[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Ale, Diano, przecież i pastorowie są ludźmi i mają wady takie jak wszyscy.Ostatniej niedzieli po południu miałam z panią Allan bardzo zajmującą rozmowę o wadach ludzkich.Tak mało jest tematów właściwych na niedzielną rozmowę, a wady są właśnie odpowiednim tematem.Moją wadą na przykład jest zbyt bujna wyobraźnia i zapominanie o obowiązkach.Staram się gorliwie zwalczać te błędy i sądzę, że teraz, gdy skończyłam lat trzynaście, pójdzie mi to łatwiej.— Za cztery lata będziemy mogły upinać włosy — rzekła znowu Diana.— Alicja Bell ma dopiero szesnaście lat, a dawno je upina, lecz mnie się to wydaje śmieszne.Ja poczekam, aż skończę siedemnaście.— Gdybym miała garbaty nos Alicji — zawołała Ania stanowczo — nie odważyłabym się!… Ale ot, nie chcę kończyć tego, co zaczęłam mówić, bo byłaby to znowu uwaga nielitościwa.Przy tym porównywałam jej nos z moim, a już to samo było zarozumiałością.Lękam się, że myślę zbyt wiele o moim nosie, od czasu gdy już dawno temu usłyszałam pochwałę, że jest wyjątkowo kształtny.Jest to dla mnie zresztą wielka pociecha.Ach, Diano, spójrz tylko — królik! Dobrze jest zapamiętać to sobie do naszego wypracowania.Mnie się wydaje, że las jest równie piękny zimą jak i latem.Jest taki biały i cichy, jakby spał i śnił cudnie!— Wypracowania o lesie nie obawiam się tak bardzo — westchnęła Diana.— Potrafię opisać las, ale za to wypracowanie poniedziałkowe będzie straszne.Co za pomysł panny Stacy, byśmy pisały opowiadania z własnej głowy.— Cóż znowu, to nic trudnego! — przekonywała Ania.— Łatwe jest dla ciebie, bo posiadasz wyobraźnię — rzekła Diana — ale cóż byś zrobiła, gdybyś jej nie miała? Przypuszczam, że twoje wypracowanie jest już gotowe.Ania skinęła głową, starając się o skromną minkę, ale jej się to nie udało.— Napisałam je w zeszły poniedziałek wieczorem.Nosi tytuł „Zazdrosny rywal” albo „Śmierć ich nie rozłączyła”.Odczytałam je Maryli, która powiedziała, że jest głupie i nienaturalne, potem Mateuszowi, a on uznał, iż jest bardzo piękne.Właśnie jego rodzaj krytyki lubię.Jest to smutna, słodka opowieść.Pisząc ją, płakałam jak dziecko.Bohaterkami są dwie piękne i młode dziewczyny, Kordelia Montmorency i Geraldina Seymour, mieszkające w tym samym miasteczku i ubóstwiające się wzajemnie.Kordelia była to słuszna brunetka o czole opasanym koroną włosów, ciemnych jak noc, i o czarnych, płomiennych oczach.Geraldina była to królewska blondynka z włosami jasnymi jak złota przędza i aksamitnymi, purpurowymi oczami.— Nie widziałam nigdy osoby o purpurowych oczach — rzekła Diana z powątpiewaniem.— Ja również nie widziałam.Ale wyobraziłam ją sobie.Pragnęłam wymyślić coś niezwykłego.Geraldina miała prócz tego alabastrowe czoło.Wreszcie dowiedziałam się, co to znaczy alabastrowe czoło.Z wiekiem nabywa się wiadomości.O wiele więcej umiemy mając lat trzynaście, niż kiedyśmy mieli dwanaście.— No i cóż się stało z Kordelia i Geraldina? — spytała Diana, którą losy tych dam zaczęły zajmować.