Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Robimy je z wirusów, to znaczy, że są genomodyfikowane.- Czy taki.dysymilator mógłby rozłożyć wiązania, które tworzą wściekliznę?- Wściekliznę? Nie, to skomplikowana choroba organiczna, której.A dlaczego pytasz, Billy? - Jej oczy znów się ożywiły.- Bez powodu.- Bez powodu?- Bez - odpowiedziałem jej takim samym spojrzeniem.- W każdym razie - mówiła dalej - tworzenie dysymilatorów jest bardzo ściśle kontrolowane przez ANSG - Agencję Nadzoru Standardów Genetycznych.Naturalnie, oni muszą kontrolować wszystko, co może krążyć w powietrzu i rozkładać to czy tamto.ANSG ciągle wyszukuje i zamyka nielegalne genomodyfikacyjne operacje, robione czy to dla profitu, czy dla celów poznawczych, w czasie których tworzy się różne rzeczy bez należytej kontroli.Nie wyłączając dysymilatorów.Wiele z nich jest samoreprodukowalnych, co oznacza, że mogą się rozmnażać jak małe zwierzęta.- Jak zwierzęta? Seks?- Nie.- Uśmiechnęła się.- Raczej jak.jak glony w bajorku.Dysymilatory zaapro­bowane przez ANSG mają wbudowany mechanizm zegarowy.Po pewnej liczbie reprodukcji proces zostaje automatycznie zatrzymany.Te nielegalne jednak czasem tego nie robią.No więc chodzą plotki - ale na razie to tylko plotki - że jakiś nielegalny samoreproduktor bez mechanizmu zegarowego wydostał się na wolność.Atakuje wiązania wewnątrzkomórkowe stopu zwanego duragemem, który jest używany w wielu maszynach.W bardzo wielu maszynach.I.Nagle zrozumiałem.- I to coś powoduje te wszystkie awarie.Zepsuło grawkolej, pas żywieniowy, robostrażnika i medjednostkę.Mój Boże, jakiś zwariowany wołowski zarazek psuje wszystko dookoła!- No, niezupełnie.Nikt tego jeszcze nie wie na pewno.Ale to możliwe.- Ludzie, znowu nam to robicie!Patrzyła na mnie zdziwiona.- Zabraliście nam wszystko i nazwaliście to arystokratycznym stylem życia, a teraz niszczycie i tę resztkę, która nam pozostała!- To nie ja - odpowiedziała ostro.- Ani rząd.To właśnie rząd utrzymuje was przy życiu, mimo że dla gospodarki staliście się absolutnie zbędni.I mimo że mógłby wyelimino­wać siedemdziesiąt procent populacji, tak jak to miało miejsce w Kenii lub Chile.Wołowska nauka o genomodyfikacjach byłaby w stanie tego dokonać.Ale tego nie zrobiliśmy.W tej chwili otworzyły się drzwi sypialni i wyszła stamtąd Lizzie, już umyta, wsparta o Annie.Położyła się na kanapie i poprosiła:- Vicki, opowiedz mi o czymś.- O czym? - spytała doktor Turner, ciągle jeszcze wściekła.- O czym chcesz.O czym jeszcze nie wiem.O czymś nowym.Twarz doktor Turner znów się zmieniła.Przez chwilę wyglądała nawet na przestraszoną.- Mogę z tobą chwilkę porozmawiać, Billy? - odezwała się Annie.No to już koniec.Annie była gotowa, żeby mnie stąd odesłać.Poszedłem za nią do pokoju Lizzie.Zamknęła za nami drzwi.- Billy, to, co zrobiliśmy wczoraj w nocy.Nie patrzyła na mnie.A ja nie mogłem jej pomóc, nawet gdybym chciał.Miałem zupełnie ściśnięte gardło.No i wcale nie chciałem.- Billy, przepraszam.Zachowałam się jak idiotka.Bo to już tak długo.Wcale nie chciałam, żebyś.Nie mogę.Czy nie moglibyśmy wrócić do tego, co było? Być przyjaciółmi? Takimi jakby partnerami, ale nie.Podniosła na mnie swoje czekoladowe oczy.Czułem, jak wypełnia mnie światło, mógłbym się chyba teraz unieść nad podłogę.Wcale nie chciała mnie odesłać! Mogę zostać z nią i z Lizzie.Wszystko będzie jak przedtem.- Jasne, Annie.Rozumiem.Nigdy już nie będziemy o tym mówić.Wypuściła z siebie długie westchnienie - tak długie, jakby powstrzymywała je od wczorajszej nocy.Może i tak było.- Dzięki, Billy.Prawdziwy z ciebie przyjaciel.Wróciliśmy do Lizzie, która słuchała pilnie, jak doktor Turner gada coś do niej w swojej wołowskiej mowie.Następny kłopot.-.to nie tak, Lizzie.Komputer oparty jest na zasadzie binarnej, co znaczy po prostu „dwa”.Maleńkie przełączniki, za małe, żeby je było widać, włączają się i wyłączają.W ten sposób powstaje kod.- To tak jak z podstawą dwa w matematyce - rzuciła z zapałem Lizzie, ale pod tym zapałem była tak strasznie zmęczona, że z trudem utrzymywała podniesione powieki.- Teraz musi się przespać - rzuciła ostro Annie.- Czy badanie skończone, pani doktor?- Tak - odpowiedziała Turner, podnosząc się.Wyglądała na nieco zadziwioną; nie mam pojęcia dlaczego.- Ale wrócę tu jeszcze po południu.- Medjednostka nie przychodzi do nikogo dwa razy na dzień.- Nie - odpowiedziała doktor Turner, dalej czymś zadziwiona.Patrzyła na Lizzie, która już zdążyła zasnąć.- To niezwykłe dziecko.- Do widzenia, pani doktor.Doktor Turner stała cicho, w środku cała spięta, jakby zbierała się w sobie do jakiejś ważnej decyzji.- Billy, słuchaj, co ci powiem.Zbierajcie w mieszkaniu wszystką żywność z pasa, jaką tylko zdołacie.A jeśli otworzą skład, zbierajcie tu koce, kombinezony i - no - papier toale­towy, mydło i co tam wam jeszcze wyda się ważne.I wiadra na wodę - dużo wiader.Zróbcie, jak mówię.A mówiła tak, jakby nikt poza nią na to nie wpadł.Jakbym ja nie pomyślał o tym wcześniej.- Jak jedni ludzie zaczną wszystko zbierać, to może zabraknąć dla innych - powiedziała Annie.- Wiem.- Doktor Turner patrzyła na nią ponuro.- To nie w porządku.- Wiele innych rzeczy też nie jest w porządku.- A pani mówi, żebyśmy się do tego dołożyli?Doktor Turner nie odpowiedziała.A ja miałem zupełnie niesamowite poczucie, że ona nie zna odpowiedzi.Wół, co nie ma gotowej odpowiedzi!Ostatni raz rzuciła okiem na Lizzie i wyszła.- Nie chcę jej tu więcej widzieć! Niech zostawi Lizzie w spokoju!Sam mogłem jej powiedzieć, że tak nie będzie.Widziałem to w zmęczonych oczach Lizzie, kiedy wołowska lekarka opowiadała jej o kodach komputerowych.Tego właśnie Lizzie szukała przez całe swoje życie.Tego szukała w szkolnych programach, które wyśmiała doktor Turner, i w bibliotece miejskiej, kiedy jeszcze East Oleanta miało swoją bibliotekę.Po to rozbierała zepsuty obierak do jabłek w kuchni kafeterii kongreswoman Janet Carol Land.Właśnie tego.Kogoś, kto opowiedziałby jej o wszystkim, o czym chciał wiedzieć ten mały, bystry, atawistyczny umysł.A Annie nie będzie w stanie jej powstrzymać.Annie jeszcze tego nie wie, ale ja tak.Lizzie miała już prawie dwanaście lat, a tak naprawdę nikt nie był w stanie jej niczego zabronić, odkąd skończyła osiem.Annie tego nie powiedziałem.Jeszcze nie czas [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript