Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żadnych strzałów ani oznak życia.Jedynie wściekła zieleń lasu zdawała się zewsząd dławić oczyszczony teren centrum Uaxuanoc.Rozdział 39Obserwowano każdy nasz krok.Byłem tego pewien.Miałem więc problem.Zastanawiałem się, czy zatopić wszystkie kosztowności zupełnie otwarcie, czy skrzętnie ukryć ten fakt.Doszedłem do wniosku, że najlepsze będzie dyskretne załatwienie sprawy.Gdybyśmy przystąpili do tej operacji otwarcie, Gatt mógłby się zaniepokoić i zaatakować nas natychmiast, by nie pozwolić nam skończyć pracy.Nic wówczas nie byłoby go w stanie powstrzymać.Wszystkie paki przygotowane przez Fallona musiały zostać otwarte, a ich zawartość, sztuka po sztuce, przerzucona do mojego baraku obok cenote.Prawdopodobnie najlepszym wyjściem było zatopienie skarbu tak, jak początkowo sugerowałem, ale nie chciałem rezygnować z zabezpieczenia, jakie stanowiła jaskinia.Oznaczało to zejście w dół, a z tym lepiej było poczekać, aż zapadnie zmrok i wścibskie oczy nie będą mogły nic wypatrzyć.Aż do wieczora staraliśmy się nadać obozowi pozornie normalny wygląd.Sporo kręciliśmy się po terenie i stopniowo wszystkie cenne przedmioty zostały zgromadzone na podłodze mojego baraku, gdzie Rudetsky pakował je do metalowych koszy, używanych wcześniej do wydobywania tych samych rzeczy z dna cenote.W planie mieliśmy także umocnienie baraku, tak aby można się było w nim bronić.Było to kolejne zadanie, z którego realizacją trzeba było poczekać do zapadnięcia zmroku.Ale Smith i Fowler włóczyli się po obozie, dyskretnie dobierając potrzebne do tego materiały i gromadząc je w miejscach łatwo dostępnych w nocy.Te kilka godzin zdawało się ciągnąć w nieskończoność, aż wreszcie słońce zaszło w czerwonej mgiełce, która przypominała zakrzepłą krew.Zabraliśmy się do roboty.Smith i Fowler przynieśli drewniane belki, które miały choć trochę ochronić barak przed kulami, i zaczęli je przybijać w odpowiednich miejscach.Rudetsky przygotował kilka dużych butli tlenowych, a my przyciągnęliśmy tratwę do brzegu i załadowaliśmy je na pokład.Było to trudne zadanie ze względu na ich ciężar oraz panujące ciemności.Umieściliśmy też na tratwie wszystkie skarby i wreszcie mogliśmy z Katherine zejść w dół.Jaskinia była wypełniona świeżym powietrzem i nic się nie zmieniło od czasu, gdy ją opuściliśmy.Uniosłem się, zapaliłem światło, które zainstalowałem wewnątrz, i wyłączyłem swoją latarkę.Ponad poziomem wody w pieczarze znajdował się występ skalny na tyle szeroki, że mogliśmy na nim bez trudu wszystko zmieścić.Usiadłem na nim, pomagając Katherine wyjść z wody.— Jest tu mnóstwo miejsca na przechowanie tych rzeczy — powiedziałem z zadowoleniem.Bez większego zainteresowania skinęła głową.— Przykro mi, że Paul przysporzył tyle kłopotów, Jemmy.Ostrzegałeś mnie, ale byłam zbyt głupia, by ci uwierzyć.— Co spowodowało, że zmieniłaś zdanie?— W końcu zaczęłam myśleć — zawahała się.— Zadałam sama sobie kilka pytań na temat Paula.To ty sprawiłeś, że zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać.Zapytałeś mnie, co czuję do Paula, miłość czy lojalność.Nazwałeś to źle umiejscowioną lojalnością.Znalezienie odpowiedzi nie zajęło mi wiele czasu.Problem w tym, że Paul nie zawsze jest, był taki.Myślisz, że nie żyje?— Nie wiem.Nie było mnie tam, kiedy to się stało.Rudetsky uważa, że zginął.Ale może ocalał.Co zrobisz, jeśli właśnie tak będzie?— Co za pytanie w takiej chwili? — Roześmiała się drżącym głosem.— Czy sądzisz, że to, co tutaj robimy, ma sens? — Wskazała wilgotne ściany pieczary.— Mam na myśli pozbycie się tego, czego chce Gatt.