[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Po chwili zaczęła owijać je wokół mojej głowy, tak by zakleić mi usta.Znajdowałam się w stanie lekkości, który ledwie można było nazwać świadomością.Ciężar z mojej klatki piersiowej ustąpił i przekręcono mnie twarzą w dół.Leżałam teraz przyciśnięta do postrzępionej kłującej powierzchni.Kiedy wiązano mi kostki i nadgarstki, po wewnętrznej stronie mojego uda przebiegły w górę delikatnie, badawczo palce.Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam.W dalszym ciągu walczyłam o powietrze.Widziałam buty wychodzącego z sypialni Bobby’ego.Trzymał w rękach różową narzutę na łóżko, zrobioną z kordonka na szydełku; ciągnęła się za nim jak tren płaszcza.– Proszę – powiedział do matki.Wydała z siebie niezadowolony charkot.– Rozłóż ją.Uniosłam nieco głowę i patrzyłam, jak rozciągają narzutę na podłodze.Zostałam w nią zawinięta, przewleczona po podłodze i wepchnięta do szafy.Po chwili drzwi się zamknęły i zapadła ciemność.Nogi miałam niewygodnie podwinięte, supły narzuty właziły mi do oczu, wywołując łzawienie.Byłam w szoku, chwytałam łapczywie powietrze, ale mimo to próbowałam myśleć.Czy ktoś będzie mnie szukać? Czy ktokolwiek będzie w stanie mnie znaleźć! Na pewno nikt nie słyszał moich krzyków.Zabiją mnie? Łzy paliły mi oczy.Ta kobieta jest szalona, ale czy aż tak, by mnie zabić? Ramię rwało boleśnie.A więc Dan się mylił.Ja też.Czy on jeszcze żyje? Jak długo ja sama pożyję? Z gorzką ironią przypomniałam sobie biało-czerwone paciorki, lekkomyślnie rzucone na komodę, i resguardo, które wyrzuciłam do śmieci.Czy ktokolwiek zacznie się zastanawiać, gdzie jestem, zanim będzie za późno? Kto może wiedzieć, gdzie mnie szukać? Onnie nie miała powodu pamiętać adresu, który dla mnie sprawdzała, nie mówiąc już o przekazaniu go do redakcji.Wyraźnie ją prosiłam, by nikomu nie mówiła, że dzwoniłam.Przez jakiś czas za drzwiami mojego ciemnego więzienia rozlegały się i cichły głosy.Potem zapadła cisza.Co będzie, jeżeli wyjadą, żeby się ukryć? Jak długo potrwa, zanim ktoś się pojawi? Zbyt długo.Dla mnie na pewno będzie to zbyt długo.Zdrętwiała mi noga, ale o jakiejkolwiek zmianie pozycji nie było mowy Po długim czasie – może po godzinie – obudził mnie jakiś hałas.Zaczęłam nasłuchiwać; każdy nerw miałam napięty do granic wytrzymałości.Trzasnęły drzwi.Rozległy się kroki.Otworzono drzwi szafy, lecz natychmiast zamknięto je znowu.Po upływie następnych kilku minut znów je otworzono i zostałam wyciągnięta z szafy.Przeszło mi przez myśl, że mnie zabiją i w żaden sposób nie będę mogła temu zapobiec.Przeciągnięto mnie za nogi przez dom, próg, potem trzy schodki w dół.Jęczałam przez zaklejone taśmą usta.Na koniec podniesiono mnie i gdzieś bezceremonialnie wrzucono.Narzuta się rozwinęła, więc ciśnięto ją na mnie.Czyjeś dłonie przyparły mnie do podłoża, huknęła zamykana klapa.Leżałam w bagażniku samochodu.Było tu ciemno jak w grobie i ciasno jak w puszce, śmierdziało zużytym powietrzem i spalinami.Nie wiadomo dlaczego pomyślałam o praniu, którego nie wyjęłam z suszarki.Billy Boots i Bitsy nic nie jadły od rana.Czy kiedyś jeszcze je zobaczę?Spróbowałam