[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Czuła bowiem instynktownie, że znajduje się w wielkim niebezpieczeństwie.Tylko jedna rzecz mogła ją uratować, mogła zagrać tylko jedną kartą.I natychmiast to zrobiła.- Wiedziałeś od początku! - zawołała.- Wiedziałeś, że przyjeżdżam.Zorganizowałeś to.Och, Edwardzie, jesteś cudowny!Jej twarz, ruchliwa i wymowna, wyrażała tylko jedno uczucie: niemal bałwochwalcze uwielbienie.I zaraz nastąpił odzew: lekko pogardliwy uśmiech ulgi.Mogłaby się za-łożyć, że Edward mówi w duchu: “Co za idiotka! Wszystko przełknie.Mogę z nią zrobić, co zechcę".- Jak ty to zrobiłeś? - spytała.- Musisz mieć wielką władzę.Musisz być zupełnie inny niż ten, za kogo się podajesz.Jesteś - sam to powiedziałeś - królem Babilonu.Zobaczyła pychę malującą się na jego twarzy.Zobaczyła moc i siłę, i piękno, i okrucieństwo, które skrywał pod postacią skromnego, sympatycznego chłopca.“A ja jestem tylko chrześcijańską niewolnicą" - pomyślała Victoria.I szybko, niecierpliwie, dokonała ostatniego pociągnięcia, by dokończyć dzieła (a ona jedna wiedziała, jakim się to odbyło kosztem).Zapytała:- Ale przecież ty mnie kochasz, Edwardzie?Jego pogarda była już niemal jawna.Ta mała idiotka, wszystkie kobiety są bezdennie głupie! Tak łatwo wierzą, że się je kocha, i tylko to im w głowie.Nie mają żadnych ideałów wielkiej sprawy, nowego świata, skomlą o miłość, to wszystko.Są niewolnicami i trzeba je traktować jak niewolnice, by osiągnąć własne cele.- Oczywiście, że cię kocham - odparł.- O co tu chodzi, Edwardzie? Powiesz mi? Chciałabym zrozumieć.- To nowy świat, Victorio.Nowy świat, który powstanie na gruzach i popiołach starego.- Opowiedz mi.Opowiedział, a ona wbrew sobie dała się ponieść jak we śnie.Stare zło musi ulec zagładzie: z jednej strony brzuchaci podstarzali faceci gromadzący bogactwo, hamujący postęp, z drugiej bigoci-komuniści, głupcy usiłujący zaprowadzić marksistowski raj na ziemi.Musi dojść do wojny totalnej, totalnego zniszczenia.A potem -nowe niebo i nowa ziemia.I wybrańcy - grupka wyższych istot, naukowcy, eksperci od rolnictwa, od zarządzania, młodzi ludzie tacy jak Edward, młodzi Zygfrydowie nowego świata, wierzący w swe przeznaczenienadludzi.Kiedy nastąpi zniszczenie, wyjdą na pokład i przejmą ster.Było to szaleństwo, ale szaleństwo realne.Taka rzecz mogła się zdarzyć w tym świecie pełnym wstrząsów, w stanie dezintegracji.- A ci wszyscy - spytała Victoria - którzy muszą przedtem zginąć?- Nic nie rozumiesz - powiedział Edward.- Oni się nie liczą.Nie liczą się - oto credo Edwarda.I nagle, bez żadnego powodu, wspomnienia starej, zwykłej wazy sprzed trzech tysięcy lat, naprawianej masą bitumiczną, przemknęło przed oczami Victorii.Jakże, to się właśnie liczy - zwykłe codzienne sprzęty, rodzina, dla której trzeba gotować, cztery ściany domu, kilka ulubionych przedmiotów.Tysiące szarych ludzi, krzątających się wokół własnych spraw, uprawiających ziemię, robiących garnki, wychowujących dzieci, śmiejących się i płaczących, wstających rano i kładących się spać wieczorem.To oni się liczą, a nie przewrotni aniołowie, którzy chcą zbudować nowy świat, nie bacząc na cudzą krzywdę.Ostrożnie, z wyczuciem, bo śmierć była tu, w Devonshire, tak blisko jak nigdy, Victoria powiedziała:- Jesteś cudowny, Edwardzie.A co ze mną? Co ja mogę zrobić?- Chcesz nam pomóc? Wierzysz w to? Uwaga, Victorio! Żadnych gwałtownych nawróceń, byle nie posunąć się za daleko.- Chyba po prostu wierzę w ciebie! - zawołała.- Zrobię to, -eo ty mi każesz.- Moja grzeczna dziewczynka.- Powiedz mi przede wszystkim, dlaczego załatwiłeś mi przyjazd do Bagdadu? Przecież nie bez powodu?- Oczywiście.Pamiętasz, zrobiłem ci wtedy zdjęcie.- Pamiętam.“Ty idiotko, jaka byłaś wtedy zadowolona, jak się wdzięczyłaś do obiektywu" - karciła się w duchu Victoria.- Zaskoczył mnie twój wygląd z profilu, uderzające podobieństwo do pewnej osoby.Zrobiłem zdjęcie, żeby się upewnić.- Do kogo jestem podobna?- Do kobiety, która przysparza nam wielu kłopotów, do Anny Scheele.- Do Anny Scheele! - Victoria szeroko otworzyła oczy ze zdumienia.Ostatnia rzecz, jakiej się spodziewała.- Chcesz powiedzieć, że ona jest podobna do mnie?- Uderzająco, z profilu.Zupełnie te same rysy.I jeszcze jeden niesamowity zbieg okoliczności: masz maleńką bliznę na górnej wardze z lewej strony.- Tak, upadłam na blaszanego konika, kiedy byłam mała.Sterczało mu ostre ucho i porządnie rozcięłam sobie o nie wargę.Tego bardzo nie widać, zwłaszcza kiedy się upudruję.- Anna Scheele ma znamię dokładnie w tym samym miejscu.J to jest wasza wspólna najcenniejsza cecha.Macie mniej więcej tę samą wagę i budowę, ona jest o parę lat starsza od ciebie.Tylko włosy macie inne, ty jesteś brunetką, ona blondynką.I zupełnie inne fryzury.Obie macie niebieskie oczy, ale twoje są ciemniejsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|