— Nie mam pojęcia.Dużo będzie zależało od tego, czy uda się nam z nim porozmawiać.Jeśli byłbym w stanie przekonać go, że nie ma nawet cienia szansy dostania tych rzeczy, to może skłoniłbym go do układów.Nie wyobrażam sobie, by zabił sześcioro albo siedmioro ludzi bez powodu, chyba że jest szalonym mordercą, ale o to go nie podejrzewam.— Niemożność uzyskania tego, na czym mu zależy, może go doprowadzić do szału.— Tak — powiedziałem zamyślony.— On będzie cholernie rozczarowany, a my będziemy musieli się z nim delikatnie obchodzić.— Jeżeli tylko z tego wyjdziemy, rozwiodę się z Paulem.Nie mogę już z nim żyć.Dostanę rozwód w Meksyku, będzie ważny wszędzie, gdyż ślub też tutaj zawarliśmy.Przez chwilę zastanawiałem się nad jej słowami.— Odnajdę cię.Miałabyś coś przeciwko temu?— Nie, Jemmy.Chciałabym tego.Może udałoby się nam zacząć wszystko od nowa.— Zaczynanie od początku nie przychodzi tak łatwo — westchnąłem posępnie.— Nigdy już tego nie zapomnimy, Katherine, nigdy.— Przygotowałem się do założenia maski.— Chodź, Joe będzie się o nas niepokoił.Wypłynęliśmy z jaskini i zaczęliśmy mozolną pracę przenoszenia skarbów z kosza, który Rudetsky opuścił do pieczary.Kosz po koszu te przeklęte rzeczy zjeżdżały w dół.Zajęło nam to sporo czasu, ale w końcu pozbyliśmy się wszystkiego.Byliśmy pod wodą przez dwie godziny, ale nie schodziliśmy poniżej dwudziestu metrów, więc czas dekompresji wynosił niecałą godzinę.Joe opuścił wąż, który zwisał obok liny kotwicznej, a my sczepiliśmy dwa zawory na końcu automatów oddechowych przy naszych akwalungach.W ciągu tej godziny Rudetsky dostarczał nam powietrze z dużych butli na tratwie.Nie chcieliśmy używać kompresora, gdyż spowodowałby zbyt wiele hałasu.— Wszystko w porządku? — zapytał, kiedy w końcu wydostaliśmy się na powierzchnię.— W porządku — odparłem i zakląłem, uderzywszy palcem nogi o butlę z tlenem.— Słuchaj, Joe, wyrzucimy te butle do wody.Mogłyby nasunąć Gattowi różne pomysły, może nawet sam umie nurkować.A tak nic nie zdziała bez butli tlenowych.Stoczyliśmy butle z tratwy, wpadły z pluskiem do cenote i zatonęły.Kiedy dopłynęliśmy do brzegu, byłem już bardzo zmęczony, a jeszcze wiele pozostało do zrobienia.Smith i Fowler wzmocnili barak, lecz możliwości ich nie były zbyt wielkie.Trudno ich za to winić.Nie mieliśmy przecież odpowiednich materiałów.— Gdzie Fallon? — spytałem.— Chyba w swoim baraku.Znalazłem go siedzącego z ponurą miną za biurkiem.Odwrócił się, gdy zamknąłem drzwi.— Jemmy! — powiedział z rozpaczą.— Ale wpadliśmy! Ale strasznie wpadliśmy!— Drink dobrze ci zrobi.— Zdjąłem z półki butelkę i dwie szklanki.Nalałem do nich po kilka kieliszków czegoś mocnego i jedną z nich podsunąłem Fallonowi.— To nie twoja wina.— Oczywiście, że moja — przerwał mi szorstko.— Nie potraktowałem Gatta wystarczająco poważnie.Ale kto by pomyślał, że taki rozbój może się zdarzyć w dwudziestym wieku?— Sam kiedyś powiedziałeś, że Quintana Roo nie znajduje się w samym centrum cywilizowanego świata.— Wypiłem łyk whisky i poczułem ciepło w gardle.— Te ziemie tkwią jeszcze w osiemnastym wieku.— Przesłałem wiadomość przez chłopców, którzy wyjechali.Listy do władz w México City o tym, co tutaj znaleźliśmy.— Nagle zaniepokoił się.— Chyba nie spotkało ich nic złego ze strony Gatta?— Nie sądzę.Trudno, żeby we wszystko się wdawał, bo władze mogłyby się zorientować, że coś nie jest w porządku.— Powinienem był to zrobić wcześniej — powiedział Fallon z żalem.— Departament Starożytności uwielbia sprawować nadzór nad wykopaliskami.To miejsce zaroi się od urzędników, gdy tylko rozejdzie się wiadomość.— Posłał mi wymuszony uśmiech.— Dlatego właśnie nie zawiadamiałem ich wcześniej, przez jakiś czas chciałem mieć to wszystko dla siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript