[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Niezwykłe - zauważył Ambrose Congreve.- Bezpieczny dom wtakim miejscu to dar od Boga dla każdego, kto pragnie prywatności.- Ano - przyznał Drummond.- Mieszkałem w okolicy przezprawie sześćdziesiąt lat i nie słyszałem o tym miejscu z piekła rodem.Od lat nikt tu nie zaglądał i nikt nie jezdził tą drogą.- McMahon ręczy, że to tu - rzekł Congreve głosem człowiekanie do końca przekonanego, że ów dom jest tym, czym miał się oka-zać.- Jakoś nie widać, żeby terroryści uwijali się tu jak w ulu, jak toopisywał nasz sowicie opłacany informator - zauważył z przekąsemAlex Hawke.- Może zejdziemy i przyjrzymy się bliżej?Kiedy zaczęli schodzić stromym i błotnistym zboczem, czującwilgotne gałęzie na twarzach, wszyscy postawili kołnierze, bo wie-czór był chłodny.Zcieżka była śliska i musieli stawiać uważnie kroki,by się nie przewrócić.Hawke szedł na czele i lekko irytowała go opieszałość towarzyszy.Przecież zaraz zapadnie noc, myślał, zatrzymując się, by poczekać naCongreve'a i Drummonda.Nie miał zamiaru spędzić całej nocy naczatach w tym koszmarnym miejscu - zwłaszcza że za chwilę miałolunąć.Oczywiście lekkomyślnie nie przygotowali się na taką ewen-tualność.240- Co to było? - zapytał nagle Ambrose, chwytając Drummonda zaramię i rozglądając się.- Nic - odparł poirytowany Hawke.- A jak ci się wydaje?Congreve obejrzał się ze strachem w mrok i rzekł:- Wydaje mi się, że usłyszałem tam jakiś trzask.jakby coś alboktoś szedł przez krzaki.Ale to pewnie wiatr.- Oczywiście, że wiatr - uspokoił go Drummond.- A co ty się takizrobiłeś strachliwy?- Strachliwy? Powiem ci, czego się boję.I szczerze mówiąc,dziwię się, że tobie też to nie przyszło do głowy.- Co takiego?- Pułapka, Bull-Dog.Nie wierzę temu McMahonowi ani za grosz.To dwulicowy pijak.A jeśli zmienił zdanie? Obudził się przerażony?Powiedział swoim kumplom z IRA o swojej rozmowie ze mną iHawkiem Pod Lwem i Owcą?- Na pewno jest do tego zdolny - wtrącił Hawke.- To znaczy dopaniki.- Albo zrobił to z premedytacją - rozważał Ambrose.- Zdradziłnam tę tajną Gospodę pod Szczekającym Psem.Twierdził, że tobezpieczny dom IRA.A tymczasem mogą na nas zastawić pułapkę.Tutaj.Dzisiaj.- I odpuściłby pieniądze? Przecież to niezła sumka.A jeszcze jejnie dostał.- Bull-Dog, wsadziliśmy go do więzienia na dwadzieścia lat.Jaksam mówi, za niewinność.Chce się zemścić.A to miejsce wydaje misię za bardzo.spokojne.coś mi tu nie pasuje.Hawke zaskoczył Congreve'a, przyznając mu szybko rację.Się-gnął do plecaka i wyciągnął lekki karabin maszynowy Heckler &Koch kaliber 9 mm ze składaną kolbą.Wyjął też noktowizor i zawiesiłgo sobie na pasku na szyi.- Myślę, że macie sporo racji, posterunkowy.To idealne miejscena zasadzkę.Odizolowane.Niewykluczone, że pozakładali tu bombydomowej roboty.Proponuję się schować w krzakach na tej półce zwidokiem na dom.Za chwilę się rozpada, a pod drzewami trochęmniej nas zmoczy.Posiedzmy tam cicho z godzinę lub coś koło tego.Jeśli nic się nie będzie działo, wracamy na górę do land rovera.241- A jeśli coś się stanie? - zapytał Drummond.- Siedzimy spokojnie.Obserwujemy.Oceniamy sytuację.Potemwrócimy z większą liczbą ludzi i lepiej uzbrojeni.Mogę załatwićasystę jednostki brytyjskich komandosów.- Zwietny pomysł - przyklasnął Congreve z ulgą.Otulił sięmocniej impregnowaną kurtką Barbour.- Idzie deszcz.Ruszmy się.Blisko godzinę pózniej, mokrzy i głodni, usłyszeli warkot pracu-jącego silnika.Spomiędzy drzew przy starym gościńcu błysnęła parareflektorów w strugach deszczu.Kilka chwil pózniej stara ciężarówkazatrzymała się przed bramą Gospody pod Szczekającym Psem.Zgasłsilnik, potem reflektory.Z pojazdu wysiedli dwaj mężczyzni, jeden przysadzisty, uzbrojeniw krótkie karabiny maszynowe.Rozejrzeli się szybko po drodze inajbliższej okolicy budynku.Na głowach mieli czarne kominiarki.Zadowoleni, że nikt ich nie śledzi, wzięli się do roboty.Jeden z nichposzedł na tył ciężarówki, gdzie odsznurował i podniósł plandekę.Drugi wszedł do domu i po chwili przez szczeliny w okiennicachmożna było dostrzec światło, na dole i na piętrze.Spod plandeki wyskoczyło sześciu kolejnych mężczyzn.Wszyscybyli uzbrojeni i ubrani od stóp do głów w strój z kamuflażem.Zaczęliwyładowywać drewniane skrzynie na tyle ciężkie, że musiało je nieśćpo dwóch mężczyzn.Lało jak z cebra.Zamaskowani przybysze uwi-jali się, żeby znieść sprzęt do budynku.Kiedy wszystko rozpakowali, dwaj ubrani na czarno zostawilipozostałych sześciu w domu i wsiedli do ciężarówki.Silnik staregoauta zaskoczył i ciężarówka, warcząc, zaczęła się oddalać w stronęrzeki i mostu.To była jakaś ważna dostawa, uznał Hawke, ale cotakiego przywiezli?- Napatrzyliście się, panowie? - zapytał Hawke, podnosząc nok-towizor na czoło.- Owszem - odparł Congreve.- Wracajmy na górę jak najszyb-ciej.Mogą zaraz rozesłać patrole.Ja bym tak zrobił.Jakby na potwierdzenie jego słów z cienia na tyłach gospodywychynęło dwóch mężczyzn.Widać było, że obaj mają broń auto-matyczną.Natychmiast się rozdzielili.Jeden poszedł w stronę rzeki,drugi w stronę wzgórza, gdzie trzydzieści metrów wyżej przycupnęliw krzewach trzej szpiedzy.242- Spadamy - szepnął Hawke.Pół godziny pózniej cala trójka siedziała bezpiecznie w ciepłymwnętrzu najnowszego czarnego range rovera.Drummond był kie-rowcą. Zarekwirował auto z garażu rycerza Glin.Pędzili wijącą sięwąską drogą otoczoną wysokimi żywopłotami.Wracali w stronęmiasteczka i niewielkiego pensjonatu, gdzie się zatrzymali.- Niezły wóz - przyznał Congreve, kiedy pędzili wiejską drogą.-Jak długo możemy z niego korzystać?- Rycerz ma ich całą flotę - wyjaśnił Drummond.- Nawet niezauważy, że jednego nie będzie przez kilka dni.- Bull-Dog, kiedy dojedziemy do miasta, podrzuć mnie, proszę,do jednostki wojskowej
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|