[ Pobierz całość w formacie PDF ] .A ta gangrena ciągle szła wyciągniętym stępem i już znów zaczynała okazywać chęć przyspieszenia.Maszyna, nie koń.!Zygmuś Osika siedział na trawie z boku drogi z jakimś kijem w ręku, z zabandażowaną nogą i zapłakany.Na nasz widok poderwał się niczym szaldniec, przewrócił, podparł kijem, kuśtykając wypadł na środek i rozwarł ramiona.Okrzyków jakie wydawał nie zrozumiałam wcale.Florencja przyspieszyła odrobinę, zatrzymała się przy nim dobrowolnie i założyła mu łeb na plecy.Siedziałam na niej nadal.Po dłuższej chwili Zygmuś zdobył się na ludzki język.- O Jezu.! Jesteś, najukochańsza moja.! Pani ją tego.! Szlag jasny.! Ruszyć się nie mogę, już myślałem.! Boże mój.! Do samej śmierci.!Rękami jeszcze władałam.Niemrawo pogrzebałam w kieszeni spódnicy i wyciągnęłam ku niemu garść kostek cukru.- Masz, daj jej to.Ja nie mogę.Zygmuś wyrwał mi cukier z dłoni, podetknął ukochanej.Florencja zdjęła z niego łeb, pożarła chciwie.Głaskał ją, całował, poklepywał, oglądał.Pod wpływem niebotycznego szczęścia przytomność umysłu zaczynała mu wracać w zadziwiającym tempie.- Pani podjedzie.? Nie dam rady jej prowadzić, nogę skręciłem, ale za trzy dni przejdzie.Ona i tak pójdzie sama.Ten drąg może jej się nie spodobać, a podpierać się muszę, z tyłu zostanę.- Gdzie Grześ? - spytałam słabo.- Z glinami załatwia.Panna Monika już jedzie, dzwoniliśmy do niej, może nawet już jest.Dojechałam na zaprzyjaźnione podwórze i ten ostatni odcinek trasy wymagał ode mnie najwięcej.Emocje opadły, została ta reszta.Monika akurat z szalonym pośpiechem wysiadała z samochodu, jej znajomi wypadli z domu, Zygmuś, podskakując na jednej nodze, prawie nadążył.Mogłam wreszcie uwolnić się od obowiązków.l wówczas okazało się, że nie jestem w stanie zsiąść z tego cholernego konia.Zesztywniałam na drewno i straciłam władzę w nogach.Nie tylko w nogach, także w żebrach, kręgosłupie oraz innych szczegółach anatomii.Z przerażeniem pomyślałam, że zostanę tak już na zawsze, chyba że Florencja się położy, ale to też nie będzie dobrze, bo przygniecie mi nogę.Tak czy inaczej, koniec ze mną.Rozstałam się z nią dopiero przy wydatnej ludzkiej pomocy.Przypomniałam sobie, co było przy pierwszych wiosennych trasach na motorze, westchnęłam ciężko, poleżałam kwadrans na brzuchu i zdobyłam się na heroiczny wysiłek.Stanęłam na nogach.Monika podwiozła mnie do samochodu, który stał sobie spokojnie tam gdzie go zostawiłam, nie ukradziony i nie zdewastowany, co uznałam za kolejny cud.Zgubiłam za to liście babki.O poczynaniach ludzkich dowiedziałam się prawie od razu, chociaż informowano mnie nieco chaotycznie.Żaden z trzech napastników nie uszedł bez szwanku, ale też żaden nie miał uszkodzeń, kwalifikujących się do sprawy karnej.Jeden miał zwichniętą rękę, ale Zygmuś miał zwichniętą nogę, więc się wyrównało.Co prawda, Zygmuś zwichnął nogę już po walce, trafiwszy przypadkiem na jamę jakiegoś zwierzęcia, nikt jednakże nie zamierzał wdawać się w takie szczegóły.Tamci trzej oskarżeni zostali o napaść na człowieka, a Grześ przeistoczył się w świadka.Zatrzymano ich, wiadomo było, że nie na długo, zawsze jednak stanowiło to jakąś pociechę.Monika głównie zajęta była koniem.Wycierała ją, poiła, oglądała jej kopyta i wyciągała patyki z grzywy.- Prawie sześć godzin - powiedziała ze wzruszeniem, zgrozą i podziwem.- Wytrzymała to i niech pani popatrzy, świeża, nie spieniona wcale, już odpoczęła.Gdzie pani z nią była?!- Wszędzie - odparłam ponuro, kręcąc głową i zastanawiając się, dlaczego boli mnie nawet szyja.- Iść nie mogłam, więc musiałam jechać.Wróciłam okrężną drogą, bo się bałam bandziorów.Ruskie to były?- Jeden ruski i dwa nasze - poinformował Zygmuś, wsparty obok na drągu.- Jak było? Jak pani sobie z nią dała radę?- Ona mnie lubi - przypomniałam i opowiedziałam im wszystko.W trakcie słuchania dostali wypieków.Nie miałam najmniejszych pretensji o całkowite zlekceważenie mojego osiągnięcia i roztkliwianie się wyłącznie nad wyczynem Florencji.- To było blisko dwadzieścia kilometrów! - wykrzyknęła Monika.- Boże, co za klacz.! Nie zaszkodziło jej wcale, jakim cudem.?!- Jakby nie była córką Diabła.- zaczął Zygmuś z nabożnym szacunkiem i nagle urwał.Z wysiłkiem odwróciłam ku niemu głowę, Monika spojrzała nad koniem.- Co? - spytała ze zdumieniem.Zygmusiowi odjęło mowę.Sczerwieniał okropnie, znieruchomiał, pomamrotał coś pod nosem.Po chwili obejrzał się na boki, jakby szukał drogi do ucieczki.Zakłopotany był i stropiony straszliwie, wręcz wydawał się nieszczęśliwy.- Córka Diabła.- wyrwało mu się jakoś niewyraźnie.Patrzyłyśmy na niego w zaskoczonym milczeniu.- l jak długo to będzie trwało?! - warczałam z furią, wydatnie wzmożoną stanem fizycznym.- Co to jest, żeby prawo nie dawało sobie z tym rady?! Od czego jest władza wykonawcza?! Do sądnego dnia te bandziory będą nam skakały po głowie?! Kiedy to się skończy, do ciężkiej cholery.?!!!- Szczerze ci powiem, że nie wiem - wyznał posępnie Janusz.- Potrzymali ich te czterdzieści osiem godzin wyłącznie na naszą prywatną prośbę, bo poza tym nie mieli powodów.Paru facetów się pobiło, wielkie rzeczy, nawet nie dało się tego podciągnąć pod zakłócenie spokoju publicznego, bo jedyną publiczność stanowiłaś ty.No i ten cel, uprowadzenie konia.Gdyby ją chociaż uprowadzili.- Półgłówek!!! - wrzasnęłam okropnie.- Mam na myśli, że można było oskarżyć ich o kradzież.Intencji nie sposób udowodnić.Ten jeden ruski, który był z naszymi, do posiadanych odcisków palców nie pasuje, broni przy sobie nie miał.- Całe szczęście!- Dla niego też.A już mieliśmy nadzieję.Jak się dzisiaj czujesz?Zgrzytnęłam tylko zębami.Ogólnie biorąc, podobnie powinien się czuć snopek po młócce.Cieszyłam się, że jest przerwa i nie muszę jechać na wyścigi, bo o zejściu po schodach nie było mowy.Głowę dałabym sobie uciąć, że wszystkie kości mam połamane, a do tego przy wkładaniu pantofla napotykałam nieprzezwyciężone trudności, bo palce dopiero zaczynały się goić.Pierwszy raz w życiu zadowolona byłam, że nie mieszkam w rozległym pałacu.- Florencja wraca - powiedziałam gniewnie.- Nie wiem po co jej ta cała furgonetka, piechotą przeszłaby ze śpiewem na ustach.Ale teraz, do wszystkich diabłów, niech tam może pilnuje ktoś dodatkowy, co? Porządnie pilnuje! Już kiedyś podpalili stajnie, strażnicy powinni mieć jakieś doświadczenie, wtedy też pilnowano dodatkowo!- Co do pilnowania, mogę ci zagwarantować.Ale reszta nie wygląda najlepiej.Resztę w zasadzie załatwiła Florencja osobiście.Nie wnikałam w szczegóły działań policyjnych i nie kolekcjonowałam ich osiągnięć, poprzestając na rezultatach ogólnych, bo denerwowało mnie to wszystko nieznośnie i wydawało mi się obrzydliwe.Zniechęcało już samo środowisko złoczyńców
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|