— Wzrastały piękne, jedna w pobliżu drugiej, aż skończyły lat szesnaście.Wtedy to do ich rodzinnego miasteczka przybył Bertram de Vere i zakochał się w czarującej Geraldinie.Ocalił jej życie, kiedy pewnego razu konie u jej powozu poniosły.Zemdlona, padła w jego objęcia, a on na rękach niósł ją do domu całe trzy mile, gdyż, jak się łatwo domyślisz, powóz został strzaskany w kawałki.Było mi bardzo trudno wymyślić jakiś sposób jego oświadczyn, gdyż nie mam żadnego doświadczenia w tych sprawach.Pytałam Ruby Gillis, czy wie coś o tym, jak mężczyźni starają się o narzeczone.Uważałam, że się zna na tym, bo ma tyle sióstr zamężnych.Ruby opowiedziała mi, że raz ukryła się w spiżarni, aby usłyszeć, jak Malcolm Andrews będzie się oświadczał jej siostrze Zuzi.Malcolm zwierzył się Zuzi, że ojciec jego podarował mu folwark na własność, a potem spytał: ,1 cóż ty, moje ukochanie, czybyśmy nie mogli oboje tam zamieszkać?” Zuzia zaś na to: „Tak… nie… nie wiem doprawdy… zobaczymy…” — i od razu byli zaręczeni.Jednakże taki rodzaj oświadczyn nie wydał mi się wcale romantyczny, więc postanowiłam wyobrazić sobie co innego.Ułożyłam to bardzo kwieciście i poetycznie: Bertram padł na kolana, choć Ruby Gillis mówi, że dziś się tego nie robi.Geraldina przyjęła go, a odpowiedź jej zajęła mi całą stronicę.Muszę ci wyznać, że miałam dużo roboty z ułożeniem tej odpowiedzi.Pisałam i przerabiałam ją pięć razy, lecz obecnie uważam, że jest to mistrzowska scena.Bertram ofiarował swej przyszłej pierścień z brylantem i naszyjnik z rubinów i obiecał jej podróż poślubną po Europie, gdyż był szalenie bogaty.Lecz niestety, cienie zaczęły wkrótce zalegać ścieżkę ich życia.Kordelia tajemnie kochała Bertrama i kiedy Geraldina opowiedziała jej o swych zaręczynach, wpadła we wściekłość, tym większą, że jednocześnie ujrzała pierścień i naszyjnik.Przywiązanie jej do Geraldiny przeszło w gorzką nienawiść i przysięgła, że nie zezwoli nigdy na jej związek z Bertramem.Ale pozornie udawała nadal przyjaźń dla Geraldiny.Pewnego wieczora, kiedy obie przyjaciółki stały na wąskiej kładce nad rwącym, głębokim potokiem, Kordelia, przypuszczając, że są same, pchnęła Geraldinę do wody, śmiejąc się szyderczo: „Cha! Cha! Cha!” Tymczasem Bertram, znajdujący się w pobliżu, spostrzegł to i rzucił się w fale, wołając: „Uratuję cię, moja niezrównana Geraldino!” Niestety jednak zapomniał, że nie umiał pływać, i utonęli oboje, trzymając się mocno w objęciach.Wkrótce potem fale wyrzuciły ich ciała na brzeg.Zostali pochowani we wspólnym grobie, a pogrzeb ich był wyjątkowo wspaniały, Diano.Uważam, iż daleko romantycznie] jest zakończyć pogrzebem niż weselem.Co się zaś tyczy Kordelii, wyrzuty sumienia przyprawiły ją o utratę zmysłów i została umieszczona w domu dla obłąkanych.Sądzę, że to było poetyczne zadośćuczynienie za jej zbrodnię.— Prześliczne! — westchnęła Diana należąca do szkoły krytyki Mateusza.— Nie pojmuję, jak ty, Aniu, potrafisz wymyślić takie wzruszające sceny.Pragnęłabym bardzo mieć tak bogatą wyobraźnię jak twoja.— Nic łatwiejszego, jeśli zechcesz ją tylko pielęgnować — zapewniała Ania pocieszającym tonem.— Powzięłam właśnie następujący plan.Słuchaj, Diano.Ty i ja założymy nasz własny klub powieściowy i będziemy pisywały powieści dla wprawy.Dopóki sama nie potrafisz, będę ci pomagała.Należy urabiaćwyobraźnię, jak mawia panna Stacy.Tylko trzeba to czynić rozumnie.Mówiłam jej o Lesie Duchów, ale uważała, że w tym wypadku byłyśmy na złej drodze
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|