Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ci wasi agitatorzy związkowi robią tylko złą krew między ludźmi.Skóra mi cierpnie, kiedy pomyślę, jak się do wszystkiego wtrącają i podjudzają ludzi do złego.Na miejscu pracodawców obcięłabym zarobki wszystkim tym, co ich słuchają.- Ale sama należałaś do związku pracowników pralni - zgromiła ją łagodnie Saxon.- Bo inaczej nie dostałabym pracy.I dużo dla mnie ten związek zrobił!- Weź Billa - dowodził Bert.- Woźnice siedzieli cicho, pary z ust nie puszczali wszystko było ślicznie.A potem nagle trrrach, pałką po głowie - i dziesięcioprocentowa obniżka! Myślicie, że mamy jakieś widoki? Wciąż dostajemy w skórę.Nic dla nas nie zostało w tym kraju, któryśmy zbudowali i którzy budowali przed nami nasi ojcowie.Już po nas.Wykończą nas na amen, nas - dzieci białych ludzi, którzy rzucili Anglię przeprawili się tu przez morza, którzy uwolnili niewolników, bili się z Indianami zaludnili Zachód! Ślepy by zobaczył, że nas wykończą.- Ale czy możemy temu jakoś zaradzić? - spytała Saxon z niepokojem.- Musimy walczyć.To wszystko.Kraj jest w rękach bandy rabusiów.Spójrzcie na kolej Southern Pacific.Rządzi Kalifornią.- Bzdura - wtrącił Bill.- Mówisz chyba dla śmiechu.Kolej nie może kierować rządem Kalifornii.- Jesteś cymbał - rzucił szyderczo Bert.- A kiedyś, kiedy już będzie za późno, ty i inne cymbały zrozumiecie prawdę.Bzdury? Powiem ci, że to wszystko śmierdzi.Czy ty wiesz, że każdy kandydat do senatu stanowego musi pojechać do San Francisco, pójść do biura kolei, zdjąć kapelusz i pokornie prosić o pozwolenie? Czy ty wiesz, że gubernatorzy Kalifornii byli dyrektorami kolei, kiedy mnie i ciebie nie było jeszcze na świecie? Tfu! Nie próbuj we mnie wmawiać, że jest inaczej.Wykończyli nas.Zeszliśmy na psy.Ale lżej by mi było na sercu, gdybym tak pomógł - zanim sam zdechnę zaprowadzić na szubienicę kilku z tych śmierdzących złodziei.Wiesz, Bill, kim my jesteśmy… my, synowie pionierów, którzy walczyli w wojnach, wykarczowali tę ziemię i zbudowali ten kraj? Powiem ci.Jesteśmy ostatnimi mohikanami.- Kiedy wpada w tę swoją wściekłość, dosłownie umieram ze strachu - powiedziała Mary z nie ukrywaną wrogością.- Jeżeli nie przestanie mleć ozorem, wyrzucą go z zakładów.Ale powiem wam jedno.Do pralni na pewno nie wrócę.- Podniosła prawą dłoń i wypowiadała słowa uroczyście, jak przysięgę.- Tego się nie doczekacie.Moja noga nigdy tam nie postanie.- Och, dobrze wiem, do czego zmierzasz - odparł szorstko Bert.- I tyle ci powiem.Nie obchodzi cię, co będzie ze mną, czy zdechnę, czy nie, czy mnie zostawią, czy wyrzucą z pracy, bylebyś tylko ty zawsze mogła postawić na swoim.- Zdaje się, że niczego nie udawałam, zanim się poznaliśmy - rzuciła gniewnie Mary.- A także niczego nie udawałam, kiedyśmy zaczęli z sobą chodzić.Bert miał na języku gorące i złe słowa, ale Saxon przerwała sprzeczkę i doprowadziła do pojednania.Martwiła ją sytuacja w ich małżeństwie.Oboje byli nerwowi, porywczy i łatwo wpadali w gniew, a ich bezustanne sprzeczki nie stanowiły dobrej wróżby na przyszłość.Maszynka do golenia była dla Saxon wielkim osiągnięciem.W tajemnicy odbyła naradę z pewnym znajomym subiektem w sklepie żelaznym Pierce’a i dokonała zakupu.W niedzielę po śniadaniu, kiedy Bill wybierał się do golarza, zaprowadziła go do sypialni i pokazała mu ukryte dotąd pod ręcznikiem pudełko z maszynką do golenia, mydło, pędzel i miseczkę z rozrobioną już pianą.Bill w pierwszej chwili odskoczył, ale wiedziony ciekawością zaczął przyglądać się nowemu nabytkowi.Na maszynkę patrzył z politowaniem.- I to ma być narzędzie odpowiednie dla mężczyzny!- Spełni swoje zadanie - powiedziała.- Tysiące mężczyzn golą się nim co dzień.Bill potrząsnął głową i już miał odejść.- Golisz się trzy razy na tydzień - nalegała.- Kosztuje to razem czterdzieści pięć centów… Powiedzmy pół dolara na tydzień, a w roku mamy pięćdziesiąt dwa tygodnie.Czyli dwadzieścia sześć dolarów rocznie na samo golenie.Proszę cię, kochany, spróbuj! Tysiące mężczyzn błogosławią te maszynki.Buntowniczo potrząsnął głową, a chmurne błyski w jego oczach stały się jeszcze chmurniejsze.Kochała tę jego posępnie chłopięcą twarz.Śmiejąc się i całując go, usadowiła Billa na krześle, zdjęła mu marynarkę, odpięła koszulę i podkoszulek i zawinęła kołnierz do środka.Wzięła do ręki pędzel i pokryła mu twarz grubą warstwą piany, grożąc równocześnie, że jeśli otworzy usta, aby ją łajać, zaklei je mydłem.- Chwileczkę! - powstrzymała go, gdy zrezygnowany sięgnął po maszynkę.- Przyglądałam się fryzjerom przez szybę.Po namydleniu twarzy robią zawsze tak…Koniuszkami palców zaczęła mu wcierać mydło w skórę.- Gotowe - powiedziała, po raz drugi namydliwszy mu twarz.- Teraz możesz zaczynać.Tylko pamiętaj, że nie zawsze będę to za ciebie robiła.Dzisiaj po prostu cię przyuczam.Demonstrując swój buntowniczy nastrój - na pół szczery, na pół udawany - Bill pociągnął kilkakrotnie maszynką po policzku.Skrzywił się i zawołał przeraźliwym głosem:- Na świętego tańczącego Józefata!Spojrzał w lustro.W białej gęstwinie piany ukazała się strużka krwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript