[ Pobierz całość w formacie PDF ] .W braku jednej dłoni musiał przyciskać do siebie to ciało omal jak niemowlę: nie mógł posadzić przed sobą, nie mógł położyć na kolanach.Bał się, że mu się wyślizgnie: nie miała kończyn, nie było za co schwycić.Ubranie na niej rozeszło się, popruło, zestrzępiło, naga skóra paliła w dotyku, miejscami czerwona, miejscami żółta.Elastyczne opaski podtrzymywały liczne krwiodąjki wyszabrowane z rozbijanych po drodze automatów.Nie mógł dopatrzyć się oczu, w ogóle - twarzy.Skądś ciekła cuchnąca ropa, prawie czarna.Kiedy tak jechali przez Mgłę, z początku wolno, lawirując ulicami, czuł wewnętrzne poruszenia organizmu: to oddychało.Przyłożył nawet ucho.Coś tam biło.Obok gnał na piekielnym rumaku Lucyfer.Koń-szkielet rzygał z białej czaszki niebieskim ogniem.Był tak wielki, że mógłby spokojnie przeskoczyć harleya wraz z jadącymi na nim.Za diabłem siedziała Marina, obejmując czarta w pasie.- Czterolistna! - krzyknął nań Hunt.- Jak najszybciej!- Tak, panie.Gdzieś po lewej wyleciały w powietrze budynki - huk i ogień, fontanny gruzu.Wojna rozgorzała na dobre.W górze warkotały śmigłowce.Nie widział ich przez Mgłę - ale tak naprawdę obraz przecież docierał do mózgu- CAV FBI! - diabeł przekrzykiwał łoskot kopyt straszliwego wierzchowca.- Śledzą nas?- Nie, panie.Ale jeden z pasażerów odpowiada fenotypowi zidentyfikowanemu przez ciebie jako porucznik McFly, panie.Więc jednak nas wytropili! Kto? EDC, FBI, Moore, Zespół.Czy śledzą? Głupie pytanie.Nie traciliby na to czasu: od razu wypraliby serię, prosto z powietrza.Nie ma znaczenia, czy trend zwyżkuje, czy spada - to nie działa w skali jednostek nieprzypadkowych, rozkaz jest rozkaz.Wypadli z Mgły w czystą noc.Hunt przypomniał sobie, że mamusia kazała mu zrobić zakupy.Zaklął.Ciągła niepewność co do natury myślni, to poczucie nieustającego zagrożenia.Nie miał pojęcia, czy był to Kontakt, czy nie.A jeśli tak, to w jakiej intencji.I nawet jeśli nie - to co zostało dodane, zmienione w jego umyśle.Z Mariną było inaczej: nie potrafiła wskazać momentu infekcji, za to struktury przyłączone sama łatwo rozpoznawała.No a trudno powiedzieć, żeby już wcześniej nie dostrzegał Hunt u siebie irytujących rys, uskoków, luk, niezgodności.Nie był w stanie rozgraniczyć wpływów.Czy zresztą w ogóle da się je rozgraniczyć? Wszystko to myślnia.Ale czym jest sama myślnia - tego nie wiedział.Schatzu kontynuował:- Zebrane przeze mnie dane wskazują, iż podatność ludzkich umysłów na transmitowane przez myślnię obce struktury psychomemiczne rośnie w czasie.Nie jest to tylko casus Nefele - sądzę, że dość szybko udowodnię to jako ogólną prawidłowość.Mentalne systemy immunologiczne psychozoików funkcjonują dobrze tylko do pewnego progu gęstości psychomemów, krytycznej presji myślni.Potem zaczynają się przecieki.Widzimy, jak rozszerzają się plagi sekt, a to tylko najwyraźniejszy objaw.Nie trzeba wcale estepu: kilkaset, kilka tysięcy lat - i, przypuszczam, wszyscy będziemy już na tyle wrażliwi, by mówić o nas jako o co najmniej empatach.Wpływ myślni będzie coraz bardziej widoczny.Podniósł głos.- Ale co to właściwie znaczy: „wpływ myślni"? - rzucił retorycznie.- Infekcje psychiczne.Czym mianowicie jesteśmy infekowani? Źródła mogą być dwojakiego rodzaju:endokulturowe i egzokulturowe.Infekcje endokulturowe są trudno rozpoznawalne, ponieważ pokrywają się z poza-myślniowymi wpływami środowiskowymi.Dopiero w makroskali można rozróżnić.Tym zajmuje się memetyka analityczna; trzeba tu specyficznych narzędzi, sprawę dodatkowo zamętniają nasi wspaniali inżynierowie memetyczni, bo sztucznie indukowane przez nich trendy od lat płyną przez myślnię.Przecież cała ta memetyka stosowana opiera się de facto na psychomemetyce, tyle że przed Vassone nie znaliśmy jeszcze pojęć; lecz jedno zawiera drugie.- Inaczej z infekcjami egzokulturowymi - podjął po chwili Schatzu, kończąc dygresję.- Te od razu rzucają się w oczy.To są rzeczy spoza naszej noosfery.Nie sposób pomylić.Internalizacja jest trudna i długotrwała.Lecz oczywiście już po przyswojeniu krystalizuje się z tego trend wewnątrzkulturowy: możliwie najwierniejsze odbicie oryginalnej infekcji, wariacja na temat.Tak zatem asymilujemy te obce elementy i z czasem każdy trend z egzokulturowego staje się endokulturowym - tylko że wtedy jest to już inna kultura, inna cywilizacja.Dzieje się to nieustannie.My promieniujemy sobą, Nefeleńczycy - sobą, i tak dalej.Idzie to przez myślnię z natężeniem malejącym wraz z odległością.Chociaż w dużej skali czasowej odległość nie ma aż takiego znaczenia.Spójrzcie państwo.Ściemnienie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|