się przekręcić i wcisnęłam twarz w coś miękkiego o zapachu olejku do opalania, piasku i soli morskiej.Moja torba plażowa! Byłam w bagażniku własnego samochodu! Ktoś siadł za kierownicą i t-bird lekko się zakołysał.Trzasnęły drzwi.Zabrzęczały kluczyki.Uruchomiono silnik i samochód zaczął się cofać.Dokąd mnie zabierają? Opadła mnie fala strachu.Do środka wsiadła jedna osoba – jeżeli to Bobby, warto było spróbować go przekonać, najpierw jednak musiałam zerwać z ust taśmę.Widywałam zwinnych więźniów, którzy – skuci kajdankami za plecami – potrafili tak przełożyć nogi między rękami, że kajdanki znajdowały się z przodu.Zapierając się o bok bagażnika, wyginałam się i szarpałam, aż odniosłam wrażenie, że wykręciłam sobie oba barki.Ranne ramię nie tylko bolało, ale dodatkowo krwawiło.Nie było dość miejsca na wygibasy, musiałam więc spróbować czegoś innego.Byłam związana i zaklejona taśmą, ale dość elastyczną i rozciągliwą, żeby spróbować coś z nią zrobić po uwolnieniu się od narzuty.Taśma wokół kostek i nadgarstków nieco się poluzowała, dzięki czemu nie tamowała przynajmniej obiegu krwi.Pamiętałam, że w bagażniku jest stosunkowo dużo ostrych załamań i łączeń blach, przekręciłam się więc na brzuch, uniosłam dłonie i zaczęłam macać wokół.Wygięte w łuk plecy bolały wściekle, barki płonęły ogniem.Kiedy tylko trafiłam na ostry brzeg, zaczęłam trzeć o niego taśmę.Pozycja była tak niewygodna, że musiałam przestać po dwóch czy trzech minutach.Oddychałam zbyt szybko i płytko, wskutek czego brakowało mi powietrza.Przekręciłam się jednak tak, że udało mi się położyć głowę na własnym ręczniku plażowym.Dla uspokojenia nerwów spróbowałam odtworzyć jego wygląd: było na nim napisane dużymi niebieskimi literami MIAMI BEACH, a pod napisem skakał wielki uśmiechnięty delfin.Co zrobiłby w tej sytuacji mój ojciec? Nigdy by się nie poddał – to było jasne.Kiedyś zorganizował dla siebie i innych więźniów politycznych ucieczkę z niesławnej Isle of Pines.Jeżeli on mógł uciec, mogę i ja.Wróciłam do pracy, starając się jak najciszej trzeć taśmę o metal.Jeden zwój puścił.Reszta poluzowała się i po kilku ruchach nadgarstkami miałam wolne ręce.Zaczęłam szarpać taśmę na ustach.Z ogromną radością wciągałam przez kilka minut powietrze i wydychałam spaliny.Taśma wisiała luźno wokół mojej szyi – wolałabym, żeby wisiały na niej paciorki ciotki Odalys.Modliłam się, by za kierownicą siedział Bobby.Wzięłam głęboki wdech.– Bobby! – zawołałam słabo.– Bobby, pomóż mi!Nie było odpowiedzi, ale samochód zwolnił.Następne zdanie zabrzmiało głośniej:– Bobby, posłuchaj, byłeś nieletni.Gdybyś powiedział policji, co się stało, jak zginęła Mary Beth, być może spędziłbyś w zamknięciu tylko krótki okres.W najgorszym wypadku do osiemnastego roku życia, a teraz byłbyś już wolny.Wyzwól się od matki, zacznij żyć na własny rachunek.Coś załomotało o tylne siedzenie i samochód gwałtownie zarzucił.Nagłe szarpnięcie, połączone z chmurą spalin, spowodowało, że zebrało mi się na mdłości.– Zamknij się! – wrzasnęła Mildred van de Hyde.– Zamknij się!Krew zastygła mi w żyłach, żołądek się przekręcił
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|