Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozległ się niski pisk i czerwone “coś” zniknęło.Stałam na skraju otworu, w którym spoczywał metalowy pojemnik.Ostrze miecza przebiło go, jakby był spulchnioną ziemią.W środku coś się gotowało i skwierczało tak, że pojemnik tracił kształt, zmieniając się w masę, która z kolei wsiąkła w ziemię.W ciągu paru chwil nie było po nim śladu.Teraz podłoże, na którym stałam, zaczęło pękać i kruszyć się.Najpierw wokół brzegów, a następnie erozja rozprzestrzeniła się na kształt rozbiegających się fal.Jedna z nich dotknęła stóp pierwszego ze stojących mężczyzn.Drgnął i poruszył się, ale w chwilę potem stał się szkieletem okrytym zardzewiałym pancerzem, by rozsypać się z trzaskiem po ziemi.To samo działo się z następnymi.- Są martwi! - odezwał się Jervon.Spojrzałam na niego.Stracił swą sztywność i powolność.Rozglądał się wokół, jak ktoś zbudzony z odrętwienia.- Tak, są martwi od bardzo dawna, tak jak teraz martwa jest ta pułapka - odparłam, wyciągając z dziury miecz.Ale trzymałam tylko trzy czwarte broni.Czubek, który to “coś” przebił, zniknął, jakby zetknął się z kwasem.Schowałam miecz zaskoczona siłą tego, co eksplodowało z pudła.Elyn! Prawie zapomniałam, co mnie tu przywiodło.Przerażona spojrzałam tam, gdzie powinien stać.Był tam! Zaczął się nawet nieporadnie poruszać unosząc niepewnie dłoń i potknął się o kości mniej szczęśliwego poprzednika.Podbiegłam doń.Mrugnął oczami rozglądając się; jak ktoś budzący się ze snu i stwierdzający, że nie wszystko było jawą.- Elyn! - potrząsnęłam nim delikatnie jak dzieckiem, które obudziło się z krzykiem.- Elys? - spytał wolno, jakby nie wierząc własnym oczom.- Elys - potwierdziłam i wydobyłam puchar.Czerń zniknęła, a w świetle księżyca srebro lśniło tak, jakby puchar dopiero co wykonano.Elyn wyciągnął rękę i dotknął go palcem.- Srebrzysta smocza łuska… - wyszeptał.- Tak, powiedziała mi, że jesteś w niebezpieczeństwie… przywiodła mnie tu…Słysząc to rozejrzał się wokół.Erozja rozprzestrzeniła się, pochłaniając następne kolumny.Siła, która je zbudowała, zniknęła, a wraz z nią i one.- Gdzie… gdzie jest to miejsce? - spytał tak zaskoczony że zaczęłam się zastanawiać, czy cokolwiek pamięta.- To jest serce Klątwy Ingaret, byłeś w nie złapany…- Ingaret! - to słowo wystarczyło, aby go doprowadzić do pełni władz umysłowych - Brunisenda! - Co… gdzie ona jest?- Bezpieczna w Coomb Frome - odparłam, czując jak oddala się ode mnie, choć nie poruszył się wcale.- Nie pamiętam… - mruknął niepewnie.- To bez znaczenia.Jesteś wolny.- Wszyscy jesteśmy wolni, pani, ale należałoby się postarać, abyśmy takimi pozostali - odezwał się Jervon podchodząc ku nam.Nadal trzymał w dłoni miecz, a jego zachowanie wskazywało jasno, że czuje się jak na zapleczu wroga, lada moment oczekując ataku.- Moc zniknęła - tego byłam pewna.- A skąd pewność, czy to jedyna w okolicy? Poczuję się bezpieczniej, gdy będziemy na koniach i w drodze powrotnej.- Kto to jest? - zdziwił się Elyn.- To Jervon, Marszałek Harerdale, który udał się wraz ze mną.Dzięki jego pomocy wygraliśmy bitwę z Klątwą.- Wyrazy podziękowania - wymamrotał Elyn.Wybaczyłam mu brak manier, kładąc to na karb otumanienia.- Coomb Frome… gdzie ono leży? - spytał po chwili żywszym tonem.W tym momencie napięcie, w jakim żyłam ostatnio, i wysiłek włożony w walkę, jaką stoczyłam tej nocy, dały znać o sobie.Zachwiałam się, padając ze zmęczenia.Natychmiast objęło mnie ramię silne jak ściana Warowni, nie pozwalając mi upaść.- Jedźmy więc - usłyszałam z dali głos Elyna.- Zaraz! - głos Jervona był rozkazem.- Twoja siostra jest wyczerpana.Elyn rozejrzał się niecierpliwie.Wyraz twarzy miał taki jak przed laty, gdy był niezadowolony.- Ja… - zaczął, ale zamilkł i po chwili dodał - no dobrze.* * *- Może zachował się tak, jak każdy by się zachował.Tylko, że od twojego brata nie oczekuje się, aby zachowywał się jak każdy i… - przerwał, ale po chwili kontynuował.- Nie oczekuj pani… Och, dajmy spokój, może wszędzie widzę niebezpieczeństwo.Co powiesz na trochę jedzenia?Nie wiem, jak dostaliśmy się do koni… Pamiętam, jak przez mgłę, że leżałam przykryta płaszczem, a ktoś trzymał mnie za rękę i namawiał do zaśnięcia.Obudził mnie wspaniały aromat piekącego się mięsa.Przez na wpół otwarte oczy dostrzegłam blask ognia i nabitą na żerdź przepiórkę, przy której czuwał Jervon.Elyn… Wolno obróciłam głowę, ale nigdzie nie mogłam go dostrzec.- Elyn! - krzyknęłam.Jervon obrócił się błyskawicznie i podbiegł do mnie.- Jest bezpieczny.Odjechał o północy.Niepokoił się o żonę i swoje stanowisko.Rozbudziłam się już wystarczająco, aby wyczuć w jego głosie ton, który mnie zaniepokoił.- Ale niebezpieczeństwo… mówiłeś, że jechać samemu jest niebezpiecznie… we troje… - mamrotałam, czegoś tu nie rozumiejąc.- Jest dorosłym, dobrze uzbrojonym mężczyzną.Czy chciałabyś, abym go ogłuszył, żeby został? - spytał tym samym tonem.Wstał gwałtownie, na wpół obracając się w stronę ogniska.Teraz zauważyłam wyraz jego twarzy, który obserwowałam tylko w paru określonych sytuacjach.- Gdyby ktoś zrobił dla mnie to, co ty zrobiłaś dla niego, nie opuściłbym go.Tymczasem wszystko o czym on był w stanie myśleć, to jego pani! Skoro tyle o niej myśli, to jak się w to wplątał?- Najprawdopodobniej nie pamięta.Najczęściej czary taki mają skutek.A sam wiesz, jaki czar ona rzucała.Gdyby nie twój talizman, ty zachowałbyś się tak samo…- Wystarczy! - przerwał mi, nie tracąc jednak ciepła w głosie.* * *Kiedy skończyliśmy jeść, był już świt [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript