Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po kilku dniach zaczęło im się wydawać, że nową ciotkę znają od wieków, i oto po głębszym namyśle uśmiechnął się najpierw Jan, a zaraz potem Józef.Dowiedzieli się od niej o wielu przygodach z jej żywota, który był pracowity niezmiernie i tak szary jak jej mądre oczy.Muzyk Jan zdumiał się, kiedy ta grzmiąca góra zaczęła rozprawiać o muzyce i o jej nieśmiertelnym pięknie, ludzkości aż po skończenie świata nie przestanie tęsknić dusza człowieka, nasłuchująca niebiańskiej melodii nawet w ciemnej pustce, pośród gwiazd, grających strunami promieni.Zdumiał się malarz Józef, kiedy ten damski dragon począł rozprawiać o cudach światła, które zdolne jest rzucić tęczę na kałużę, a zmarzłą grudę błota zamienić w diament.Donośnym głosem uwielbiała słońce, bez którego - jak pewien powiedział poeta: „wszystko na świecie byłoby tym tylko, czym jest” - a przeto: szarością, czernią, smutkiem, surową prawdą bez tęczy ułudy, bez przecudownej zmienności, bez barwy złotej, srebrnej i purpurowej.Umiała mówić pięknie i bez wysiłku, a tak prosto i jasno, jak gdyby miała do oznajmienia dobre i radosne jedynie nowiny.Zaczęli jej słuchać z zapartym oddechem, dziwiąc się wielce, że tyle widziała na tej zgrzebnej ziemi i tyle z niej umiała zebrać blasków jak złocistych kłosów.Już im się zmywanie talerzy nie wydało takie nudne i uwłaczające ich skrzydlatej dumie.Z wolna zaczęli mianować ją „ciocią”, zaczęli śmiać się razem z nią, choć im się nieraz zdawało, że rejent spogląda na to wszystko wzrokiem złowrogim.Miała jednak rację ciocia Kasia - (już nie okrutna Katarzyna) - że nie ona pana rejenta, lecz pan rejent będzie się bojał jej.Od czasu jej pobytu w tym domu nie dał znaku Życia.Może kalkulował W mądrej głowie znakomitego kauzyperdy, że nie ci dwaj niedowarzeni młokosi, nie pani Marta, dobrotliwa i niezaradna, lecz właśnie ta mocna i potężna kobieta potrafi rozwikłać jego dzieło, które zamierzył.Ze wszystkiego, co się dotąd zdarzyło, widać było wyraźnie, że się rejent niepokoi i dręczy w zaświatach.Pozostawił potomków, którzy się rozbiegli po świecie, pozostawił pismo, którego nikt nie odczytał, więc się zapewne gryzł w sercu i na rozpaczliwe ważył się imprezy.Teraz krew z jego krwi, kość z jego kości, Katarzyna Mościrzecka, która by mogła, chwyciwszy za szczyty, przybliżyć do siebie góry, dopóty nie spocznie, dopóki swego nie dokona.Dość długo czekano w domu przy ulicy Zawiłej na resztę Mościrzeckich.Z oznaczonego terminu dni trzydziestu ubiegła już połowa, a poza panną Katarzyną nikt się nie zgłosił.Młodzieńcy zaczęli snuć przypuszczenia, że poza nimi ród wygasł, mądra ciocia natomiast była zdania, że Mościrzeckich musi być wielkie mnóstwo, lecz nie zgłaszają się w obawie, że coś komuś za coś trzeba będzie płacić.Obydwa domysły pisane były na wodzie, po której przyżeglował dnia jednego dziwny ludzki stwór.Był to młodzian wysoki i nieprzyzwoicie chudy.Przyjemną gębę miał zasianą hreczką piegów, jak gdyby ktoś na niej rozprysnął żółtą farbę.Wesołe, niebieskie oczy patrzyły bystro spoza rogowych