Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I chociaż niektórym czytającym te słowa może się to wydać dziwne, właściwie cieszyłem się, że mnie boli.Był to jedyny poważny ból, jakiego doznałem od czasu problemów z drogami moczowymi dwadzieścia cztery lata wcześniej.Choroby, które zabierały kolejno moich przyja­ciół i bliskich, aż w końcu wszyscy odeszli - wylewy, nowo­twory, zawały serca, schorzenia wątroby i układu krwionośne­go - omijały mnie wszystkie z daleka, niczym kierowca, który skręca kierownicą, żeby nie wpaść na przebiegającego drogą jelenia lub szopa.Z jedynego poważnego wypadku, który mi się przytrafił, wyszedłem nietknięty, jeśli nie liczyć zadrapania na ręce.W roku tysiąc dziewięćset trzydziestym drugim John Coffey zaszczepił mnie życiem.Można rzec, poraził mnie ży­ciem.Któregoś dnia w końcu odejdę - oczywiście, że odejdę, wszelkie iluzje na temat nieśmiertelności, które mogłem sobie robić, umarły wraz z Panem Dzwoneczkiem - ale będę pragnął śmierci na długo przedtem, nim mnie zabierze.Szczerze mówiąc, już teraz jej pragnę, pragnę jej od śmierci Elaine Connelly.Czy muszę wam o tym mówić?Przeglądam te kartki, przewracam je drżącymi rękoma, upstrzonymi plamami wątrobowymi, i zastanawiam się, czy kryje się w nich jakiś sens, podobny do tego, jaki zawierają książki w samym swoim zamierzeniu krzepiące lub pouczają­ce.Rozmyślam o kazaniach mojego dzieciństwa, o strzelis­tych afirmacjach w Kościele Czcicieli Jezusa, i przypominam sobie tamtejszych kaznodziei twierdzących, że oko Pańskie spoczywa na jaskółce, że spogląda On i czuwa nad najmniej­szym z boskich stworzeń.Gdy myślę o Panu Dzwoneczku, o małych drzazgach drzewa, które znaleźliśmy w tej dziurze w belce, wydaje mi się, że to prawda.A jednak ten sam Bóg poświęcił Johna Coffeya, który starał się tylko na swój ślepy sposób czynić dobro - i uczynił to równie bezwzględnie jak każdy prorok Starego Testamentu, składający w ofierze jag­nię.jak poświęciłby swego własnego syna Abraham, gdyby tylko został do tego wezwany.Myślę o Johnie mówiącym, że Whartonowi udało się zabić bliźniaczki Dettericków, bo wy­korzystał ich wzajemną miłość, i że to samo zdarza się co­dziennie, na całym świecie.Jeśli się zdarza, pozwala na to Bóg, a kiedy mówimy: “Nie rozumiem”, On odpowiada: “Nic mnie to nie obchodzi”.Myślę o Panu Dzwoneczku, który zdechł, gdy stałem od­wrócony do niego plecami, zaabsorbowany przez człowieka, którego najzacniejszym ludzkim uczuciem wydawała się mściwa ciekawość.Myślę o Janice, która skonała w konwulsjach, gdy klęczałem przy niej w deszczu.“Przestań”, próbowałem powiedzieć Johnowi tamtego dnia w celi.“Przestań, puść moje ręce.Utonę, jeśli tego nie zrobisz.Utonę albo eksploduję”.“Nie eksploduje pan”, odparł, słysząc moje myśli i uśmiechając się do nich.I straszne jest to, że tak się nie stało.Że do tego nie doszło.Cierpię przynajmniej na jedną chorobę wieku starczego: na bezsenność.Leżę do późna w nocy, słuchając mokrego bezrad­nego rzężenia złożonych niemocą mężczyzn i kobiet, którzy wykasłują z siebie swoją starość.Czasami słyszę dzwonek do drzwi, skrzypienie buta na korytarzu albo nastawiony na ostat­nie wiadomości mały telewizor pana Javitsa.Leżę i rozmyślam o Brutalu i Deanie, a niekiedy o Williamie Whartonie, mówią­cym: “Zgadza się, czarnuchu, jestem zły jak wszyscy diabli”.Myślę o Delacroix, wołającym: “Niech pan popatrzy, panie Edgecombe, nauczyłem Pana Dzwoneczka nowej sztuczki”.Myślę o Elaine, która stanęła wtedy w drzwiach na werandę i kazała Bradowi Dolanowi zostawić mnie w spokoju.Czasami zasypiam na chwilę i widzę zalaną deszczem estakadę i stojącego w jej cieniu Johna Coffeya.W moich krótkich snach nigdy nie jest złudzeniem optycznym; zawsze stoi tam naprawdę i patrzy.A ja leżę i czekam.Myślę o Janice, o tym, jak ją utraciłem, jak wymknęła mi się z palców w strugach ulewnego deszczu, i cze­kam.Każdy musi umrzeć, wiem, że od tej reguły nie ma wyjątku, ale czasami, Boże mój, Zielona Mila jest taka druga.* * *[1] Wetmore, ang.bardziej mokry[2] Annie Oakley, 1860-1926, amerykańska snajperka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript