[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Pokój pojaśniał.Rozejrzałem się wokół.Daymar miał nieobecny wyraz twarzy, Cawti zaś była zarumieniona i zmęczona.Miałem ochotę na wino, ale nawet wydanie telepatycznego polecenia komuś na górze wydało mi się zbytnim wysiłkiem.- Cóż.- oznajmiłem wszystkim obecnym - wygląda na to, że przed czarami się nie zabezpieczył.Daymar jakby się ocknął.- To było nader interesujące, Vlad.Dzięki, że pozwoliłeś mi się przyłączyć.Dopiero w tym momencie zrozumiałem, że nadal nie ma pojęcia, iż omal nie zniszczył mnie swoją “pomocą”.Miałem ochotę poinformować go o tym szczególe raczej dobitnie, ale nie chciało mi się - postanowiłem załatwić sprawę przy następnej okazji, gdyby znalazł się w pobliżu, gdy będę rzucał czar.Podałem mu kryształ - wziął go, przyjrzał mu się przez kilka sekund i kiwnął głową.- Możesz dzięki temu go zlokalizować?- Myślę, że tak.Przynajmniej spróbuję.Na kiedy potrzebujesz tę informację?- Na wczoraj.Czyli tak szybko jak zdołasz.- Jasne.A tak na marginesie, dlaczego go szukasz?- A dlaczego chcesz wiedzieć?- Zwykła ciekawość.To idealnie do niego pasowało, ale i tak wolałem mu nie mówić.- Wolałbym nie wnikać w szczegóły, jeśli nie masz nic przeciwko temu - zaproponowałem.- Jak sobie chcesz.W każdym razie, jeśli się dowiem, że jest martwy, to się nie zdziwię.- Daymar.- Przecież nic nie mówię.Dam ci znać, jak go znajdę.To nie powinno potrwać dłużej jak dzień albo dwa.- Dobra, wtedy się zobaczymy.albo możesz przekazać informacje Kragarowi, jeśli wolisz.- Jasne - skinął głową i zniknął.Zmusiłem nogi do współpracy i odlepiłem się od ściany.Zgasiłem lampy, pomogłem Cawti wyjść i zamknąłem drzwi.- Lepiej coś zjedzmy - zaproponowałem.- Może być.Potem kąpiel i dwadzieścia lat snu.- Chciałbym mieć czas na ostatnie dwa punkty programu, ale obawiam się, że będę musiał wracać do roboty.- Doskonale: wyśpię się za ciebie.- To cholernie miłe z twojej strony.Podpierając się wzajemnie niczym para pijaków, wspięliśmy się powoli na schody.Loioshowi to w niczym nie przeszkadzało - spał zwinięty wokół mojej szyi.ROZDZIAŁ 6“Prawdziwe bohaterstwo wymaga starannego planowania i jeszcze staranniejszego unikania”Zjedliśmy z Cawti obiad w jednej z restauracji, w której mam udziały.Zrobiliśmy to wolno i metodycznie, rozkoszując się wracającymi siłami.Fizyczne zmęczenie towarzyszące posługiwaniu się czarami mija szybko, ale psychiczne jest silniejsze i bardziej długotrwałe - dopiero w połowie posiłku mogłem uznać, że odpocząłem i czuję się nie najgorzej.Z drugiej strony nadal jeszcze uważałem kontakt telepatyczny za zbyt męczący i miałem nadzieję, że nikt go w najbliższym czasie ze mną nie nawiąże.Posiłek zjedliśmy w milczeniu, ciesząc się własnym towarzystwem, i dopiero gdy skończyliśmy, Cawti spytała:- Więc wracasz do pracy, a ja mam siedzieć w domu i uświerknąć z nudów.- Jakoś nie wyglądasz na uświerkniętą - oceniłem, na wszelki wypadek sprawdzając.- I nie przypominam sobie, żebyś w zeszłym miesiącu prosiła o pomoc.- Hmm.bo jej nie potrzebowałam: tamto było drobnostką, a to wygląda mi na duże zlecenie.Tak na marginesie, rozpoznałam cel i mam nadzieję, że uczciwie ci za niego zapłacili.Powiedziałem jej, ile mi zapłacili.- Uczciwie - oceniła.- A kto ma coś do niego?Na wszelki wypadek rozejrzałem się - nie lubię rozmawiać o sprawach zawodowych w takich miejscach, ale Cawti zasługiwała na rzeczową odpowiedź.- Cały Dom Jherega albo wszyscy, którzy już wiedzą co zmalował.Reszta będzie się przyłączać, jak się dowie.- A co zrobił? Przecież nie zaczął mówić?!- Nie.Za to prysnął z dziewięcioma milionami funduszu operacyjnego rady.Tym razem ją zaskoczyłem.Przez naprawdę długą chwilę przetrawiała tę rewelację, nim spytała:- Kiedy to się stało?- Trzy dni temu.Skontaktował się ze mną Demon.Osobiście.- No proszę! Jesteś pewien, że nie wpakowałeś się w coś, z czym sobie nie dasz rady?- Nie jestem - odparłem radośnie.- Mój mąż, optymista.Cóż.jak cię znam, to zlecenie już przyjąłeś.- Oczywiście.Nie trudziłbym się, żeby go znaleźć, gdyby było inaczej, prawda?- Prawda.Tak tylko miałam nadzieję.Loiosh obudził się, rozejrzał z zaciekawieniem i zlazł z mojego ramienia, zajmując się natychmiast nie ogryzionymi żeberkami toalmotha na moim talerzu.- Wiesz, dlaczego zaproponował ci to zlecenie? - spytała Cawti, nagle zaniepokojona.Widziałem, że zaczyna mieć te same skojarzenia co ja podczas rozmowy z Demonem.- Wiem i ma to sens - streściłem jej tok myślowy Demona.Wydała się usatysfakcjonowana.- A nie myślałeś, żeby kogoś podnająć?- Nie, jestem zbyt chciwy.Jeśli kogoś podnajmę, to nie będę w stanie zbudować ci zamku
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|