[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Wśród nich był kamień przypominający łapę niedźwiedzia.Na karcie dokumentacyjnej podany był numer inwentarzowy.Herberto przepisał go sobie do notesu z zamiarem sprawdzenia później jak to wygląda w rzeczywistości.Teraz bardziej ciekawiło go co innego.Źródło dziwnego niepokoju zmieniło swoje położenie.Obecnie woń zła dobiegała go bardziej z południa.Nie mógł jednak precyzyjnie określić ani kierunku, ani jej natury.Zmysły w które wyposażone było jego ciało nie nadawały się do tego celu.Musiał posłużyć się czymś innym.Z torby podróżnej wydobył strzykawkę, igłę oraz buteleczkę pełną czegoś.Napis na buteleczce był całkowicie niewinny.Zawartość do napisu miała się tak jak pięść do nosa.Naciągnął trzy centymetry sześcienne i położywszy się na kozetce wstrzyknął sobie zawartość.W oczach momentalnie mu zmętniało.Mózg otworzył się, a w chwilę później egzorcysta opuścił swoje ciało udając się na astralną wędrówkę.Wyprysnął do góry jak świeca.Znalazł się wysoko nad miastem.Popatrzył na południe.Nad górą w pobliżu Uhań unosił się słup czarnego światła.Postarał się wyostrzyć nieco wzrok ale nie udało mu się to.Obawiał się zbliżyć do słupa.Ciało astralne było dość podatne na magiczne uszkodzenia.Zamiast tego postarał się wsłuchać w rytm życia miasta.Każde skupisko ludzi jest jak wielkie serce.Bije pewnym rytmem generowanym przez ludzkie myśli i uczucia.Są zdrowe miasta gdzie rytm jest czysty i mocny.Są chore miasta, gdzie żyją źli ludzie.Większość miast, w których rytm wsłuchiwał się podczas astralnych wędrówek miała bardzo chore dusze.Tu nie było nawet tak źle.Ludzie mieli dobre myśli.Ale było coś jeszcze.Puste przestrzenie pod miastem odbijały rytm zniekształcając go w chore zawodzenie.Myśli wracały do ludzi skrzywione.W lochach coś było.Zagłębił się pod ziemię.Atmosfera tam panująca była po prostu straszna.Powietrze naładowane zostało kiedyś nienawiścią, która teraz parowała do góry, między żywych.Nienawiść wciskała im w ręce noże i siekiery i butelki wódki.Postarał się zbliżyć do jej czarnych źródeł.Promieniowała z niewielkiego pomieszczenia w bocznym ciągu galerii.Jej źródłem był szkielet człowieka w resztkach munduru i papasze na głowie.Drugie źródło znajdowało się tuż obok.Nienawiść promieniowała z przeszło trzydziestu szkieletów.Fale jednej i drugiej złości interferowały to wzmacniając się to słabnąc.Ciało astralne zaczęło niszczeć.Musiał opuścić to miejsce.Przeniósł się w inny korytarz.Tu także coś było.Ukryło się przed nim w ścianie.- Kim jesteś - zapytał.Coś ukrytego w ścianie nie udzieliło mu odpowiedzi.Wciskało się głębiej.Aż wreszcie kontakt zerwał się.Wyprysnął na powierzchnię ziemi.Wiedział już dużo, ale ciągle był w nim głód wiedzy.Postanowił odszukać człowieka, którego minął w parku.Przeszukiwał miasto.Nie znalazł.Zdziwiło go to.Czuł, że ten dziwny osobnik jest tu w jakiś sposób przypisany.Odłamki jego myśli tkwiły w murach domów, w korze drzew, w postaci plam paskudziły chodniki.Na niewielkim placyku u zbiegu dwu ulic znajdowała się bardzo stara plama krwi.Koło niej na ławeczce leżał jakiś starzec.Był martwy.Obok niego stał jakiś młodzieniec i milicjant spisujący protokół.Po chwili nadszedł także lekarz.Umysł nieboszczyka jeszcze pracował.Czaszka odbijała echo jego myśli.Myśli, które miał na chwilę przed śmiercią.Myśli wiązały się z tamtym człowiekiem.Płonęły zimnym błękitnym płomieniem nienawiści.Jak spirytus.Jak spirytus oszałamiały stojących wokoło.Milicjant miał ochotę spałować młodego Niemca.Lekarz miał ochotę zaprzestać prób reanimacji.Młody Niemiec chciał mieć w kieszeni rewolwer i zastrzelić tych dwu niedorajdów.Ciało fizyczne ściągnęło jego duszę z powrotem.Wrócił.Otworzył oczy.Ciało pokryte miał kropelkami krwi, które przeniknęły przez skórę.Zdarzało mu się to i wcześniej.Za każdym razem był potem chory przez kilka dni.Poczuł zniechęcenie.Nie dowiedział się właściwie nic ciekawego, a stracił znaczną część swoich sił żywotnych.Sił które musiał oszczędzać na ostateczną rozgrywkę.*Zmierzchało się już.Właśnie w tym momencie, w którym Jakub czarował na swoim podwórku, posterunkowy Birski wszedł w opłotki gospodarstwa, w którym od siedemdziesięciu lat mieszkał Semen Korczaszko.Rozejrzał się dookoła.Nic ciekawego nie wypatrzył.Podszedł do drzwi i zapukał.W tej chwili poczuł że za jego plecami stoi człowiek z siekierą w ręce.Wrażenie to potęgował cień, który zachodzące słońce rzucało na ścianę.Odwrócił się.Za nim istotnie stał jeden z wnuków a może i prawnuków gospodarza.I faktycznie trzymał siekierę w ręce
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|