okularów, które musiały być nieodzownym dodatkiem do tej dziwacznej figury, mogło się bowiem wydawać, że z tej wysokości, na której znajdowała się jej głowa, figura nie zdoła niczego zobaczyć bez szkieł na ziemskich nizinach.Ciocia Kasia potężnego była wzrostu, przybysz jednakże, wyniosły jak maszt, przewyższał ją znacznie, toteż spojrzała na niego z trwożliwym szacunkiem.A on nic - tylko się uśmiechał.Uśmiech tego dryblasa był zgoła czarujący.Wszystko się promieniście uśmiechało na tej fizjonomii: i usta, i oczy, i każdy muskuł, nakrapiany piegami.Stwór ten z wszelką pewnością nie posiadał w sobie żółci i nie był zdolny do uczuć burzliwych i gwałtownych.Wroga, jeśliby mógł mieć wrogów, rozbrajał zapewne tym tkliwym, ślicznym, zniewalającym uśmiechem.Brzydki był jak złośliwa karykatura, a na pierwszy jego widok chciało się wyciągnąć w jego stronę serdecznym ruchem obie ręce i uścisnąć wielkoluda, byle ostrożnie, aby go nie przełamać w połowie jak kruchego patyka.Gdy wszedł do pokoju, uczyniło się w nim jakoś radośnie i miło.Uśmiechnął się nakrapiany wielkolud, a w tej samej chwili uśmiechnął się kościsty dragon - ciocia Kasia.Uśmiechnął się po raz drugi i trzeci, a panowie Jan i Józef odpłacili mu natychmiast tą samą złotą monetą, będącą w wiecznym obiegu wśród ludzi uczciwych i dobrych.Przedziwny młodzieniec nie mógł mieć więcej ponad lat osiemnaście, i to jedynie mogło budzić niezmierny podziw, że w tak krótkim czasie wyrósł ponad rozsądną miarę.Głosem miękkim - (i w głosie też miał uśmiech!) - oznajmił, że się zowie Ralf Mościrzecki i że się zjawia na wezwanie, bo strasznie lubi wszelkie awantury, przeczuwa zaś, że się jakaś zdarzy.Urodził się w Ameryce i pewnie dlatego jest taki wysoki, gdyż w Ameryce wszystko jest na wielką skalę.Dziwne imię Ralf otrzymał na pamiątkę chrzestnego w Ameryce, Polaka, Ralfa Modrzejewskiego, nazywanego tam Modjeskim.Obecnie bawi w Polsce, skąd się wywodzi jego ród, przybył do Zakopanego na doroczny zjazd „Polaków z zagranicy”.Na te zjazdy przybywają młodzi Polacy ze wszystkich zakątków świata i w ślicznych domkach przy drodze do Doliny Kościeliskiej wymieniają serca i dusze, ten z Australii, tamten z Kalifornii, gdzież jest bowiem taki kąt na tym bożym świecie, gdzie by wiatr jakiegoś nie posiał Polaka? Przeczytawszy ogłoszenie, zjawia się po to przede wszystkim, aby poznać nie znaną rodzinę i opowiedzieć rodzicom w Detroit, że na własne oczy widział innych Mościrzeckich.(Uśmiechnął się jak słońce).- Już widzi troje krewniaków, dwóch wybornych dżentelmenów i jedną niezmiernie miłą lady.- (Uśmiechnął się jak majowy poranek.)Na kościste oblicze cioci Kasi wypełznął blady rumieniec.Rzekła potężnie:- Dotąd nic nie wiem, jakie nas łączy pokrewieństwo, ale może mnie pan… możesz, Ralfie… nazywać mnie ciocią.- To będzie byczo! - zakrzyknął wspaniały dryblas.- Dobre słowo, nieprawdaż? Nauczyli mnie tego w obozie w Zakopanem.Pochyliwszy się uściskał nową ciotkę, potem poklepał po plecach najpierw Jana, potem Józefa, wciąż się uśmiechając [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript