Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sypiała w wykrotach, w rozpadlinach lub w wysokiej trawie, czego Piszczałka dziwnie nie lubił, zaprawiając bowiem umysł w myśleniu wielkim, wygłaszał wtedy mądre, lecz pełne goryczy sentencje.- Dziwne to jest - mówił, brodząc wśród bujnych traw - mam kozie nogi i niby jestem koza, a nie jestem koza!- Ejże! - śmiał się Janek.- Bo gdybym ja był koziego rodu, to bym przecie jadł trawę, a ja trawy nie jem.- A szczaw lubisz?- Lubię.- To jednak masz w sobie coś z kozy.- He? A przecież i ty jadasz szczawiowe liście.- Zjadłeś mnie! - zaśmiał się Janek.- Może ty naprawdę jesteś lew!- Jest to bardzo prawdopodobne - mówił z niezmierną powagą luby Piszczałka.- Czy chcesz, abym zaryczał?W tej chwili ryk ogromny, jak grzmot, przewalił się powietrzem.Oni przystanęli, a Janek położył palec na ustach.Zapadli w krze i szukali spojrzeniem, skąd się ryk potoczył.Niedaleko w płytkiej wodzie stał zwierz ogromny i potwornie kudłaty, który coraz to się nachylał i rozgarniając olbrzymimi łapami wodę, coś z niej na brzeg wyrzucał.Musiała mu się podobać ta robota, bo ryknął po raz drugi, jakby z wielkiej kontentacji.- Boję się! - szepnął Piszczałka.- Co to jest?- Niedźwiedź… Nie bój się, wiatr idzie od niego… Byle nas tylko nie ujrzał…- A co on takiego robi?- Łowi ryby.To jest wielki majster do tej roboty… Ej, gdybyśmy tak dostali jedną rybkę!- Czy to można zjeść?- I ryby można, i niedźwiedzia można.- Może bym ja podpełznął i zabrał mu jedną?- Ani mi się waż!- Czy on taki straszny?- Kiedy głodny, to straszny.Ani byś zipnął, gdyby cię dopadł.- To trzeba poczekać, aż odejdzie.Może co zostawi dla biednych podróżnych.- Długo by trzeba czekać.On dopiero zaczął i będzie jadł śniadanie.Nie ruszaj się, aby gałązka jaka nie trzasnęła.- A zjadłbyś rybę?Janek spojrzał tylko beznadziejnych wzrokiem i pokiwał głowa.Nagle stało się coś strasznego.Janek zbladł i struchlał: oto Piszczałka, nabrawszy w piersi tchu, dobył z niej tak przeraźliwego głosu, zaśpiewał pieśń nabożna wprawdzie, lecz głosem lak opętanym, że popłoch powstał w naturze.Janek usiłował zamknąć mu usta ręka, lecz Piszczałka, jak gdyby wpadłszy w szaleństwo, wyciągał z brzucha tony tak przedziwne, jak gdyby je ciągnął za włosy, a one, odzierane żywcem ze skóry, beczały straszliwym płaczem.Najstarsza koza świata, pozbawiona zmysłów i mająca cierń lub żarzący się węgiel w żołądku, nie zdołałaby beknąć przeraźliwiej.Janek w nagłym przerażeniu spojrzał w stronę, w której sterczał niedźwiedź, usiłując dojrzeć, czy już idzie na nich śmierć kudłata z czerwonym, szeroko rozwartym pyskiem.Spojrzał i własnym oczom nie wierzył.Niedźwiedź, jakby z nagła uderzony maczugą w łeb, zachwiał się, po czym ze śmiertelnym strachem w ślepiach szukał dokoła miejsca, skąd się dobywa ten głos, jakiego nigdy nie słyszał.A nie widząc opętanego śpiewaka, porażony natomiast śpiewaniem, któremu nie mogło zdzierżyć mężne serce niedźwiedzie, zakołysał się, niepewny, co począć, wreszcie, sromotnie okropnemu głosowi tył podając, padł na cztery łapy i uciekł w galopie.Janek, jeszcze blady z przestrachu, patrzył na Piszczałkę z oczarowanym podziwem, on zaś, nadobnie melodię nabożnej pieśni zakręciwszy, do ostatniego wyśpiewał ją słowa, po czym oczy przymknął w zachwycie i dopiero dech z siebie puścił, już niepotrzebny.Za czym nabrawszy powietrza zwyczajnym trybem, do poziomych, a nie do wzniosłych potrzebnego celów, gromko zakrzyknął:- Ha, co? Wiedziałem ja, że pięknie śpiewam, ale tegom się nie spodziewał!Janek kręcił głową, ale na razie nic nie rzekł.W pierwszej chwili chciał stłuc Piszczałkę na kwaśne jabłko, ale jeszcze gniew mu nie zszedł z twarzy, a niepokój z serca, kiedy się już uśmiechnął.- Słuchaj no, ty pogromco niedźwiedzi! Jeśli jeszcze raz uczynisz coś podobnego, to ci taką kurtę skroję, że cię babka rodzona nie pozna!- Kiedy ja nie mam babki - rzekł Piszczałka żałośnie.Janek odwrócił się nagle, aby nie pokazać roześmianej gęby, a chciał udawać gniew.- Niech cię licho porwie! - krzyknął.A Piszczałka w płacz.- Czy ja źle uczyniłem? Przecie chciałeś zjeść rybę!- Rybę, rybę, a niedźwiedź mógł zjeść nas!- Dlatego ja przecie śpiewałem, żeby nas nie zjadł.- Jakże to?- Chciałem go wzruszyć i widać tak bardzo wzruszyłem…Janek wybuchnął śmiechem.- Wiesz, Piszczałko, co ci powiem.Oto większego cudaka nie było i nie będzie na bożym świecie.I to ci jeszcze powiem, że cię kocham…- Och! och! - wrzasnął Piszczałka - muszę ci za to zaśpiewać.- Kocham cię - ryknął Janek - ale wyrwę ci język.Chodźmy łapać ryby! Muszę zobaczyć stworzenie, które nie śpiewa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript