, ciemniejsze uliczki.Za nim były dwa samochody.Trzeci będzie się trzymał z tyłu, czekając na instrukcje,na jakiś plan, który dałby się dopasować do ruchów mercedesa.- Dwa lata? Spózniony jesteś - powiedział Bajew tym samym głosem mechanicz-nej zabawki.- Paweł.- Bogu dzięki - westchnął Massinger.- Paweł, ten plan istnieje już chyba od pięciu lat.- Hyde wyczuł, że zmąconanarkotykami świadomość Bajewa wróciła do jego pijackiego wcielenia.Mówił trochęniewyraznie, tonem poufnego zwierzenia, kapało mu z nosa.Zbliżali się do mostu.Czerwone światło.Przejechał przez czerwone.Z prawej strony wyłoniła się ciężarówka.Wyraznie wi-dać było twarz kierowcy patrzącego w dół na mercedesa, który zakołysał się na reso-rach i pochylił niczym pijany, kiedy Hyde skręcił gwałtownie kierownicę.Samochódzarzucił.Wykonując półobrót wjechał tyłem za ciężarówkę, którą jednak w końcuwyprzedził.Przeciął jej drogę i pomknął w kierunku mostu.Kiedy samochód trząsł się139 na bruku mostu i podskakiwał na torowiskach, słychać było jeszcze za nimi gniewnyklakson ciężarówki.- Pięć lat, mój Boże! - wykrzyknął Massinger; po spotkaniu z ciężarówką ciąglejeszcze drżał mu głos.- Pięć lat.Do ciebie, Karol, mają wyraznie dużo więcej zaufanianiż do mnie.- Plotki, tylko plotki - wybełkotał Bajew.Ziewnął.- Kapustin był zawsze szefem, prawda? - naciskał Massinger.- Czy to wszystko jest na taśmie? - zapytał Hyde.- Tak.Nadal się nagrywa.Magnetofon trzymam w ręku.- Bogu dzięki.- Hyde skręcił w prawo.Przez pierwsze cztery sekundy w bocz-nym lusterku nie było nic widać, potem pojawił się pierwszy ze ścigających samocho-dów.Znowu przyśpieszył.Strzałka prędkościomierza gwałtownie przesunęła się wgórę.Siedemdziesiąt mil na godzinę - Może jednak się nam uda - mruknął.- Dowodził zawsze Kapustin - Bajew powtórzył to niby wyuczoną lekcję.- Zna-komity, znakomity plan.Co za umysł, co za intuicja.- Gówno.- Co gówno?- Kapustin gówno prawda! Kapustin jest tylko koordynatorem i oficerem prowa-dzącym: to nie jego plan.Chcecie mu się teraz podlizać, żeby zostać w Londynie.-Bajew czknął, nadal wierząc w swoje upojenie alkoholowe.Był teraz podniecony iskłonny do dyskusji.Przesunął się w kąt mercedesa.Znów zaczął machać rękami, którewyglądały jak skrzydła wiatraka.- O tak, ja was znam.Każdego pocałowalibyście wdupę, żeby tylko zostać w Londynie.- Karol, stary.- zaprotestował Massinger.- To nie jest plan Kapustina, ty wypierdku mamuci! - krzyknął Bajew zajadle.Byłteraz na skutek działania narkotyku pobudzony i wściekły.- Stworzył go Pietrunin!Cholerny Pietrunin! Jest lepszy, niż ty będziesz kiedykolwiek.On go stworzył! - Bajewteraz już krzyczał.Nastąpiła cisza.- Kto? - mruknął Massinger.Dwa samochody, widoczne w lusterku, powoli zmniejszały dystans.Po lewej stro-nie pojawił się ciemny, brzydki garb Nord-Bahnhof.Hyde'a przeszył dreszcz.Oślepia-jące, zimne światło zalewało wielkie magazyny na tyłach stacji.- Pietrunin.Tamaz Pietrunin - powiedział Hyde.- Ten mądry skurwysyn [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript