[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Za każdym razem kiedy mijali chłopów, ciężkim krokiem idących po drodze, popadała w stan pełnej gotowości.Któż mógł wiedzieć, czy te poowijane w łatane łachmany postacie nie były zwiadowcami i nie miały mieczy i łuków tuż pod ręką? Znowu próbowała przyglądać się każdemu znajdującemu się w zasięgu jej wzroku jeźdźcowi, który dosiadał gniadego konia.Czy to on był szpiegiem? Palcami przesuwała tam i z powrotem po rękojeści ostrego małego sztyletu, który wsunęła za szarfę.Powoli mijał dzień.Zamiast cieni padających tylko tu czy tam, widoczność zaćmiewała mgiełka.Kiedy popołudnie przeszło w wieczór, niebo pojaśniało w takim stopniu, że na zachodnim widnokręgu, w którego stronę podróżowali, przybrało delikatny odcień cesarskiego cynobru.Nawet ciężka pokrywa chmur zaczęła się rozpraszać, pozwalając by od nikłego światła długie cienie ludzi, koni, wozu padały na skute lodem pola.Wierzba obudziła się i podciągnęła się do góry.Kiedy z cichym okrzykiem wciągnęła powietrze, Srebrzysty Śnieg znalazła się u jej boku.Ci żebracy tam w przodzie, dwóch czy trzech, jeden bez nogi.Uzbrojeni tylko w kije, jakie były im potrzebne do utrzymania równowagi na zdradzieckiej, śliskiej drodze, przycupnęli przy jej skraju, by przepuścić orszak, i wyglądali na przeraźliwie zmarzniętych.Kiedy mijał ich wyszukany powóz urzędnika, wyciągnęli błagalnie spękane dłonie.Powóz zatrzymał się ze skrzypieniem na władczy rozkaz jednego z forysiów urzędnika.— Czemu się zatrzymujecie? — dobiegł krzyk, niosący się daleko w lodowatym powietrzu.— Czyż miłosierdzie nie jest cnotą, panie? — To zuchwalstwo musiało odebrać głos urzędnikowi, bo nie odpowiedział.Dwóch strażników zsiadło i podeszło do żebraków, prowadząc swoje konie, gniade konie.Srebrzysty Śnieg zamarła w napięciu.Po rozkazie, który zatrzymał karawanę, jej własny wóz zatrzymał się tuż przed żebrakami.U jej boku Wierzba syknęła.Zaciskała i prostowała dłonie, jak gdyby posiadała pazury zarówno w swej ludzkiej, jak i zwierzęcej postaci.W jej zielonych oczach Srebrzysty Śnieg zobaczyła odbicie własnych podejrzeń i rosnącego przerażenia.Skinęła głową.Wierzba głęboko wciągnęła powietrze i wydała ostry, szczekliwy dźwięk.Posiadając umiejętności ludzi–lisów, wyrzuciła z siebie głos tak, że okrzyk wydawał się dobiegać echem spoza żebraków i strażników, którzy rzucali im teraz pieniądze.Jeden ze strażników wyprostował się, zaszokowany.Wtedy Wierzba szczeknęła znowu i z najbliższej kępy poszycia wyprysnęły dwa lisy, które pobiegły ku żebrakom, rzucając się na nich.Nawet ze swojego miejsca Srebrzysty Śnieg widziała, że zwierzęta miały szkliste oczy.Futro im się zjeżyło, w taką panikę wprawiało je to, co Wierzba rozkazała im zrobić, a co było pogwałceniem całego ich instynktu.— Och, jakie one odważne! — zawołała Srebrzysty Śnieg.Pośpiesznie odciągnęła na bok zasłonkę i wychyliwszy się z wozu zobaczyła, że jej własna eskorta uformowała mur pomiędzy wozem a wrzawą szarpaniny.— Moi przyjaciele — powiedziała Wierzba i wydała serię szczęknięć, które nawet dla przytępionego ludzkiego ucha brzmiały jak pochwała i zachęta.Lisy spojrzały raz na wózek, ostro dały głos i zniknęły, zanim którykolwiek z klnących ludzi zdołał się poruszyć.Jeden z żebraków, ten, który pierwszy stracił równowagę po nagłym, zaciekłym ataku lisów, próbował podnieść się z ziemi.Brudna szmata, którą nosił w miejsce czapki, zniknęła teraz pod przekrzywiającym się zawojem i ukazały się ufarbowane na żywy szkarłat brwi.Ich nienaturalny kolor powodował, że oczy człowieka wydawały się pałać ogniem raczej niż zwykłą chciwością czy pożądaniem gwałtu i kto wie czego jeszcze.Srebrzysty Śnieg głęboko zaczerpnęła powietrza.Teraz kolej na nią, chociaż niechęcią przepełniała ją konieczność dalszego udawania bezbronnej kobiety.Odrzucając w tył głowę, wydała przeraźliwy krzyk, sama pod wrażeniem przenikliwej nuty grozy, którą udało jej się do niego wprowadzić.Jej straż zadziałała bezzwłocznie.Łucznicy zajęli pozycje na skrzydłach.Głosem zdartym przez lata wywrzaskiwania rozkazów na stepie, Ao Li okrzyknął alarm.— Uwaga! Bandyci, szpiedzy! Włócznicy do mnie!Na to eskorta urzędnika ruszyła galopem.Niestety wydawało się również, że zza każdej mogącej służyć za osłonę kępy, z każdego rowu i zza każdego drzewa zaczęli pojawiać się następni ludzie przebrani za żebraków.Nakrycia głów mieli odepchnięte w tył, tak że nie zasłaniały już one brwi, ufarbowanych jak krwawe cięcia na czołach.Każdy z nich miał zarówno kij, jak i sztylet, wielu posiadało również włócznie, łuki i miecze.Ci, którzy pojawili się teraz w odpowiedzi na przenikliwy gwizd, dosiadali gniadych koni.Srebrzysty Śnieg czytała o bitwach, ale nie myślała, że kiedykolwiek jakąś zobaczy.Ta bijatyka na lodzie i śliskim od krwi śniegu nie przypominała w niczym zdyscyplinowanego gromadzenia i rozpraszania oddziałów, jak to w swoich zwojach opisywał generał Sun Tzu.Mimo że było tak zimno, wstrząsnął nią zapach krwi i śmierci.Było to gorsze od polowania, jak pożar lasu jest groźniejszy od ognia na kominku.Wierzba cofnęła się w kąt wozu, kuląc się z pochyloną głową.Srebrzysty Śnieg złapała ją za przegub ręki.— Podawaj mi strzały! — rozkazała.Zobaczyła, że jej łucznicy ustawili się w formagę skrzydłową, która chwyci bandytów w śmiercionośny ogień krzyżowy, jeżeli eskorta urzędnika zapędzi ich pomiędzy skrzydła.Jedynym problemem — ale za to istotnym — było to, że jej wóz znalazł się zbyt blisko linii ataku.W tym ścisku nikt nie zauważy strzał wylatujących z kierunku, z którego nikt się ich nie spodziewał.Przynajmniej taką miała nadzieję.Wycelowała starannie, starając się ustrzelić bandytę, który coś warknął i przebił jednego z wołów.I oto grzebał on przy swoim oku, szkarłatną krwią plamiąc czerwień brwi, kiedy próbował wyciągnąć jej strzałę.Odkryła nagle, że chociaż jej ofiara pewnie by z radością zabiła ją czy zgwałciła, uśmiercenie go nie było tym samym co uśmiercenie zwierzęcia.Trzęsły jej się ręce; spudłowała następny strzał i szybko zawstydziła się.Miała ściśle ograniczony zapas strzał; potrzebna jej była niezawodna ręka.W walkę, jak zobaczyła, wdał się nawet sam urzędnik, z mieczem w ręku
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|