[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Piemur nie potrafił znaleźć w jej frazowaniu żadnej wady.I nie powinien jej znaleźć po trzech latach surowego szkolenia przez mistrza Shonagara.Jej głos wspaniale pasuje do piosenek, które śpiewa, pomyślał, i jest bardziej wyrazisty niż u niejednego pieśniarza, który może i jest obdarzony przez naturę lepszym głosem.Chociaż Piemur często już słyszał “Piosenkę jaszczurek ognistych", przekonał się, że słucha równie uważnie jak zawsze.Kiedy piosenka się skończyła, klaskał energicznie jak wszyscy i dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że tak samo jak oni był urzeczony tą piosenką.Menolly miała nie tylko talent do obdarzania muzyki słowami, ona również obdarzała muzyką serca i umysły swoich słuchaczy.Kiedy zachwyceni słuchacze zaczęli wołać o swoje ukochane piosenki, skinieniem przywołała Sebella na podest i zaśpiewali w duecie piosenkę z nadmorskiego gospodarstwa ze wschodu, a ich głosy tak pięknie pasowały do siebie, że szacunek i podziw Piemura dla swoich kolegów harfiarzy wzrósł jak nigdy dotąd.Gdyby tylko okazało się, że będzie miał głos tenorowy, miałby szansę śpiewać z.Grał jeszcze podczas trzech kolejek tańców, ale Sebell miał rację: zgromadzeni w Igenie ludzie chcieli Menolly, jeśli tylko zechciała ich zaszczycić piosenką.Piemur zauważył również, że na każde solo, które śpiewała, była co najmniej jedna piosenka grupowa i duet obejmujący igeńskich harfiarzy.To sprytne z jej strony, nie dopuszczała do urazy.Szkoda, że tak rozważnie nie podchodziła do jego problemów z bębenistami!Czy z powodu popołudniowej drzemki, czy dlatego że pustynne powietrze było wyjątkowo rześkie, zaczął odczuwać zmęczenie dopiero wtedy, kiedy zobaczył, że wokół placyku tanecznego tłum rzednie, a w namiotach Zgromadzenia liczba ludzi owiniętych w koce jest coraz większa.Rozejrzał się wtedy za Sebellem i Menolly.Nigdzie ich nie dostrzegł, aż odszukał w końcu zmęczonego, ziewającego Struda, który doradził mu z szerokim uśmiechem, żeby znalazł sobie jakiś kącik i trochę się przespał.Tego popołudnia zasnął z ogromną łatwością, ale teraz, kiedy upał nie kołysał go do snu, wszystko to, co słyszał — zarówno muzyka, jak i złośliwości — tańczyło mu w głowie.Wyszedł na jaw jeden niezaprzeczalny fakt: pojawienie się jeźdźców z przeszłości u Górnika w Warowni Fort to nie był odizolowany przypadek.Dowiedział się także, że chociaż G'narish, Przywódca Weyru Igen z czasów dawnych Władców, darzony był szacunkiem, to gospodarze Igenu wiele by dali, żeby przypisano ich raczej do Bendenu.Obudziło go ostre dziobnięcie w ucho.Wystraszył się, ale dostrzegł przechylony na bok łebek Skałki i usłyszał jego uspokajające ćwierknięcie.Obok niego ktoś z wigorem chrapał i Piemurowi było ciepło w plecy.Ostrożnie odsunął się od nieznanego mu śpiocha.Skałka znowu ćwierknął i zeskoczywszy z jego ramienia przeszedł kilka kroków, przesadnie stawiając łapki, a potem znowu obejrzał się na Piemura.Chciał, żeby Piemur z nim poszedł, a chociaż jego oczy nie były czerwone z głodu, to wirowały tak szybko, że musiało to oznaczać jakąś pilną sprawę.— Nie trzeba mi bębna, żeby zrozumieć twoją wiadomość powiedział półgłosem Piemur, odsuwając się od chrapiącego towarzysza snu.Chyba naprawdę był bardzo zmęczony, skoro udało mu się spać w takim wściekłym hałasie.Skałka wylądował na jego lewym ramieniu i postukał go po policzku, żeby odwrócił głowę w lewo.Piemur posłusznie dał nura pod klapę jakiegoś namiotu i w przyćmionym, słabnącym świetle, które żarki rzucały na piasek przed Warownią Igen, zobaczył ciemną, masywną sylwetkę smoka i kilka postaci.Skałka skrzeknął coś czystym, wysokim głosem i poleciał do tej grupy.Piemur poszedł za nim, ziewając i dygocząc w chłodnym wietrze przedświtu, żałując, że nie ma skąd wziąć kubka klahu.Zwłaszcza jeżeli obecność smoka oznaczała, że musi się udać pomiędzy; i tak mu już było dość zimno.To nie był Lioth, jak się spodziewał, ale jakiś brunatny smok, niemal tak wielki jak stworzenie z Weyru Fort.To musiał być Canth.I był, bo kiedy zbliżył się do tej grupki, zobaczył pokrytą bliznami twarz F'nora; blizny zostały mu po tym potwornym, niemal śmiertelnym pobrużdżeniu, które go spotkało, kiedy dokonał swego słynnego skoku na Czerwoną Gwiazdę.— Chodź, Piemurze — zawołał Sebell.— F'nor przyleciał tu, żeby nas zabrać do Weyru Benden.Ostatnie jaja Ramoth mają pękać.Piemur zaczął wydawać okrzyki radości, a potem się ugryzł w język, tłumiąc uniesienie.Już wystarczająco fatalne było to, że poleciał na Zgromadzenie, ale kiedy Clell i cała reszta dowiedzą się, że był na Wylęgu w Bendenie, jego życie nie będzie warte jednej woskowej marki! W tym samym momencie zorientował się, że pozostali oczekują po nim, że zareaguje z odpowiednią radością i głośno przeklinając swój zmieniający się głos przywołał tak szczery uśmiech, jak tylko mu się udało.Kiedy się wspinał na grzbiet Cantha wyrwał mu się jęk, spowodowany raczej przez te nieubłagane siły, którym nie miał się jak oprzeć, niż przez fizyczny wysiłek.Zniósł w milczeniu dogadywanie Sebella, jakie to ciężkie jest życie ucznia, a następnie Menolly, że tak milczy, co przypisywała albo temu, że jest głodny, albo że mu się chce spać
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|