[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Druid odrzucił głowę do tyłu, wzrok wbił w chmury.Wprawej dłoni dzierżył szeroki krzemienny nóż, w lewej ściskał bezradnie rzucające sięjagnię.- Och, nie - jęknęła Ceinwyn i odwróciła się plecami do ognia.Gwydr skrzywił się i musiałem uspokoić chłopca, kładąc mu dłonie naramionach.Fergal wykrzyczał coś groznego, a następnie uniósł nad głowę jagnię i tępynóż.Znów wrzasnął, po czym niezdarnie poderżnął zwierzęciu gardło.Jagnię miotałosię słabiej i słabiej, wzywając matkę, która odpowiadała bezradnym beczeniem, akrew chlustała po młodziutkim runie na uniesioną twarz Fergala i jego zmierzwionąbrodę.- Chwała niech będzie bogom, że nie skazali mnie na życie w Demetii -zamruczał Galahad.Zerknąłem na Artura i dojrzałem na jego obliczu wyraz absolutnegoobrzydzenia.Poczuł mój wzrok i zesztywniał.Arganta wychyliła się do przodu,rozdziawiając usta i chłonąc widok ofiarowania.Mordred szczerzył zęby w uśmiechu.Jagnię zdechło i Fergal, ku zgrozie wszystkich nas, zaczął podskakiwać wokółdziedzińca, potrząsając ścierwem i wykrzykując modlitwy.Zrosił nas deszcz grubychkrwawych kropli.Osłoniłem płaszczem Ceinwyn, gdy druid przetańczył obok nas, ztwarzą pokrytą strumykami krwi.Artur wyraznie nie był przygotowany na tobarbarzyńskie widowisko.Niewątpliwie spodziewał się, że oblubienica planuje jakąśwystawną ceremonię poprzedzającą ucztę, ale rytuał zamienił się w orgię krwi.Zarżnięto wszystkie pięć jagniąt, a kiedy czarne kamienne ostrze wbiło się w ostatniegardło, Fergal cofnął się i wskazał na obręcz.- Nantosuelta czeka na was! - wołał.- Oto ona! Chodzcie ku niej! - Wyrazniespodziewał się jakiejś reakcji, ale nikt się nie poruszył.Sagramor wpatrywał się wksiężyc, a Culhwch łowił wesz w brodzie.Płomyki migotały na całym obwodzieobręczy i kępki płonącej słomy spadały na poszarpane ścierwa brukające dziedziniec.Nikt z nas ani drgnął.- Chodzcie ku Nantosuelcie! - zawodził ochryple Fergal.Wtem powstała Arganta.Zrzuciła sztywną złotą szatę, odsłaniając prostąsukienkę z niebieskiej wełny, w której wyglądała jeszcze bardziej dziecinnie.Miaławąskie chłopięce biodra, drobne ręce i delikatną twarz, bieluchną jak jagnięce runo,nim czarny nóż odebrał życie zwierzakom.Fergal wzywał ją.- Chodz! - wołał śpiewnie.- Chodz do Nantosuelty, Nantosuelta wzywa cię,chodz do Nantosuelty! - I tak wabił Argantę do jej bogini.Oblubienica była teraz niemal w transie, poruszała się powoli, każdy kroksprawiał jej wysiłek, tak że szła i przystawała, szła i przystawała, podczas gdy druidwolał ją nieprzerwanie.- Chodz do Nantosuelty! - wyśpiewywał.- Nantosuelta wzywa cię, chodz doNantosuelty!Arganta miała zamknięte oczy.Dla niej była to niesłychana chwila, chociażdla nas wszystkich pozostałych - żenująca.Artur wydawał się poruszony i wściekły.Nic dziwnego, wyglądało bowiem na to, iż udało mu się tylko zamienić Izydę naNantosueltę; Mordred natomiast, któremu niegdyś przyrzeczono Argantę za żonę,śledził każdy krok niedoszłej oblubienicy rozpłomienionym wzrokiem.- Chodz do Nantosuelty, Nantosuelta wzywa cię! - zapraszał Fergal, a jegogłos urósł do parodii niewieściego pisku.Arganta dotarła do obręczy i gdy żar płomieni dotknął jej oblicza, uniosłapowieki i wydawała się niemal zaskoczona tym, że znalazła się obok ogniska bogini.Spojrzała na druida, a potem szybko przeskoczyła przez dymiącą obręcz.Uśmiechnęła się triumfująco, a Fergal zaklaskał, zapraszając pozostałych do aplauzu.Uprzejmie uczyniliśmy zadość temu zaproszeniu, chociaż wyzbyta entuzjazmuowacja ucichła, gdy Arganta kucnęła przy zabitych jagniętach.Milczeliśmy wszyscy,kiedy wsunęła delikatny paluszek w jedną z ran.Cofnęła go i podniosła wysoko, także wszyscy ujrzeliśmy gęstą posokę na czubku palca.Wtedy odwróciła się, tak byArtur mógł widzieć, co czyni.Nie odrywając wzroku od małżonka otworzyła usta,odsłaniając drobne białe ząbki, powoli wsunęła między nie palec i zacisnęła wargi.Oblizała go do czysta.Dostrzegłem, że Gwydr z niedowierzaniem wpatruje się wmacochę.Nie była od niego wiele starsza.Ceinwyn zadrżała, mocno ściskają mnie zarękę.Nie koniec na tym.Arganta odwróciła się, znów zanurzyła palec we krwizwierzęcia, a potem wsadziła go w gorące szczątki obręczy.Nadal kucając, zadarłarąbek sukienki, posmarowała posoką i popiołem wnętrze ud.Zapewniała sobiepłodność.Wykorzystywała moc Nantosuelty do rozpoczęcia własnej dynastii iwszyscy byliśmy świadkami tego ambitnego zamierzenia.Znów przymknęła oczy,prawie w ekstazie, i nagle czar prysł.Wstała, wyjmując dłoń spod sukienki, i gestemprzyzwała Artura.Po raz pierwszy tego wieczora uśmiechnęła się i ujrzałem, że jestpiękna, ale to była mroczna uroda, tak chmurna jak uroda Ginewry, lecz Arganciebrakowało ulewy rudych włosów pierwszej małżonki Artura, która złagodziłabyogólne wrażenie.Znów przyzwała ku sobie Artura, gdyż zapewne rytuał wymagał, by on teżprzeskoczył przez obręcz.Zawahał się, spojrzał na Gwydra i chyba mając dość tychprzesądów, wstał i potrząsnął przecząco głową.- Do stołów - rzekł ostro, łagodząc jednak surowość zaproszenia uśmiechempod adresem gości.Jednakowoż gdy spojrzałem na Argantę, zobaczyłem na jej bladej twarzynieopanowaną wściekłość.Przez moment myślałem, że wrzaśnie na Artura
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|