[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Jestdumna ze swej reputacji ekscentryczki.Teraz zakłada ręce na piersi, cmokajęzykiem i potrząsa głową.- Idziemy właśnie do rektora, żeby porozmawiać o budżecie - wyjaśniami.- Rozumiem.Powodzenia.- Pokonuję następny stopień w górę, ale za-trzymuje mnie ruchem dłoni.Nabieram nagle przekonania, że chce roniezapytać, czy naginam swoją wiedzę naukową dla potrzeb klienta.- Talcotcie, Talcotcie, Talcotcie - mruczy, mierząc mnie wzrokiem zzaokularów w stalowych oprawkach.- Co ja mam z tobą zrobić?- A o co chodzi?- Podobno odwołałeś kolejne zajęcia w zeszłym tygodniu.- Byłem w Waszyngtonie, Lyndo, na konferencji w sprawie deliktów.Studentów powiadomiłem kilka tygodni wcześniej.Jednak to jej nie ułagodziło.Wydyma wąskie wargi w wyrazie dezapro-baty.- To łącznie ile zajęć opuściłeś? Ben mówił mi, że siedem lub osiem.Dobry stary Ben.- Jest moim prodziekanem, Talcotcie.Po prostu wykonuje swoją pracę.- Strzepuje śnieg z klapy płaszcza.- Jeśli któryś z moich wykładowców niepracuje jak należy, muszę o tym wiedzieć.- Mój prodziekan, moi wykładow-cy.Wcześniej nie uświadamiałem sobie, jak bardzo Lynda przypomina miMallory'ego Corcorana.- Lyndo.sama kazałaś mi wziąć wolne.- No, a ty oczywiście mnie posłuchałeś, prawda? - Znów cmoka języ-kiem.- Muszę ci wyznać, Talcotcie, że zaczynam się trochę o ciebie niepoko-ić.- Niepokoić.o mnie?W milczeniu kiwa głową, czekając, aż minie nas grupka roześmianychstudentów.Wszyscy są biali.To gwiazdy przeglądu prawniczego, ulubieńcywykładowców.To oni zdobędą najbardziej upragnione aplikantury sędziow-skie oraz posady wykładowców w naszej szkole.- Musisz przyznać, Talcot-cie, że twoje zachowanie stało się ostatnio trochę dziwaczne.Skonsternowany, uświadamiam sobie, że Lynda kontynuuje naszą roz-mowę z Vineyard i nadal stara się zdobywać punkty dla Marca.Tylko dziękitemu, że przed chwilą rozmawiałem z doktorem Youngiem, udaje mi sięutrzymać nerwy na wodzy.- Nie pozwolę, Lyndo, żebyś mi to zrobiła.W błękitnych oczach, jasnych jak poranek, pojawia się wyraz urażonejniewinności, a dłoń przyłożona do serca ma świadczyć o szczerości jej słów.- Ja niczego ci nie robię, Talcotcie.Martwię się tylko krzywdą, którą samsobie wyrządzasz.- Poklepuje mnie po ręce.- Należysz do rodziny, Talcot-cie, wiesz o tym.Pragnę dla ciebie wszystkiego, co najlepsze.- Rozumiem.- Dlaczego mówisz to takim ironicznym tonem?- Dlatego, że i tak przyczepisz się do wszystkiego, co powiem?Wyraz jej oczu błyskawicznie twardnieje.Lynda Wyatt nie należy doosób, którym można bezkarnie krzyżować plany, a ja zrobiłem to już dwu-krotnie.- Naprawdę, nie zasłużyłam na takie traktowanie.Staram się po-móc.Chciałbym się powstrzymać, ale pokusa jest zbyt silna.- Doprawdy,Lyndo? A komu właściwie próbujesz pomóc?Po raz pierwszy w okresie naszej trzyletniej znajomości jestem świad-kiem sytuacji, w której Lyndzie zabrakło słów.Jej usta przybrały kształtmałego o wyrażającego obrazę, a na policzki wypłynął rumieniec wście-kłości.Kładzie dłonie na biodrach, lecz ja, nie czekając na jej ripostę, wymi-jam ją i wchodzę do budynku.Szybkim krokiem przechodzę przez hol, trochę zmartwiony swoim nie-grzecznym zachowaniem.Wyobrażam też sobie, że rozzłoszczona LyndaWyatt może mnie dogonić i oświadczyć, iż szkoła nie chce już ze mnąwspółpracować.Idąc, zauważam kątem oka, że koło schodów opiera się ościanę mój student Lionel Eldridge, a stojąca obok przedstawicielka jaśniej-szej nacji wpatruje się w niego pełnym podziwu wzrokiem.Z zaskoczeniemstwierdzam, że tą wielbicielką jest Heather Hadley, córka Marca z pierwsze-go małżeństwa, która zazwyczaj spędza czas ze swym ponurym przyjacielemPaulem.Upewniam się jeszcze, czy dobrze widzę.Nigdy nie potrafiłem zro-zumieć, na czym polega magnetyzm Lionela, znanego niegdyś milionomkibiców koszykówki jako Słodki Nellie, chociaż nawet Kimmer, której firmazatrudniła go zeszłego lata na moje usilne prośby, przyznaje, że jest onwspaniały.Plotki głoszą - a Droga Dana je rozpowszechnia - że młody panEldridge zdążył już dokonać poważnej liczby podbojów wśród studentek.Kiedy teraz patrzę na tak wyraznie nim zauroczoną Heather, zastanawiamsię złośliwie, co wielki liberał Marc powie na romans swojej ukochanej cu-downej córki z żonatym, niespecjalnie sobie radzącym z nauką i bardzoczarnym Słodkim Nelliem.Okrążam ich i kieruję się ku schodom.Lionelobdarza mnie olśniewającym uśmiechem, dzięki któremu nadal zarabiamiliony na reklamach, mimo że z powodu kontuzji kolana musiał zrezy-gnować z gry po zaledwie siedmiu występach w zespole All Stars NBA.Nieodwzajemniam jego uśmiechu.Nie kiwam mu ręką.Nellie może i zdobyłśrednio dziewiętnaście punktów w meczach, które rozegrał w trakcie swejkariery, jak napisał w podaniu o przyjęcie na uczelnię, ale tu w Oldie jesttylko studentem, który nadal nie oddał mi pracy semestralnej.Na schodach spotykam Roba Saltpetera i Lemastera Carlyle'a, którzy zksiążkami pod pachą idą na zajęcia.Rob korzysta podczas wykładów z pro-gramu PowerPoint, toteż niesie dodatkowo laptop.Wita mnie jak zwyklewylewnie, natomiast Lem tylko przelotnie się uśmiecha i mija mnie równieszybko jak ja Eldridge'a.Zazwyczaj zachowuje się tak przyjacielsko, że terazpatrzę za nim przez chwilę zaniepokojony
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|