[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Nie mogę.- jest w słowach goryla ton tak dziwny, niepokojący, że Morley ponawia pytanie, dlaczego?- Kiedy dowiedziała się o planie.chciała pana ostrzec.Uciec.Otworzyła okno, wyszła na parapet.Pośliznęła się.- I co? Na miłość boską! To przecież tylko pierwsze piętro.- Na dole jest ogrodzenie, ostre stalowe pręty w kształcie lilii.Spadła.Zdążyła jeszcze powiedzieć, żebym pana ostrzegł.Musiałem.Szloch.Machinalnym ruchem Victor odkłada słuchawkę.W superkomputerze pokrytym jego czaszką przebiega burza reakcji, twarz nieruchomieje.Minutę potem rusza do działania.Dwa kanistry z benzyną.Notatki, retorty.Cały zapas odczynnika ypsilon.Jęzory ognia ogarniają pawilon.Ukochane dziecko Morleya.Z głuchym hukiem eksplodują pojemniki z odczynnikami.Wynalazca nie ucieka.Jest przekonany o słuszności swej decyzji.Wie, że nieśmiertelność nielicznych byłaby dla ludzkości prawdziwą puszką Pandory, źródłem konfliktów, podziałów i wielkich dramatów tych, którym nie dane byłoby zostać wybranymi.Strażom pożarnym udało się uratować Morleya, natomiast z laboratorium zostało tylko trochę zadymionych szczątków.Akta przechowywane w archiwum profesora Andrewsa okazały się celowo zniekształcone.Tajemnica nieśmiertelności kryła się już tylko w mózgu odkrywcy.Czegóż nie robiono, aby ten mózg przejrzeć! Wielogodzinne przesłuchania i testy psychiatryczne.Prośby i groźby.Zachęty i obietnice.Kuszenie miłości własnej i roztaczanie perspektywy więziennej samotności.Morley oparł się wszystkiemu.Gdzieś w sobie ochronił maleńkie enklawy wspomnień, wyidealizowane światy przeszłości.Tym żył.A czasami nawet potrafił się uśmiechać.Tak i teraz, kiedy przed trybunałem odważano jego los.Biedny wariat - osądzało 99 procent zgromadzonej publiczności.Nieśmiertelny nie zjawił się w sukurs.Oskarżyciel ponowił zarzuty - wspomniał o zmarłym podczas pożaru laboratorium jednonogim dozorcy, o dwóch ciężko poparzonych strażakach.Mimo protestów Andrewsa (cóż za szlachetność) nawet śmierć Joan miała obciążyć hipotekę moralną naukowca - szalbierza.Adwokat ripostował blado.Mówił o niejasnościach i wątpliwościach motywacyjnych, usiłował skłonić sąd do zawieszenia sprawy i zezwolenia Morleyowi na dłuższą kurację.Aż wreszcie łamiąc wcześniejsze ustalenia wykrzyknął dramatycznie:- Victorze Morley, rozumiem, że przeżył pan wiele, że ugiął się pod ogromnym brzemieniem nacisków i odpowiedzialności, o wiele nie proszę, uczyń jedno zdradź nazwisko swego pacjenta, na którym dokonałeś zabiegu.Personel potwierdza, że nad kimś pracowałeś, choć nikt nie widział kurowanego.Powiedz, czy to prawda.Czy istnieje nieśmiertelny?Wszystkie głowy, nie wyłączając sędziego i oskarżyciela, kierują się w jedną stronę.Nawet muchy spacerujące po suficie wstrzymują oddech.Wargi wynalazcy drgnęły."Sacre Dieu, powie!" - przemknęło Marthcie.- Cholera, przegraliśmy! - przełknął ślinę Andrews.Wzrok Morleya omiata salę.Tych wszystkich, którzy jak pokolenia przed nimi i zapewne pokolenia po nich zmuszeni będą opuścić kiedyś ów "padół łez".Jakby zastanawiał się.Powie: nie - pozostanie hochsztaplerem, tak - wprawi w rozpacz wszystkich, którzy pogodzeni z nieuchronnością śmierci dowiedzieliby się o utracie szansy.Uśmiecha się.- Cóż za cynizm - syczy oskarżyciel.Werdykt jest ciekawy, ale to przecież niezwykły proces: dożywotnie więzienie w odosobnieniu, bez możliwości złagodzenia, zmniejszenia lub zawieszenia kary.(Adwokat odwoływał się od tej bezprecedensowej formuły, ale zaakceptował ją dwa lata później Sąd Najwyższy).A więc dożywocie.Kiedy Saul Mayer poinformował o tym swego klienta (była to zresztą ostatnia rozmowa obu panów), coś jakby cień strachu przebiegło przez twarz Victora.Rychło jednak uśmiech powrócił na bladą twarz.- Zobaczymy.Dwie mile za Stalowymi Wzgórzami, tam gdzie koryto rzeki Bez Nazwy przedarło się przez dawną Nieckę Miasta, znajduje się z roku na rok coraz bardziej przysypywany piaskiem bunkier.Funkcjonuje bardzo dobrze.Zapewne dzięki nienagannie działającym siłowniom przetrwa jeszcze bardzo wiele lat.Równie bez zarzutu pracuje system komputerowego zabezpieczenia, który wprowadzono po kolejnym strajku strażników ludzi.Cybernetyczni "klawisze", uprzejmi i grzeczni, dostarczają jedynemu więźniowi wszystkiego, co potrzeba - pożywienia z laboratorium, zmian odzieży, zmuszają do spacerów, gimnastyki i łaźni.Golą, myją, strzygą.Chętnie na życzenie grają w szachy i karty.Nie chcą jednak - mimo tysięcy dyskusji, zabiegów i tłumaczeń - wypuścić.Nie trafia do nich żadna argumentacja
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|